ZUS: Kobiety na zasiłku macierzyńskim mają prawo do świadczenia postojowego

<![CDATA[

Postojowe ma pomóc osobom prowadzącym działalność gospodarczą, które zostały dotknięte skutkami epidemii. Mogą się o nie ubiegać przedsiębiorcy (którzy nie zawiesili działalności), jeśli ich przychody spadły o co najmniej 15 proc. Świadczenie to nie zostanie wypłacone jednak osobom prowadzącym działalność, które podlegają ubezpieczeniom społecznym z innego tytułu.

Eksperci zwracali uwagę, że w takiej sytuacji są m.in. kobiety, które prowadzą firmę i jednocześnie pobierają zasiłek macierzyński (pisaliśmy o tym w DGP nr 96/2020 r. „Postojowe nie dla matki z firmą”).

Na korzyść matek

Okazuje się jednak, że ZUS interpretuje przepisy inaczej. W odpowiedzi na pytanie DGP wskazuje, że zasiłek macierzyński jest wprawdzie tytułem do ubezpieczeń społecznych, jednak związanym z urodzeniem i sprawowaniem opieki nad dzieckiem, a nie z aktywnością, która służyłaby uzyskiwaniu przychodów. Dlatego, jak zaznacza ZUS, dla celów ustalania prawa i wypłaty postojowego przyjęte zostało, że gdy występuje taki zbieg, to świadczenie przysługuje.

– To bardzo daleko idąca interpretacja, która nie wynika z przepisów – ocenia dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW.

Jak bowiem wskazuje, żadna ustawa nie różnicuje tytułów do ubezpieczeń ze względu na ich cel czy kategorię aktywności, z którą jest powiązany. – Obowiązujące przepisy dotyczące postojowego wyraźnie stanowią, że świadczenie to przysługuje, jeżeli osoba prowadząca działalność nie podlega ubezpieczeniom społecznym z innego tytułu. Natomiast kobiety przebywające na zasiłku macierzyńskim, które prowadzą swój biznes, nie zaliczają się do tej grupy. Zasiłek ten jest bowiem odrębnym tytułem do ubezpieczeń społecznych – wyjaśnia dr Lasocki.

Prawa do postojowego zdaniem ZUS nie wyłącza też prowadzenie działalności i jednoczesne przebywanie na urlopie wychowawczym. – Tutaj nie mam zastrzeżeń. W takiej sytuacji ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym podlega się bowiem jedynie z tytułu działalności – dodaje ekspert.

Nierówność wobec prawa

Skoro jednak – w przypadku zasiłku macierzyńskiego – można mówić o nad interpretacji przepisów, to czy nie ma powodu do obaw, że kiedyś trzeba będzie zwracać świadczenie? Doktor Lasocki uspokaja – jeśli ZUS, wbrew przepisom, zdecydował się na wykładnię korzystną dla ubezpieczonych, to nikt nie będzie tego kwestionował. – Z punktu widzenia świadczeniobiorców nie widzę tu dużego zagrożenia – mówi dr Lasocki.

ZUS ma co prawda pięć lat na domaganie się zwrotu nienależnie pobranego postojowego. Jednak – zgodnie z art. 15 zx ust. 2 ustawy szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 374 ze zm.) – za takie uważa się świadczenie przyznane lub wypłacone na podstawie fałszywych oświadczeń, dokumentów albo świadomego wprowadzenia ZUS w błąd. W tym przypadku o takiej sytuacji nie może być mowy. – Organ rentowy podtrzymując niezgodną z przepisami wykładnię, prowadzącą do wypłaty nienależnych świadczeń, nie będzie mógł żądać zwrotu tego świadczenia w przyszłości. Informacja o pobieraniu zasiłku macierzyńskiego, która uniemożliwia nabycie prawa do postojowego, jest znana organowi z urzędu – uspokaja ekspert.

Czym innym – zdaniem dr. Lasockiego – jest natomiast kwestia dyscypliny finansów publicznych. – To są pieniądze podatników, czyli nas wszystkich. Organy mają obowiązek działania w granicach prawa, co podlega badaniu np. przez Najwyższą Izbę Kontroli – dodaje.

Tym bardziej że dzięki takiej nadinterpretacji przepisów jedne matki są w bardziej uprzywilejowanej pozycji niż inne. – Chodzi np. o kobiety, które zawiesiły działalność przed 31 stycznia 2020 r., a którym kończy się teraz zasiłek macierzyński, zaś ich kontrahenci w związku z COVID–19 nie będą mogli z nimi współpracować. Im postojowe się nie należy. Chaotyczne stanowienie i stosowanie prawa jeszcze bardziej destabilizuje wycieńczoną gospodarkę – przestrzega dr Lasocki.

Praktyka pokazuje, że nawet w ramach ZUS nie ma jednolitej wykładni. – Piszą do mnie kobiety, którym odmówiono wypłaty postojowego ze względu na to, że mają inny tytuł do ubezpieczenia, czyli zasiłek macierzyński. Są jednak i takie, którym organ rentowy przyznał to świadczenie. Nie ma tu reguły – mówi mec. Katarzyna Przyborowska, radca prawny, ekspertka z zakresu ubezpieczeń społecznych i autorka bloga TemidaJestKobieta.pl.

W jej opinii osoby, które spotkały się z odmową – choć oficjalne stanowisko ZUS mówi, że w przypadku prowadzenia działalności i pobierania zasiłku macierzyńskiego postojowe przysługuje – powinny się odwołać do sądu.

Prawniczka przypomina, że jest na to 30 dni od momentu otrzymania decyzji negatywnej. – Jeżeli ten termin już minął, pozostaje złożenie odwołania wraz z wnioskiem o przywrócenie terminu – dodaje.

Potrzebne zmiany

W ocenie dr. Lasockiego legalizacja działań ZUS wymagałaby zmiany przepisów. Jednak w najbliżej przyszłości raczej się na to nie zanosi. – Co prawda w procedowanej obecnie w Senacie tarczy 4.0 znalazł się przepis, który (po wyeliminowaniu niewłaściwego odesłania – red.) wyłącza wymóg niepodlegania ubezpieczeniom społecznym z innego tytułu, jeżeli z tytułu prowadzenia pozarolniczej działalności gospodarczej przedsiębiorca podlega ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym. Jednak nie przełoży się to na sytuację kobiet pobierających zasiłek macierzyński i prowadzących biznes – zaznacza dr Lasocki.

Powód? – Musiałyby opłacać dobrowolnie składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe z działalności, a takich osób jest garstka. Tym bardziej że na zasiłku macierzyńskim składki te są finansowane z budżetu państwa – dodaje ekspert.

]]

Rekordowy zwrot alimentów. Łączna kwota wyegzekwowana od dłużników wynosi 462 mln zł

<![CDATA[

Ponad 1,13 mld zł kosztowała w ubiegłym roku budżet państwa wypłata świadczeń z funduszu alimentacyjnego (FA). Natomiast łączna kwota wyegzekwowana od dłużników wynosiła 462 mln zł, co oznacza, że udało się odzyskać 41 proc. Jeszcze nigdy w historii funkcjonowania FA nie było tak wysokiej ściągalności. Jednak poprawienie lub powtórzenie takiego odsetka zwrotów może być problematyczne, bo – jak wskazują niektóre gminy – kwoty wpłacane przez komorników oraz samych dłużników są obecnie niższe. Wpływ na taką sytuację może mieć epidemia koronawirusa.

Stagnacja przełamana

Od wprowadzenia świadczeń z FA w październiku 2008 r. procentowy wskaźnik kwot odzyskiwanych od dłużników utrzymywał się na praktycznie na tym samym poziomie 12–13 proc. Sytuacja zaczęła się powoli zmieniać dopiero w 2016 r. (patrz infografika).

Taki efekt udało się uzyskać dzięki kilku czynnikom. Jednym z nich była dobra sytuacja na rynku pracy i niskie bezrobocie. Wtedy bowiem są większe szanse, że komornik na poczet zaległych i bieżących alimentów będzie mógł zajmować część wynagrodzenia pracującego legalnie dłużnika. Poprawić ściągalność pomogła też zmiana art. 209 kodeksu karnego w zakresie ścigania za przestępstwo niealimentacji. Obecnie przewiduje on, że osoba uchylająca się od płacenia na dzieci, która ma zaległości stanowiące równowartość trzech miesięcznych świadczeń alimentacyjnych, podlega karze – nawet do dwóch lat pozbawienia wolności – jeśli naraża dziecko na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych (wcześniejszy zapis był na tyle nieprecyzyjny, że pozwalał łatwo uniknąć sankcji za niepłacenie alimentów).

Wreszcie na rosnący odsetek zwrotów wpływa też to, że z roku na rok maleje liczba dzieci objętych świadczeniami z FA i tym samym spadają wydatki budżetu na ich wypłatę. Jak pisaliśmy w DGP („Mimo podwyżki kryterium liczba świadczeń ciągle spada” nr 107/20), w 2019 r. wsparcie z funduszu trafiało do 233 tys. dzieci, podczas gdy jeszcze w 2016 r. było to 307 tys.

Koronawirusowa wymówka

Wydawało się, że ten wzrostowy trend będzie utrzymany również w tym roku, ale może okazać się to trudne. W wielu gminach już odnotowany został spadek kwot odzyskiwanych od rodziców niepłacących alimentów. Na przykład w Krakowie wpłaty związane z zaległościami dłużników wynosiły od stycznia do maja tego roku 2,41 mln zł. Rok wcześniej w tym samym czasie wyegzekwowano 2,63 mln zł. Podobnie jest w Opolu, gdzie wpłaty od stycznia do maja wynosiły 0,47 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 0,62 mln zł. W Białymstoku zwroty za pierwsze pięć miesięcy 2020 r. wynosiły 1,23 mln zł i były o 0,2 mln zł niższe w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r.

– W efekcie spadł trochę wskaźnik zwrotów z 42,58 proc. do 39,20 proc. – mówi Halina Pietrzykowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS) w Białymstoku.

Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń, zwraca uwagę, że mniejsze kwoty z tytułu egzekucji należności zaczęły wpływać na konto miasta od marca. – Łącznie w marcu, kwietniu oraz maju wpłaty były niższe o 0,14 mln zł w porównaniu z tymi trzema miesiącami 2019 r. – wylicza.

Z kolei w Gdańsku spadek zaczął się w kwietniu i był kontynuowany w maju (wpłaty obniżyły się odpowiednio o 5 proc. i 18 proc. w stosunku do zeszłego roku.

Zdaniem samorządów na razie jednak nie można mówić o jakimś drastycznym załamaniu wskaźnika zwrotów, niemniej, widać jego pogorszenie, co jest przede wszystkim skutkiem epidemii koronawirusa i tego, że część osób traci pracę lub przejściowo ich dochody ulegają obniżeniu.

– Na razie trudno przewidzieć, na ile spadkowy trend będzie stały, zwłaszcza że w poprzednich latach zdarzały się miesiące bardzo zróżnicowane pod kątem wielkości wpłat. Z pewnością to, czy rzeczywiście epidemia stała się przyczyną utraty zatrudnienia uniemożliwiającą płacenie alimentów będzie widać przy przeprowadzaniu wywiadów alimentacyjnych z dłużnikami, gdy będziemy przyznawać FA na nowy okres świadczeniowy – podkreśla Damian Napierała.

Magdalena Rynkiewicz-Stępień, zastępca dyrektora Miejskiego Centrum Świadczeń w Opolu, dodaje, że niektórzy dłużnicy faktycznie odczuwają negatywne konsekwencje wywołane koronawirusem, ale są i tacy, którzy wykorzystują obecną sytuację jako pretekst do tego, aby uchylać się od regulowania zobowiązań.

– Gdy tylko pojawiła się epidemia, jako pierwsi z pismami, że nie są w stanie płacić należności z powodu COVID-19, zaczęli się zgłaszać nie właściciele małych firm czy fryzjerzy, lecz właśnie dłużnicy alimentacyjni – potwierdza Robert Damski, komornik, członek zespołu ds. alimentów RPO. Dodaje, że koronawirus stał się więc dla nich kolejną wygodną wymówką, choć faktycznie i on dostrzega zmniejszenie wpłat.

Są jednak i takie samorządy, które takiego trendu wciąż nie zaobserwowały. – Wręcz przeciwnie, mimo stanu epidemii procentowy wskaźnik zwrotów wzrósł. W okresie od stycznia do maja br. wynosił 44,49 proc., natomiast w takim samym okresie 2019 r. było to 41,26 proc. – wskazuje Katarzyna Fus, dyrektor MOPR w Lublinie.

Również Kamila Popiela z Toruńskiego Centrum Świadczeń Rodzinnych informuje, że wprawdzie na przełomie marca i kwietnia było mniej przelewów, ale potem sytuacja wróciła do normy i wskaźnik spłat utrzymuje się na poziomie 40 proc. 

]]

KIS: Paragony z NIP nabywcy mogą sprzyjać wyłudzeniom VAT

<![CDATA[

Chodzi o wymianę na fakturę paragonu z NIP nabywcy wystawionego na kwotę nieprzekraczająca 450 zł lub 100 euro. Ministerstwo Finansów uważa, że taki paragon sam w sobie jest fakturą uproszczoną i dlatego uprawnia do odliczenia wykazanego na nim VAT naliczonego, podobnie jak zwykła faktura.

Paragon z NIP nabywcy, opiewający na wyższą kwotę (np. 700 zł), nie jest traktowany jak faktura, choćby nawet uproszczona. Dlatego, chcąc odliczyć VAT, trzeba wystąpić do sprzedawcy o wymianę paragonu na fakturę.

Pojawia się więc pytanie, czy paragon wystawiony na kwotę do 450 zł (czyli fakturę uproszczoną) również można wymienić na zwykłą fakturę? W interpretacji z 28 maja 2020 r. (sygn. 0114-KDIP1-3.4012.160.2020.2.ISK) dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej potwierdził, że jest to możliwe. Pisaliśmy o tym w artykule „Fakturę uproszczoną można jednak wymienić na zwykłą” (DGP nr 108/2020).

Przyznanie podatnikom prawa do takiej wymiany krytycznie ocenia Marcin Madej, doradca podatkowy w Nip-inspektor.pl. Jego zdaniem doprowadzi to do sytuacji, w której nieuczciwi podatnicy będą odliczać VAT naliczony zarówno z paragonów ze swoim NIP (czyli z faktur uproszczonych), jak i wystawionych na żądanie zwykłych faktur.

Ekspert tłumaczy to na przykładzie.

Przykład

Przedsiębiorca kupił w sklepie towar za 400 zł brutto. Dostał paragon ze swoim NIP. Skserował go i – zgodnie z najnowszym stanowiskiem dyrektora KIS – poprosił sprzedawcę o wymianę oryginału paragonu na fakturę. Następnie dwukrotnie odlicza VAT: raz na podstawie zachowanej kopii paragonu, drugi raz na podstawie zwykłej faktury.

Przykład

Przedsiębiorca kupił w sklepie dwa towary: jeden za 400 zł brutto, drugi za 300 zł brutto. Za każdym razem dostał paragon ze swoim NIP. Skserował oba paragony i poprosił sprzedawcę o wymianę ich oryginałów na zwykłą fakturę.

Następnie dwukrotnie odlicza VAT: raz na podstawie zachowanej kopii obu paragonów, drugi raz na podstawie zwykłej faktury.

Marcin Madej podkreśla, że JPK_VAT nie pozwala na wykrycie tego typu nadużyć.

Wojciech Śliż, doradca podatkowy w GWW i były dyrektor departamentu VAT w resorcie finansów przyznaje, że niebezpieczeństwo wskazane w przykładach rzeczywiście może zaistnieć.

Nabywca odlicza dwa razy

Skąd bierze się problem?

– Większość firm nie raportuje odrębnie faktur uproszczonych (paragonów z NIP nabywcy) w JPK, bo nie ma takiej możliwości. Takie dokumenty są wykazywane w JPK w postaci dziennych raportów kasowych. Fiskus, aby wykryć dwukrotne odliczenie VAT przez kupującego, musiałby przeszukać tysiące paragonów, by doszukać się ich powiązań z wystawioną do nich zwykłą fakturą – tłumaczy Marcin Madej.

Dodaje, że niczego nie zmieni w tym zakresie wprowadzenie od października br. nowego JPK_V7, który scali pliki z deklaracjami VAT.

– Nawet jeśli sprzedawca zacznie wykazywać oddzielnie paragony z NIP nabywcy, a do tego wykaże fakturę „doparagonową” (która w nowym JPK nie zostanie uwzględniona w sprzedaży, gdyż będzie posiadać specjalny znacznik FP), to prawidłowo wykaże swoją sprzedaż. Kupujący nadal więc będzie odliczał VAT zarówno na podstawie paragonu ze swoim NIP, jak i na podstawie wystawionej do niego faktury. Nadal też nie będzie można przyporządkować takiego paragonu do faktury, co pozwoliłoby szybko wykryć wyłudzenie – wskazuje Marcin Madej.

Sprzedawca wykazuje tylko raz

A co jeśli do sprzedawcy przyjdzie kontrola i zarzuci mu, że nie wykazał paragonu z NIP nabywcy w JPK_VAT, mimo że do 30 czerwca br. nakazują to przepisy (w okresie od 1 lipca do 31 grudnia 2020 r. nie będzie takiego obowiązku, zgodnie z komunikatem MF z 15 kwietnia br.)?

– Sprzedawca wskaże, że transakcje udokumentowane takimi paragonami są wykazane w raporcie ze sprzedaży za pomocą kas fiskalnych, a on sam nie jest w stanie wykazać odrębnie każdego paragonu z NIP. Fiskus akceptuje takie tłumaczenie, bo nie ma innego wyjścia. Alternatywnie pozostaje analiza rolek z paragonami – wskazuje ekspert.

Dodaje, że sprzedawcy wystawiają faktury „doparagonowe” bez obawy o podwójną zapłatą podatku należnego, zgodnie z art. 108 ustawy o VAT. Dysponując bowiem oryginałem paragonu (podpiętym do kopii faktury), pomniejszają sprzedaż dokumentowaną paragonami o wartość wystawionych do nich faktur, a każdą z nich wykazują w JPK_VAT.

Jak temu zapobiec

Co więc należałoby zrobić, żeby nie dopuścić do tego rodzaju nadużyć?

– Moim zdaniem, aby zapobiec rozszczelnieniu systemu VAT, należałoby albo zabronić odliczania podatku naliczonego z paragonów z NIP nabywcy i zezwolić na odliczenie jedynie z faktury zawierającej pełne dane odbiorcy, albo w ogóle zakazać wystawiania faktur (także zbiorczych) do paragonów z NIP na kwotę poniżej 450 zł brutto – mówi Marcin Madej.

Co na to Ministerstwo Finansów? Do chwili zamknięcia tego wydania nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania.

Podobne rozwiązanie zasugerowała w niedawnym wywiadzie dla DGP dr Jowita Pustuł, doradca podatkowy i radca prawny w J. Pustuł i Współpracownicy Doradztwo Podatkowo-Prawne.

– Teoretycznie zamiast wystawiać paragony z NIP nabywcy, można od razu wystawiać zwykłe faktury. Na kasach fiskalnych rejestrowana musi być wyłącznie sprzedaż dokonywana na rzecz osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej i rolników ryczałtowych. W związku z tym, jeśli klient jest podmiotem gospodarczym, sprzedawca może wystawić fakturę bez wcześniejszego ewidencjonowania sprzedaży przy użyciu kasy – mówiła nasza rozmówczyni („Przepisy dotyczące paragonów z NIP trzeba doprecyzować”, DGP nr 43/2020 r.).

Przyznała jednak, że takie rozwiązanie może być trudne do wdrożenia w sklepach zajmujących się sprzedażą detaliczną na dużą skalę.

– Prawdopodobnie należałoby uruchomić odrębny punkt sprzedaży dla podmiotów gospodarczych, gdzie sprzedaż byłaby dokumentowana wyłącznie poprzez wystawienie faktur. Jeśli przy takim punkcie sprzedaży dla firm utworzyłaby się kolejka, to prawdopodobnie część osób i tak poszłaby do zwykłej kasy i poprosiła o paragon z numerem NIP nabywcy. Sprzedawca nie mógłby odmówić wystawienia paragonu z NIP, jeśli nabywca nie chciałby czekać na zwykłą fakturę – tłumaczyła ekspertka.

Z kolei w ocenie Wojciecha Śliża sprzedawca, który wymieni paragon z NIP nabywcy wystawiony na kwotę do 450 zł na zwykłą fakturę, powinien zapłacić dwa razy podatek należny, na podstawie art. 108 ustawy o VAT.

Ekspert uważa bowiem za błędną najnowszą interpretację dyrektora KIS pozwalającą wymieniać faktury uproszczone na zwykłe.

– Sprzedawca nie powinien wymieniać paragonu z NIP nabywcy na fakturę, bo taki paragon, wystawiony na kwotę nieprzekraczającą 450 zł, sam w sobie jest fakturą. Nie zawiera jedynie części wymaganych informacji i dlatego jest fakturą uproszczoną – tłumaczy Wojciech Śliż.

W jego przekonaniu prawidłowym działaniem sprzedawcy powinno być wystawienie na prośbę klienta faktury korygującej, która uzupełniałaby dane nieznajdujące się na paragonie z NIP nabywcy. Chodzi m.in. o dane identyfikacyjne i adres kupującego, cenę jednostkową towaru, stawkę podatku i kwotę podatku od sumy wartości sprzedaży netto, z podziałem na kwoty dotyczące poszczególnych stawek VAT, zgodnie z art. 106e ust. 5 pkt 3 ustawy o VAT.

Problem jest techniczny

Wojciech Śliż przyznaje, że niebezpieczeństwo nadużyć jest skutkiem technicznych problemów związanych z raportowaniem danych w JPK_VAT.

– W JPK powinny być wykazane wszystkie faktury sprzedaży, zakupu oraz sprzedaży z kas fiskalnych, a więc także tzw. faktury uproszczone na kwotę poniżej 450 zł. To ostatnie bywa jednak utrudnione ze względu na nieprzystosowanie systemów kasowych, które nie są w stanie odpowiednio wyodrębnić paragonów z NIP nabywcy na kwotę do 450 zł od innych paragonów. W konsekwencji część podatników, zamiast wykazywać w JPK paragony z NIP nabywcy wystawione na kwotę do 450 zł, wykazuje je w ogólnej sprzedaży z kas fiskalnych – potwierdza ekspert.

Zgadza się, że choć z formalnego punktu widzenia jest to postępowanie niepoprawne, to nie prowadzi do zaniżenia raportowanego w JPK podatku należnego.

– Spowoduje jednak powstanie niezgodności przy analizie pliku zakupowego nabywcy, który wykaże VAT z faktur uproszczonych nieujętych w plikach sprzedażowych ich wystawców – potwierdza Wojciech Śliż.

Ekspert przyznaje jednak, że dopóki systemy kasowe podatnika nie umożliwią wyodrębnienia paragonów z NIP nabywcy i wykazywania ich odrębnie w JPK, dopóty fiskusowi trudno będzie wykryć ewentualne wyłudzenia. 

]]

Gminy muszą raportować zasady rozliczania VAT?

<![CDATA[

Numer schematu podatkowego (NSP) dla alternatywnego prewspółczynnika VAT dotyczy inwestycji wodno-kanalizacyjnej jednej z gmin. Przypomnijmy, że określa on, jaką część VAT gmina może odliczyć od zakupów wykorzystywanych do działalności objętej i nieobjętej tym podatkiem. Standardowe prewspółczynniki, a w zasadzie metody ich obliczania, określił minister finansów w rozporządzeniu (Dz.U. z 2015 r. poz. 2193). Gminy, na mocy art. 86 ust. 2h ustawy o VAT, mogą jednak korzystać z innych, alternatywnych prewspółczynników.

– Mimo że taką możliwość daje sama ustawa o VAT, to okazuje się, że gminy muszą dodatkowo informować szefa KAS o tym, że chcą zastosować takie rozwiązanie – tłumaczy Paweł Buda, doradca podatkowy z Cabaj & Kotala.

Problem w tym, że wiele gmin może o tym w ogóle nie wiedzieć. Jak tłumaczy bowiem Robert Trzonkowski, doradca podatkowy i partner w BTTP, zasadniczo samorządy nie traktują odliczania VAT od wydatków wodno-kanalizacyjnych za pomocą alternatywnego prewspółczynnika jako schematu podatkowego.

Nie tylko agresywne optymalizacje

Co ciekawe, na końcu swojego pisma szef KAS zaznaczył, że „nie przesądza, że uzgodnienie opisane w przekazanej informacji o schemacie podatkowym (czyli alternatywny pre współczynnik – red.) spełnia przesłanki do uznania za schemat podatkowy”.

Eksperci uważają, że pre współczynnik nim nie jest. Jak mówi Paweł Buda, schemat podatkowy jest utożsamiany z agresywną optymalizacją podatkową stosowaną przez międzynarodowe korporacje. W praktyce jednak raportować trzeba również wiele zwykłych czynności czy transakcji. – Ustawodawca traktuje jako schematy również powszechnie znane i prawnie dopuszczalne mechanizmy obniżania podatku do zapłaty, w tym skorzystanie przez jednostki samorządu terytorialnego (JST) z przyznanej w art. 86 ust. 2h ustawy o VAT możliwości stosowania proporcji odliczenia VAT wyliczonej inaczej, niż przewiduje to rozporządzenie ministra finansów – tłumaczy ekspert.

Raportowanie to w praktyce obowiązek informacyjny, a nie samodonos podatnika, co MF podkreślało już w 2019 r., zaraz po tym, gdy wprowadzono MDR-y

Raportowanie to w praktyce obowiązek informacyjny, a nie samodonos podatnika, co MF podkreślało już w 2019 r., zaraz po tym, gdy wprowadzono MDR-y.

Doradcy podatkowi są jednak zaskoczeni nadaniem numeru schematu dla alternatywnego prewspółczynnika dla gminy. Zdaniem Pawła Budy nie jest to zgodne z celem, jakiemu mają służyć przepisy o raportowaniu schematów podatkowych. Miały one głównie pomagać w wykrywaniu agresywnego planowania podatkowego oraz luk w przepisach podatkowych. – Trudno sobie wyobrazić, aby gminy nadużywały przepisy o prewspółczynniku VAT – uważa ekspert. Robert Trzonkowski zgadza się, że nałożenie takich obowiązków na samorządy nie ma uzasadnienia, bo nie jest to schemat podatkowy.

Nie spełnia warunków schematu?

Agnieszka Bieńkowska, doradca podatkowy i partner w Gekko Taxens, zwraca uwagę, że ordynacja podatkowa definiuje schemat podatkowy jako uzgodnienie spełniające kryterium głównej korzyści oraz posiadające ogólną cechę rozpoznawczą. Obydwa te warunki muszą być spełnione łącznie, aby można mówić o schemacie i obowiązku raportowania.

Szef KAS uznał w potwierdzeniu nadania NSP, że alternatywny prewspół czynnik spełnia kryterium głównej korzyści. Jest nią możliwość odliczenia większej części podatku naliczanego od wydatków wodno-kanalizacyjnych niż odliczenie, jakie mogłaby zastosować gmina stosująca standardowy prewspółczynnik określony przez ministra finansów.

Nie zgadza się z tym Agnieszka Bieńkowska. Upraszczając, kryterium głównej korzyści uważa się bowiem za spełnione, jeżeli podmiot działający rozsądnie i kierujący się zgodnymi z prawem celami mógłby zasadnie wybrać inny sposób postępowania, niezwiązany z korzyścią podatkową. – Jeżeli gmina buduje sieć wodociągowo-kanalizacyjną, w stosunku do której ma prawo do odliczenia podatku naliczonego i dokonuje tego, wykorzystując sposób przewidziany wprost w przepisach, to nie można mówić, że „mogłaby zasadnie wybrać inny sposób postępowania” – mówi Bieńkowska. Idąc tym tropem, należałoby bowiem uznać, że każde odliczenie podatku VAT naliczonego to schemat podatkowy. – Zawsze przecież można wybrać nieodliczanie lub odliczanie mniej, niż pozwalają na to przepisy. A nie o to chyba chodziło – stwierdza Agnieszka Bieńkowska.

Zdaniem Pawła Budy, wątpliwości budzi też druga przesłanka, czyli ogólna cecha rozpoznawcza. Jak mówi, organy mogą uznać, że jest nią zmiana zasad opodatkowania lub któraś z cech rozpoznawczych dotyczących działań tzw. promotora, o ile w cały proces jest zaangażowany doradca podatkowy lub kancelaria prawnicza.

Obowiązek gmin

Paweł Buda tłumaczy, że jeśli uznać, że gminy, które korzystają z alternatywnego prewspółczynnika, mają do czynienia ze schematem podatkowym, to oznacza to dla nich obowiązki. Muszą najpierw złożyć szefowi KAS formularz MDR-1, a potem korzystając z takiego prewspółczynnika VAT, co miesiąc składać formularz MDR-3. Robert Trzonkowski dodaje, że dotyczy to również tych samorządów, które prowadzą działalność wodno-kanalizacyjną, np. w ramach wydzielonego referatu w urzędzie gminy albo poprzez zakład budżetowy.

Agnieszka Bieńkowska dodaje, że samorządy, które dotychczas nie złożyły raportów do KAS, powinny z ostrożności złożyć zaległe formularze MDR-1 i MDR-3 wraz z czynnym żalem, o którym mowa w art. 16 par. 1 kodeksu karnego skarbowego. – Należy przyjąć, że organy podatkowe będą uznawały, że zgłoszenia w tym zakresie powinny być składane – wskazuje ekspertka. 

]]

Tarcza 4.0 ułatwi zawieszanie układów zbiorowych, regulaminu wynagrodzeń, postanowienia ZFŚS

<![CDATA[

I

Tarcza antykryzysowa 4.0 wprowadza m.in. rozwiązanie, zgodnie z którym w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19, w przypadku wystąpienia u pracodawcy, spadku obrotów gospodarczych lub istotnego wzrostu obciążenia funduszu wynagrodzeń pracodawca może zawiesić obowiązki:

1) tworzenia lub funkcjonowania zakładowego funduszu świadczeń socjalnych

2) dokonywania odpisu podstawowego

3) wypłaty świadczeń urlopowych

W przypadku opisanych wyżej trzech możliwości projekt zakłada konieczność współdziałania ze związkami precyzując, że jeżeli u pracodawcy działają organizacje związkowe reprezentatywne, zawieszenie obowiązków następuje w porozumieniu z tymi organizacjami związkowymi. Tacy pracodawcy będą mogli podjąć kluczowe decyzje w zakresie Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych w porozumieniu z reprezentacją pracowniczą.

II

Tarcza antykryzysowa 4.0 zakłada również, że w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 zawiesza się obowiązywanie postanowień układów zbiorowych lub regulaminów wynagradzania.

I tak w przypadku wystąpienia u pracodawcy spadku obrotów gospodarczych lub istotnego wzrostu obciążenia funduszu wynagrodzeń, z mocy prawa nie stosuje się korzystniejszych niż ustawa o Zakładowym Funduszu Świadczeń Socjalnych postanowień, które ustalają wyższą wysokość odpisu na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych oraz inne świadczenia o charakterze socjalno-bytowym niż określa ustawa o Zakładowym Funduszu Świadczeń Socjalnych. W takim przypadku stosuje się wysokość odpisu na ten fundusz określoną w tej ustawie.

W artykule 15g ust. 9 tzw. tarczy antykryzysowej wersji 4 przez spadek obrotów gospodarczych rozumie się spadek sprzedaży towarów lub usług, w ujęciu ilościowym lub wartościowym:

1) nie mniej niż o 15%, obliczony jako stosunek łącznych obrotów w ciągu dowolnie wskazanych 2 kolejnych miesięcy kalendarzowych, przypadających w okresie po dniu 31 grudnia 2019 r. do dnia poprzedzającego dzień złożenia wniosku, o którym mowa w ust. 1, w porównaniu do łącznych obrotów z analogicznych 2 kolejnych miesięcy kalendarzowych roku poprzedniego; za miesiąc uważa się także 30 kolejno po sobie następujących dni kalendarzowych, w przypadku gdy dwumiesięczny okres porównawczy rozpoczyna się w trakcie miesiąca kalendarzowego, to jest w dniu innym niż pierwszy dzień danego miesiąca kalendarzowego, lub 2) nie mniej niż o 25% obliczony jako stosunek obrotów z dowolnie wskazanego miesiąca kalendarzowego, przypadającego po dniu 31 grudnia 2019 r. do dnia poprzedzającego dzień złożenia wniosku, w porównaniu do obrotów z miesiąca poprzedniego; za miesiąc uważa się także 30 kolejno po sobie następujących dni kalendarzowych, w przypadku, gdy okres porównawczy rozpoczyna się w trakcie miesiąca kalendarzowego, to jest w dniu innym niż pierwszy dzień danego miesiąca kalendarzowego.

W artykule 15gb ust. 2 tzw. tarczy antykryzysowej wersji 4 przez istotny wzrost obciążenia funduszu wynagrodzeń rozumie się zwiększenie ilorazu kosztów wynagrodzeń pracowników, z uwzględnieniem składek na ubezpieczenia społeczne pracowników finansowanych przez pracodawcę i przychodów ze sprzedaży towarów lub usług z tego samego miesiąca kalendarzowego dowolnie wskazanego przez przedsiębiorcę i przypadającego od dnia 1 marca 2020 r. do dnia poprzedzającego skorzystanie przez pracodawcę z uprawnienia o obniżeniu wymiaru czasu pracy lub objęciu pracownika przestojem ekonomicznym nie mniej niż o 5% w porównaniu do takiego ilorazu z miesiąca poprzedzającego (miesiąc bazowy); za miesiąc uważa się także 30 kolejno po sobie następujących dni kalendarzowych, w przypadku gdy okres porównawczy rozpoczyna się w trakcie miesiąca kalendarzowego, to jest w dniu innym niż pierwszy dzień danego miesiąca kalendarzowego.

adwokat Anna Krenc, Kancelaria Adwokacka Anna Krenc

]]

Po zmianach ulga IP Box może być rozliczana przy zaliczkach na podatek dochodowy

<![CDATA[

- Przepisy Tarczy Antykryzysowej przewidują możliwość skorzystania z IP Box już w zaliczkach na podatek dochodowy za 2020 r. dla podatników osiągających dochody z kwalifikowanych praw własności intelektualnej wykorzystywanych do przeciwdziałania COVID-19 - mówi w rozmowie z MarketNews24 Michał Czajkowski, associate w Kancelarii Ozóg Tomczykowski. – Nowością jest właśnie rozliczanie już w zaliczkach. Wcześniej, ulga ta była wyłącznie rozliczana w ujęciu rocznym.

Przez „przeciwdziałanie COVID-19” rozumie się wszelkie czynności związane ze zwalczaniem zakażenia, zapobieganiu jego rozprzestrzeniania się, profilaktyką oraz zwalczaniem skutków, w tym skutków społeczno-gospodarczych choroby COVID-19.

Pierwszą zaliczkę oblicza się od sumy kwalifikowanych dochodów z kwalifikowanych IP, osiągniętych od dnia 1 marca 2020 r. z zastosowaniem 5% preferencyjnej stawki. Natomiast zaliczki za kolejne miesiące bądź kwartały obliczać należy jako różnice między podatkiem obliczonym z zastosowaniem preferencyjnej stawki, od sumy kwalifikowanych dochodów z kwalifikowanych IP, osiągniętych od dnia 1 marca 2020 r., a sumą należnych zaliczek za poprzednie miesiące lub kwartały obliczone od tych dochodów.

- Rozwiązanie to mogą także zastosować podatnicy, którzy na chwilę obecną nie posiadają kwalifikowanego IP, pod warunkiem zgłoszenia lub złożenia wniosku o uzyskanie takie kwalifikowanego IP, w terminie 6 miesięcy licząc od końca miesiąca, za który pierwszy raz zastosował 5% stawkę podatku – wyjaśnia M. Czajkowski z Kancelarii Ozóg Tomczykowski.

]]

Fiskus nie weźmie PIT od testów na koronawirusa

<![CDATA[

"Trwa odmrażanie gospodarki, pracownicy wracają do biur, a pracodawcy inwestują w zabezpieczenia przed epidemią. Między innymi w testy na koronawirusa dla zatrudnionych osób. Mamy dla nich dobrą wiadomość: nie muszą naliczać przychodu i potrącać podatku badanym pracownikom" – pisze gazeta.

Wskazuje na odpowiedź resortu finansów, że badanie następuje w interesie pracodawcy, a po stronie pracownika nie powstaje wobec tego przychód.

"Ministerstwo powołało się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 8 lipca 2014 r. (sygn. K 7/13). Określono w nim, jakie kryteria muszą być spełnione, aby zakwalifikować przekazywane pracownikowi świadczenie jako jego przychód ze stosunku pracy. Po pierwsze, musi z niego korzystać dobrowolnie, bez żadnego przymusu ze strony firmy. Po drugie, powinno przynieść mu korzyść w postaci powiększenia aktywów lub uniknięcia wydatku, który musiałby ponieść. Po trzecie, korzyść ta jest wymierna i przypisana indywidualnie" – czytamy w "Rzeczpospolitej".

"Po czwarte, przekazane świadczenie musi być w interesie pracownika, a nie pracodawcy. I to ostatnie kryterium jest w tej sprawie decydujące. Wydatki na testy na koronawirusa wykonywane po to, aby zapewnić bezpieczeństwo w zakładzie pracy, są ponoszone przede wszystkim w interesie pracodawcy. Wobec tego pracownik nie uzyskuje przychodu – mówi "Rz" radca prawny i doradca podatkowy Mikołaj Jabłoński.

Podobnie będzie przy zakupach maseczek, przyłbic czy środków dezynfekcji. Pracodawca inwestuje w takie rzeczy po to, aby zapewnić załodze bezpieczne i higieniczne warunki. Taki obowiązek wynika z Kodeksu pracy. Pracownik nie uzyskuje z tego tytułu żadnych korzyści materialnych. Nie powinno być też wątpliwości przy rozliczaniu wydatków na testy i środki ochrony w podatkowych kosztach pracodawcy. Łatwo tu wskazać związek z działalnością gospodarczą, ponieważ tylko zdrowi pracownicy gwarantują jej prowadzenie – podkreślono w gazecie.

]]

XVI Ranking Urzędów Skarbowych. Oto najlepsze urzędy w Polsce

<![CDATA[

Po raz kolejny spośród 400 urzędów wybraliśmy te, które działają najszybciej i najlepiej. Zestawienie jest sporządzone na podstawie danych zebranych za 2019 r.

Laureatów wyłoniliśmy w czterech grupach:

małe urzędy, czyli te, które mają nie więcej niż 60 pracowników,średnie (zatrudniające maksymalnie 130 osób),duże urzędy,urzędy wyspecjalizowane, czyli takie, które obsługują tylko większych podatników.Ocenialiśmy skuteczność (nieomylność) i efektywność (pracowitość), a następnie ułożyliśmy klasyfikację generalną.

Urzędy mogły w obu kategoriach otrzymać maksymalnie 140 punktów. Ich suma zdecydowała o miejscu w klasyfikacji generalnej.

Zwycięskie urzędy

W zestawieniu generalnym i kategorii „efektywność” wśród małych urzędów skarbowych wygrał US w Wołowie. Otrzymał on najwięcej punktów za skuteczność kontroli. We wszystkich prowadzonych przez ten urząd kontrolach stwierdzono naruszenie przepisów podatkowych. Tak samo było m.in. w US w Kolnie i w Augustowie. Urząd w Wołowie wysokie noty otrzymał też za szybkość wszczętych egzekucji. Potrzebował średnio ok. 13 dni od podjęcia działań windykacyjnych do daty wystawienia upomnienia lub tytułu wykonawczego. Lepszy wśród małych był tylko US w Kozienicach, który potrzebował ok. na to 12 dni. Najgorszy urząd w tej kategorii na windykację potrzebował aż 81.

W kategorii „skuteczność” najlepszy okazał się tak jak rok wcześniej US w Krapkowicach. Otrzymał on najwyższe noty za prawidłowość rozstrzygnięć – żadna spośród wydanych przez niego decyzji nie została uchylona przez dyrektora Izby Administracji Skarbowej. Taki sam wynik osiągnęły m.in. US w Brzesku i Miliczu. Krapkowicki urząd otrzymał też wysokie noty za skuteczność egzekucji. Wyniosła ona prawie 71 proc., co oznacza, że tyle tytułów wykonawczych udało się wykonać.

W grupie średnich urzędów skarbowych najlepszy okazał się US w Łukowie. Wygrał on w zestawieniu generalnym i okazał się najbardziej skuteczny. Wykazał się wysoką skutecznością egzekucji. Wyniosła ona prawie 65 proc., co oznacza, że tyle tytułów wykonawczych udało się wykonać. Okazał się najlepszy pod tym względem i otrzymał komplet punktów. Wynik najgorszego urzędu wynosił zaledwie 23 proc.

Urząd w Łukowie otrzymał najwyższe noty również za:

prawidłowość rozstrzygnięć – żadna spośród wydanych przez niego decyzji nie została uchylona przez dyrektora izby administracji skarbowej,skuteczność wszczętych postępowań – każde kończyło się podjęciem decyzji podatkowej.Najbardziej efektywny wśród średnich okazał się US w Ełku. We wszystkich kontrolach przeprowadzonych przez ten organ stwierdzono naruszenie przepisów podatkowych. Otrzymał on wysokie noty również za szybkość wszczętych egzekucji (potrzebował średnio ok. 16 dni od podjęcia działań windykacyjnych do daty wystawienia upomnienia lub tytułu wykonawczego). US w Ełku został wysoko oceniony za szybkość zakończenia postępowania podatkowego. Średni czas, jaki minął od wszczęcia postępowania podatkowego do dnia doręczenia decyzji podatkowej, wynosił ok. 91 dni. W przypadku najlepszego urzędu było to ok. 37 dni, a najgorszego – 713 dni.

W grupie dużych urzędów w zestawieniu generalnym wygrał III US Warszawa-Śródmieście. Okazał się także najbardziej skuteczny. Otrzymał komplet punktów za prawidłowość rozstrzygnięć. Żadnego z nich nie uchylił dyrektor Izby Administracji Skarbowej. Wysoką notę otrzymał też za zasadność wszczętych postępowań, bo niewiele z nich zostało umorzonych.

Natomiast US w Olsztynie okazał się najbardziej efektywny. We wszystkich prowadzonych przez ten urząd kontrolach stwierdzono naruszenie przepisów podatkowych. W tym przypadku otrzymał więc maksymalną liczbę punktów. Wysokie noty otrzymał też za szybkość wszczętych egzekucji. Potrzebował średnio ok. 18 dni od podjęcia działań windykacyjnych do daty wystawienia upomnienia lub tytułu wykonawczego. Najlepszy pod tym względem wśród dużych – II US w Bielsku-Białej – potrzebował na to średnio 16 dni, natomiast najgorszy aż 118.

Najlepszy spośród wyspecjalizowanych urzędów okazał się II Mazowiecki US w Warszawie. Wygrał on zestawienie generalne i zajął pierwsze miejsce w kategorii skuteczność. Wyróżnił się on m.in. skutecznością egzekucji (z wynikiem 88 proc.) i prawidłowość rozstrzygnąć (prawie żadna z wydanych przez naczelnika tego urzędu decyzji nie została uchylona przez dyrektora IAS).

W kategorii efektywność wygrał Warmińsko-Mazurski US w Olsztynie. Wszystkie jego kontrole zakończyły się stwierdzeniem naruszenia prawa. Otrzymał też komplet punktów za czas, jaki minął od wszczęcia postępowania podatkowego do dnia doręczenia decyzji. Potrzebował na to średnio 43 dni, podczas gdy najgorszy urząd pod tym względem wśród wyspecjalizowanych 630.

Wyniki izb

W oddzielnym zestawieniu oceniliśmy 16 izb administracji skarbowych. W klasyfikacji generalnej mogły one uzyskać maksymalnie 90 punktów: 40 za efektywność i 50 za skuteczność.

Liderem znowu okazała się IAS w Białymstoku. Tak samo jak w sześciu poprzednich latach wygrała ona w kategorii efektywność. Najszybciej załatwiała odwołania od decyzji urzędów skarbowych – średnio w ciągu 90 dni (izba, która wypadła pod tym względem najgorzej, potrzebowała na to 356 dni). IAS w Białymstoku zdobyła też, tak jak w poprzednich latach, pierwsze miejsce w zestawieniu generalnym.

Najbardziej skuteczna okazała się IAS w Opolu. Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił jedynie 0,4 proc. wydanych przez nią decyzji (w przypadku najgorzej wypadającej pod tym względem izby było to prawie 9 proc.)

Szczegóły metodologii i całe zestawienie dostępne jest w e-wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" >>>>>>

]]

Rolnicy uziemieni na pięć lat. Skarbówka ma profiskalną wykładnię przepisów o obrocie ziemią

<![CDATA[

Tak uważa dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej. To absurd – mówią eksperci. W bazie orzeczeń sądów administracyjnych próżno szukać wyroków na ten temat.

– Nie rozumiem, dlaczego podatnicy rezygnują z walki i stosują się do absurdalnej wykładni organów podatkowych – komentuje Mirosław Siwiński, partner w Advicero Nexia.

Dziwią się także inni eksperci. – Celem zwolnienia jest nie tyle powiększanie obszaru gospodarstw rolnych, co nierozdrabnianie gospodarstw – zwraca uwagę doradca podatkowy Mariusz Makowski.

Zdaniem obu, fiskus wprowadza ograniczenie, które wcale nie wynika z przepisów.

Poprawa struktury agrarnej

Zasadniczo sprzedaż nieruchomości podlega podatkowi od czynności cywilnoprawnych (PCC). Podatek, w wysokości 2 proc., płaci kupujący.

Od tej zasady są jednak wyjątki. Jeden z nich wynika z art. 9 pkt 2 ustawy o PCC (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 815). Przepis ten zwalnia z podatku od czynności cywilnoprawnych sprzedaż własności gruntów, stanowiących gospodarstwo rolne w rozumieniu przepisów o podatku rolnym, wraz z będącymi ich częścią składową drzewami i innymi roślinami. Warunkiem jest jednak, aby w wyniku tej transakcji powstało lub zostało powiększone gospodarstwo rolne, którego powierzchnia będzie nie mniejsza niż 11 ha i nie większa niż 300 ha i które będzie prowadzone przez nabywcę przez co najmniej pięć lat od dnia nabycia.

Preferencja ta obowiązuje od 2016 r. i ma na celu poprawę struktury agrarnej poprzez wspieranie tworzenia oraz prowadzenia średnich i dużych gospodarstw rolnych.

Zwolnienie przepadło

Problem polega na tym, że według organów podatkowych rolnik, który skorzystał ze zwolnienia, nie może przez pięć lat zbyć nawet piędzi ziemi. I to nie tylko z tej części, którą dokupił, korzystając ze zwolnienia z PCC, ale również w odniesieniu do działek, które posiadał już wcześniej.

Mało tego, zdaniem fiskusa zwolnienie przepada również wtedy, gdy zbywany jest kawałek wcześniej już posiadanych gruntów ziemi, a obszar gospodarstwa rolnego po tej transakcji nadal przekracza 11 ha.

Taką profiskalną wykładnię zaprezentował dyrektor KIS w interpretacji z 29 maja 2020 r. (sygn. 0111-KDIB2-3.4014. 110.2020.1.AD). Chodziło o rolnika, który od 1991 r. wspólnie z żoną prowadził gospodarstwo o powierzchni 10,8 ha. W latach 2016–2017 małżonkowie dokupili kilka działek, w wyniku czego ich gospodarstwo powiększyło się do 17,9 ha. Przy dokupowaniu ziemi skorzystali ze zwolnienia z PCC.

W lutym 2020 r. podarowali synowi w prezencie ślubnym działkę o wielkości 0,2 ha. Sądzili, że nie stracą z tego powodu prawa do zwolnienia z PCC, bo – jak tłumaczyli – podarowali ziemię, którą dysponowali jeszcze przed dokupieniem działek. Co więcej, był to na tyle nieduży kawałek, że obszar powiększonego gospodarstwa nadal przekraczał 11 ha.

Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej uznał jednak, że podatnicy nie dochowali warunków umowy i zwolnienie z PCC przepadło. Stwierdził, że art. 9 pkt 2 nie pozwala zachować zwolnienia, jeżeli dojdzie do uszczuplenia obszaru gospodarstwa rolnego przed upływem pięciu lat od dnia nabycia nieruchomości. Gospodarz miał więc obowiązek prowadzenia całego gospodarstwa rolnego, obejmującego wszystkie działki, zarówno te nabyte w latach 2016–2017 i objęte zwolnieniem z PCC, jak również pozostałe, wchodzące w skład gospodarstwa rolnego jeszcze przed tą transakcją – stwierdził dyrektor KIS.

Dodał, że pięcioletni okres liczy się od daty nabycia ostatniej działki.

Każde zbycie

Identyczne stanowisko można znaleźć także w innych, wcześniejszych interpretacjach. np. z 19 marca 2019 r. (sygn. 0111-KDIB2-2.4014.11.2019.1.MZ). Chodziło wtedy o rolnika, który od 2011 r. miał gospodarstwo o powierzchni przekraczającej 41 ha. W 2017 r. dokupił kilka działek, powiększając jego obszar do ponad 53 ha. W tym samym roku sprzedał jedną z wcześniej nabytych działek – o powierzchni 1 ha. Po tej sprzedaży gospodarstwo liczyło więc 52 ha.

Dyrektor KIS uznał, że rolnik stracił prawo do zwolnienia z PCC, bo postąpił niezgodnie z celem tej preferencji. Zamiast bowiem powiększyć gospodarstwo rolne, to je zmniejszył.

Negatywnie wypowiedział się też w interpretacji z 18 października 2018 r. (sygn. 0111-KDIB2-2.4014.137.2018.2.MZA). Chodziło o rolnika, który podarował synowi działki pochodzące z majątku nabytego przed kilku i kilkunastu laty. Mimo tej darowizny obszar prowadzonego gospodarstwa rolnego wciąż przekraczał 11 ha. Fiskus uznał jednak, że darowizna przekreśliła prawo do wcześniejszego zwolnienia z PCC.

Co ciekawe, wcześniej dyrektor KIS miał w tej sprawie zupełnie inne stanowisko. W interpretacji z 9 maja 2017 r. (nr 0111-KDIB4.4014.4.2017.2.PM) uznał, że utrata ulgi następuje tylko wtedy, gdy przed upływem pięciu lat zbywa się grunty, w stosunku do których przysługiwało zwolnienie w PCC. Uznał więc, że darowizna (na rzecz brata) działki, którą rolnik posiadał już wcześniej, nie powoduje utraty zwolnienia, tym bardziej że powierzchnia gospodarstwa nadal przekraczałaby 11 ha.

Niedługo potem jednak interpretacja ta została zmieniona przez szefa Krajowej Administracji Skarbowej (27 września 2017 r., sygn. DPP9.841.13.2017.RM).

Cel był inny

– We wszystkich tych niekorzystnych interpretacjach dyrektor KIS sięga do wykładni celowościowej przepisu i wskazuje, że celem zwolnienia jest poprawa struktury agrarnej przez powiększenie obszaru gospodarstw rolnych. Wyciąga więc z tego wniosek, że pomniejszenie obszaru gospodarstwa jest sprzeczne z celem preferencji – zauważa Mariusz Makowski. Jego zdaniem jednak taki wniosek jest nieuzasadniony.

– Celem zwolnienia jest zapobieżenie rozdrobnieniu gospodarstw rolnych, dla jak najefektywniejszego wykorzystania terenów rolniczych w Polsce. Wbrew stanowisku organów podatkowych celem zwolnienia jest nie tyle powiększanie obszaru gospodarstw rolnych, ile nierozdrabnianie gospodarstw – tłumaczy ekspert.

W jego przekonaniu, jeżeli po zbyciu kawałka ziemi powierzchnia gospodarstwa rolnego wciąż mieści się w granicach od 11 ha do 300 ha, to ulga w PCC jak najbardziej się należy, bo takie gospodarstwo nadal nie jest „drobne”. Według eksperta z literalnego brzmienia art. 9 ust.2 ustawy o PCC wynika tylko tyle, że zbywać przed upływem 5 lat nie można jedynie nowo dokupionej ziemi. Starą natomiast można – pod warunkiem, że po jej sprzedaży obszar gospodarstwa nadal będzie mieścił się w widełkach.

Po to są widełki

Tego samego zdania jest Mirosław Siwiński.

– Ustawodawca nieprzypadkowo podaje powierzchnię gospodarstwa w widełkach. Nieprzypadkowo też nie doprecyzował, że gospodarstwo ma być „prowadzone w całości” lub „niepomniejszane” – zauważa ekspert.

W jego ocenie fiskus zbyt często zapomina, że zasada ścisłego czytania zwolnień podatkowych nie oznacza ich ograniczania, lecz ścisłe trzymanie się ich warunków, także poprzez niedodawanie tego, co nie wynika z przepisu.

– W świetle przepisu ważne jest, żeby powierzchnia powiększonego gospodarstwa mieściła się we wskazanym przedziale i tyle. Nie ma natomiast przeszkód w zbywaniu starej ziemi, której zakup nie był objęty zwolnieniem z PCC – podsumowuje ekspert. 

opinie

W przepisie nie ma tak daleko idących ograniczeń

Gerard Dźwigała, radca prawny i doradca podatkowy w Kancelarii Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy

Prawdą jest, że zwolnienia od podatku należy interpretować ściśle, ponieważ są to wyjątki od zasady. Jednak z art. 9 pkt 2 ustawy o PCC nie wynika taki warunek zachowania zwolnienia, jaki wywodzi z niego organ. Przepis wymaga, aby gospodarstwo w wyniku czynności cywilnoprawnej zostało powiększone do określonego areału (minimum 11 ha i maksymalnie 300 ha) oraz aby następnie było ono prowadzone przez minimum pięć lat. Nie oznacza to jednak warunku prowadzenia gospodarstwa o niezmienionym areale. W przepisie nie zawarto aż tak daleko idącego ograniczenia. Nie ma w nim mowy o konkretnej powierzchni, ustalono ją widełkowo. W ramach tego przedziału możliwe jest zarówno powiększanie, jak i zmniejszanie powierzchni. Tak więc do czasu, gdy nie zostaną przekroczone minimalne lub maksymalne granice, a gospodarstwo jest faktycznie prowadzone, nie jest naruszona ani litera przepisu ani jego cel i sens.

]]

Maląg: ZUS jest w gotowości do wypłacania dodatku solidarnościowego

<![CDATA[

Sejm uchwalił w ubiegłym tygodniu ustawę o dodatku solidarnościowym, przyznawanym w celu przeciwdziałania negatywnym skutkom COVID-19 i o podniesieniu zasiłku dla bezrobotnych. Projekt tej ustawy skierował do Sejmu prezydent Andrzej Duda. Teraz trafi do Senatu.

Jak zauważyła Marlena Maląg w Programie I Polskiego Radia, ustawa ta zakłada wypłatę świadczenia dla osób, które straciły pracę po 15 marca tego roku w wysokości 1400 zł netto przez trzy miesiące - od czerwca do sierpnia. W związku z tym - mówiła - "same zapisy tej ustawy wskazują na to, że zależy nam, żeby była przyjęta jak najszybciej, żeby można było wypłacać świadczenie już w czerwcu".

Najbliższe posiedzenie Senatu zaplanowane jest na 17 i 18 czerwca. Maląg powiedziała, że "liczyła w głębi serca", że Senat zajmie się tą ustawą jeszcze w tym tygodniu. Ale skoro zbiera się dopiero w następnym - dodała - to "apeluję, żeby rzeczywiście wtedy Senat zajął się tym dodatkiem solidarnościowym".

Zadeklarowała jednocześnie, że ZUS jest w gotowości jeśli chodzi o realizację i wypłaty tego dodatku. "Operacyjnie jest to zadanie dość trudne (...), ale jesteśmy przygotowani i jestem przekonana, że to zadanie będzie realizowane dobrze" - podkreśliła Maląg.

Dodatek solidarnościowy ma być świadczeniem przyznawanym od 1 czerwca do 31 sierpnia 2020 r.; jego wysokość ma wynosić 1400 zł miesięcznie. Dodatek ma przysługiwać osobom z którymi po 15 marca 2020 r. rozwiązano umowę o pracę za wypowiedzeniem i osobom, których umowa po tej dacie uległa rozwiązaniu z upływem czasu, na który była zawarta. Warunkiem uzyskania praw do dodatku będzie posiadanie okresu podlegania w 2020 roku ubezpieczeniom społecznym z tytułu stosunku pracy przez co najmniej 60 dni.

Ustawa zakłada także m.in. podwyższenie zasiłku dla bezrobotnych do 1200 zł w okresie pierwszych 90 dni posiadania praw do zasiłku. Później kwota ta wyniesie 942,30 zł. Zasiłek ma wzrosnąć od 1 września 2020 roku. Podwyższoną kwotę zasiłku otrzymają wszyscy bezrobotni, zarówno nowo rejestrujący się, jak też bezrobotni, którzy już pobierają zasiłek.

]]