Kwoty wolne od potrąceń 2021

<![CDATA[

Z artykułu dowiesz się:1. Czym jest kwota wolna od potrąceń2. Jak oblicza się wysokość kwoty wolnej od potrąceń3. Ile wyniesie kwota wolna od potrąceń 2021

Co to jest kwota wolna od potrąceń

Kwota wolna od potrąceń służy ochronie wynagrodzenia pracownika przed zbyt dużymi potrąceniami z wypłaty. Jej wysokość oraz kolejność dokonywania potrąceń z wypłaty określa Kodeks pracy. Potrąceń przymusowych dokonuje się po odliczeniu od pensji pracownika składek na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne oraz zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych.

Jak określa się kwotę wolną od potrąceń

Określając kwotę wolną od potrąceń kluczowe jest określenie kolejności dokonywania potrąceń z wypłaty. Wygląda ona następująco:

1) sumy egzekwowane na mocy tytułów wykonawczych na zaspokojenie świadczeń alimentacyjnych;2) sumy egzekwowane na mocy tytułów wykonawczych na pokrycie należności innych niż świadczenia alimentacyjne;3) zaliczki pieniężne udzielone pracownikowi;4) kary porządkowe

Po dokonaniu potrąceń pracownikowi nadal musi pozostać kwota w określonej wysokości:• 100 proc. płacy minimalnej na dany rok po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne oraz zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych przy potrącaniu sum egzekwowanych na mocy tytułów wykonawczych na pokrycie należności innych niż świadczenia alimentacyjne,• 75 proc. płacy minimalnej na dany rok przy potrącaniu zaliczek pieniężnych udzielonych pracownikowi,• 90 proc. płacy minimalnej na dany rok przy potrącaniu kar pieniężnych nałożonych przez pracodawcę.

Jeśli potrącenia dokonuje się na wniosek pracownika, kwota wolna od potrąceń wynosi:- 100 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę przy potrącaniu należności na rzecz pracodawcy,- 80 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę przy potrącaniu innych należności

Wysokość kwoty wolnej od potrąceń wynika również z tego, czy pracownik:

- korzysta z ulgi PIT dla młodych- jest uczestnikiem PPK

Ile wynosi kwota wolna od potrąceń w 2021 roku?

W 2021 kwota wolna od potrąceń może być wyższa niż wynika to z powyższych wyliczeń. Pozwala na to art. 52 ustawy o zmianie niektórych ustaw w zakresie działań osłonowych w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 Zgodnie z nim, pracownikowi któremu zostało obniżone wynagrodzenie lub członek rodziny pracownika utracił źródło dochodu, kwoty wolne od potrąceń ulegają zwiększeniu o 25 proc. na każdego nieosiągającego dochodu członka rodziny, którego pracownik ten ma na utrzymaniu.

Wysokości kwot wolnych od potrąceń w 2021 r. dla pracowników powyżej 26 lat, którzy zrezygnowali z PPK przy zastosowaniu podstawowych kosztów i kwoty zmniejszającej podatek:

100 proc. – 2061,67 zł90 proc. – 1855,50 zł80 proc. – 1649,3475 proc. – 1546,25

Wysokości kwot wolnych od potrąceń w 2021 r. dla pracowników powyżej 26 lat, którzy nie zrezygnowali z PPK przy zastosowaniu podstawowych kosztów i kwoty zmniejszającej podatek:

100 proc. – 1998,67 zł90 proc. – 1798,80 zł80 proc. – 1598,94 zł75 proc. – 1499,00 zł

Wysokości kwot wolnych od potrąceń w 2021 r. dla pracowników poniżej 26 lat, którzy zrezygnowali z PPK przy zastosowaniu podstawowych kosztów i kwoty zmniejszającej podatek:

100 proc. – 2198,67 zł90 proc. – 1837,46 zł80 proc. – 1758,94 zł75 proc. – 1649,00

Wysokości kwot wolnych od potrąceń w 2021 r. dla pracowników poniżej 26 lat, którzy nie zrezygnowali z PPK przy zastosowaniu podstawowych kosztów i kwoty zmniejszającej podatek:

100 proc. – 2142,67 zł90 proc. – 1928,40 zł80 proc. – 1714,14 zł75 proc. – 1607,00 zł

W przypadku osób zatrudnionych na część etatu, podane kwoty ulegają proporcjonalnemu zmniejszeniu do wymiaru etatu (zatrudniony na 1/2 etatu musi podzielić te kwoty na pół itd.)

]]

MF chce umożliwić wystawianie faktur ustrukturyzowanych

<![CDATA[

"Projekt przewiduje zmianę ustawy z dnia 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług (...), przez wprowadzenie możliwości wystawiania faktur ustrukturyzowanych, jako jednej z dopuszczanych form dokumentowania sprzedaży obok faktur papierowych i obecnie występujących w obrocie gospodarczym faktur elektronicznych" - tłumaczy KPRM.

Wyjaśniono, że w odniesieniu do faktur ustrukturyzowanych, występujących jako rodzaj faktur elektronicznych, będzie istniała możliwość ich wystawiania i otrzymywania za pośrednictwem systemu teleinformatycznego, tj. Krajowego Systemu e-Faktur (KSeF).

Zakłada się, że nowe rozwiązanie przyczyni się nie tylko do wzmocnienia kontroli prawidłowości rozliczania podatku VAT, ale także uproszczenia samego procesu kontroli rozliczeń u przedsiębiorców. Organy podatkowe będą bowiem miały możliwość zdalnego monitorowania obrotu dokumentowanego fakturami.

Poza tym projektodawcy zakładają, że proponowane rozwiązanie umożliwi też zwiększenie dochodów budżetu państwa w wyniku zakładanego zwiększenia poboru podatku VAT na każdym etapie obrotu towarami i usługami. MF liczy, że zmiana pozwoli podatnikom upowszechnić jednolity format faktury elektronicznej, w postaci faktury ustrukturyzowanej, co z kolei pozwoli na dalszą elektronizację i automatyzację procesów fakturowania i księgowania transakcji handlowych dokonywanych między podatnikami.

Zgodnie z informacją, KSeF to system teleinformatyczny służący do wystawiania i otrzymywania faktur ustrukturyzowanych, jak również do ich przechowywania, oznaczania numerem identyfikującym przydzielonym przez ten system, weryfikowania zgodności z określonym wzorem takiej faktury.

"Dodatkowo system będzie służył do analizy i kontroli danych z faktur ustrukturyzowanych oraz wysyłał komunikaty dotyczące wystawienia, odrzucenia albo braku możliwości wystawienia faktury ustrukturyzowanej. Dzięki skorzystaniu z wystawiania faktur ustrukturyzowanych za pośrednictwem KSeF podatnicy zostaną zwolnieni z obowiązku ich przechowywania i archiwizacji" - wytłumaczono.

Wskazano, że w KSeF to administracja podatkowa zapewnia przechowywanie faktur wystawionych za pośrednictwem tego systemu. Ponadto, dla podatników wystawiających w całym okresie rozliczeniowym wyłącznie faktury ustrukturyzowane, którzy spełnią określone wymagania, projektowana ustawa wprowadzi preferencję - skrócony z 60 dni do 45 dni termin zwrotu podatku VAT.

Według resortu finansów wprowadzane rozwiązanie ma na celu uszczelnienie systemu podatkowego, a tym samym ograniczenie nieprawidłowości w rozliczaniu podatku VAT i przyczyni się do poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej przez podatników poprzez łatwiejszy i szybszy dostęp do dokumentów.

"Wprowadzenie elektronicznego ustandaryzowanego wzoru faktury doprowadzi do zwiększenia bezpieczeństwa transakcji handlowych. Możliwość zautomatyzowania procesów księgowych znacząco wpłynie na zmniejszenie liczby błędów wywołanych czynnikiem ludzkim" - czytamy.

Poza tym, jak podkreślono, podatnicy wystawiający wyłącznie faktury ustrukturyzowane będą mogli otrzymywać zwroty nadwyżki VAT naliczonego w przyspieszonym terminie.

Zgodnie z informacją zmiana ma zostać przyjęta przez rząd w pierwszym kwartale 2021 r.

]]

ZUS ostrzega przed oszustami. Podszywają się w mailach pod organ i wyłudzają dane osobowe

<![CDATA[

- Zgłosiła się do nas nasza klientka i pokazała maila, który został wysłany z adresu sugerującego, że to mail wysłany z ZUS. W treści listu jest napisane, że pani dostanie 1500 zł za wypełnienie ankiety – mówi Iwona Kowalska-Matis regionalny rzecznik prasowy ZUS na Dolnym Śląsku. – To ewidentne oszustwo polegające, jak przypuszczam, na wyłudzeniu danych – dodaje.

Rzeczniczka wyjaśnia, że tylko jeżeli klient prosił o kontakt np. poprzez swoje konto na PUE ZUS lub stronę internetową www.zus.pl wysyłając maila na adres cot@zus.pl wtedy - na wyraźną prośbę ubezpieczonego – nasz pracownik może zatelefonować pod podany przez klienta numer telefonu.

- W innym przypadku nie ma mowy o „spontanicznych” kontaktach a tym bardziej prowadzeniu jakichkolwiek ankiet szczególnie związanych z wypłatą nagrody – zapewnia Kowalska-Matis.

Mail oferujący wysokie wynagrodzenie za wypełnienie ankiety to nie pierwszy przypadek próby oszustwa. W związku z tym Zakład Ubezpieczeń Społecznych prosi o daleko idącą ostrożność. Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości, co do otrzymanych informacji czy tożsamości osoby podającej się za pracownika ZUS, powinien skontaktować się z najbliższą placówką ZUS lub z Centrum Obsługi Telefonicznej ZUS pod nr tel. 22 560 16 00 lub zawiadomić policję.

- Jeżeli ktoś nie ma żadnej sprawy prowadzonej w ZUS, nie zwracał się z pytaniem ani prośbą o informację wtedy nie ma najmniejszej możliwości żeby przychodziły do niego informacje mailowe – przestrzega Kowalska-Matis.

Dlatego ZUS przypomina i jednocześnie ostrzega wszystkich klientów, że pracownicy Zakładu nie wysyłają informacji maile, nie telefonują ani nie odwiedzają klientów w domach. Wszyscy, którzy są zainteresowani jakimikolwiek sprawami z zakresu ubezpieczeń społecznych czy prowadzenia własnej działalności mogą korzystać z całkowicie bezpłatnych konsultacji bezpośrednio na salach obsługi, bądź za pośrednictwem Centrum Obsługi Telefonicznej ZUS pod numerem: (22) 560 16 00. Osoby, które posiadają indywidualne konto na Platformie Usług Elektronicznych ZUS (PUE ZUS) informacje mogą uzyskać także online bez konieczności wychodzenia z domu. To za pośrednictwem PUE, właśnie w tym trudnym roku z pandemią, bez wychodzenia z domu, można było złożyć wniosek o świadczenie postojowe, zasiłek chorobowy czy o zwolnienie z opłacania składek, a nawet zrealizować bon turystyczny. I co najważniejsze dla niektórych ubezpieczonych, uzyskać od lekarza zwolnienie lekarskie w związku z chorobą. Ostatnią wdrożoną usługą elektroniczną, która upowszechnia dostępność dla klientów, są e-wizyty, dzięki którym w czasie pandemii każdy klient może bez problemu załatwiać swoje sprawy w ZUS.

Pamiętajmy, że ZUS sprawy z klientami załatwia listownie lub w placówkach Zakładu, a także poprzez wspomniany wyżej - uwierzytelniony profil na Platformie Usług Elektronicznych. Także osobiste odwiedzenie klientów przez pracowników ZUS w ich domach jest wyjątkowo rzadkie. Dotyczy to tylko sytuacji, gdy przeprowadzana jest kontrola wykorzystania zwolnień lekarskich. Pozostałe wizyty pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w domu klienta poprzedzane są pisemną informacją.

]]

Maseczki ochronne w zakładach pracy, czyli jak sobie radzić z nieżyciowymi przepisami

<![CDATA[

▶ Jakich zakładów pracy dotyczy obowiązek zakrywania ust i nosa?

Rozporządzenie z 26 listopada wskazuje, że obowiązek ten dotyczy miejsc ogólnodostępnych, w tym zakładów pracy. W związku z tym pojawiają się wątpliwości, czy prawodawca uznał wszystkie zakłady pracy za miejsca ogólnodostępne, czy też nakaz ten dotyczy tylko takich zakładów pracy, które mają charakter ogólnodostępny. Uzasadnienie do rozporządzenia zawiera jedynie lakoniczne stwierdzenie, że „utrzymano nakaz zakrywania ust i nosa w przestrzeni publicznej”, bez odpowiedzi na pytanie, czy każdy zakład pracy rozumiany jest jako miejsce ogólnodostępne.

Kwestia ta po raz pierwszy pojawiła się w uzasadnieniu do nowelizacji jednego z poprzednich rozporządzeń o tym samym tytule, tj. w rozporządzeniu Rady Ministrów z 15 kwietnia 2020 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii (Dz.U. poz. 673). Wskazano w nim, że obowiązek ten dotyczy zakładów pracy, w tym również biur, co sugerowałoby, że prawodawca uznał każdy zakład pracy za miejsce ogólnodostępne. Kwestia zakrywania ust i nosa w przestrzeni publicznej miała jednak wówczas mniejsze znaczenie, ponieważ do 27 listopada 2020 r. nakaz ten nie dotyczył osób wykonujących czynności zawodowe, służbowe lub zarobkowe, chyba że wiązało się to z bezpośrednią obsługą interesantów lub klientów. Obecnie nakaz dotyczy wszystkich, jeżeli tylko w pomieszczeniu przebywa więcej niż jedna osoba.

Konstrukcja przepisu pozwala na interpretację zarówno zawężającą (tj. że chodzi wyłącznie o miejsca ogólnodostępne w zakładach pracy), jak i uznającą każdy zakład pracy za miejsce ogólnodostępne. Wobec braku definicji „miejsca ogólnodostępnego” trzeba nadać mu takie znaczenie, jakie nadaje mu język polski. Za miejsce ogólnodostępne należałoby więc uznać taki zakład pracy, z którego może korzystać nieograniczona liczba nieoznaczonych osób. Zgodnie z taką interpretacją będą to więc zakłady pracy przeznaczone do obsługi interesantów bądź klientów, jak placówki handlowe, targowiska, hotele czy dworce. Oznaczałoby to, że zakłady pracy, do których dostęp jest ograniczony (co do zasady dla pracowników czy innych osób świadczących pracę w zakładzie pracy) nie są objęte wspomnianym nakazem. Przepis rozporządzenia z 26 listopada można jednak interpretować również w taki sposób, że za miejsce ogólnodostępne uznawany jest każdy zakład pracy, bez względu na jego ogólnodostępność. Interpretacja taka byłaby wprawdzie niezgodna z językowym znaczeniem pojęcia miejsce ogólnodostępne, jednak – mając na uwadze brzmienie przepisu – możliwa. Nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć tych wątpliwości. Trzeba poczekać na wydanie interpretacji przez właściwe organy bądź też na doprecyzowanie przepisu [na dzień zamknięcia tego wydania takiej interpretacji nie było – red.]. Do tego czasu bezpieczniej jest przyjąć szersze rozumienie miejsca ogólnodostępnego i odpowiednio szersze zastosowanie nakazu. Szczególnie mając na uwadze ewentualne konsekwencje za nieprzestrzeganie nakazu – zarówno dla samego pracodawcy, jak i dla pracownika – w każdym zakładzie pracy (patrz odpowiedź na ostatnie pytanie) .

▶ Czy wszyscy pracownicy są zobowiązani do zakrywania ust i nosa?

Nakaz zakrywania ust i nosa dotyczy wszystkich pracowników (i innych osób), jeżeli w pomieszczeniu przebywa więcej niż jedna osoba.

W tym kontekście wątpliwości budzi to, czym jest pomieszczenie. Rozporządzenie z 26 listopada nie wprowadza w tym zakresie definicji, jak również nie odwołuje się do rozumienia tego pojęcia zdefiniowanego w jakimkolwiek innym przepisie. Językowe znaczenie tego pojęcia wskazuje, że pomieszczeniem jest pokój, lokal lub lokum. Natomiast pomocniczo można posłużyć się definicją pomieszczenia użytkowego wskazaną w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. z 2019 r. poz. 1065). Zgodnie z tą definicją przez lokal użytkowy należy rozumieć jedno pomieszczenie lub zespół pomieszczeń, wydzielone stałymi przegrodami budowlanymi, niebędące mieszkaniem, pomieszczeniem technicznym albo pomieszczeniem gospodarczym. Tak więc aby odróżnić jedno pomieszczenie od drugiego, konieczne jest ich wydzielenie stałymi przegrodami budowlanymi.

Poblemu nie ma, gdy mamy do czynienia z osobnymi biurami pracowników. Wątpliwości pojawiają się jednak już np. w przypadku open space czy też biur, które są częściowo otwarte na inne pomieszczenia. O ile jeszcze częściowo otwarte biura czy gabinety można zakwalifikować jako osobne pomieszczenie, to już wydzielenie w ramach open space „przegródkami” stanowisk poszczególnych pracowników nie będzie mogło być zakwalifikowane jako osobne pomieszczenie. Dlatego aby uniknąć takich wątpliwości, rekomendowane jest doprecyzowanie sposobu stosowania przepisów przez pracodawcę w wewnętrznych regulacjach. Zwłaszcza w sytuacjach wątpliwych, gdzie nie wiadomo, jak definiować pomieszczenie.

▶ Czy w trakcie spożywania posiłków (np. w kuchni bądź w stołówce) pracownicy mogą ściągnąć maseczkę?

Rozporządzenie z 26 listopada nie przewiduje wyjątku od nakazu zasłaniania ust i nosa w czasie spożywania posiłków. Wyjątek taki został przewidziany jedynie w razie spożywania posiłków w pociągu. Literalnie więc interpretując przepisy, należałoby stwierdzić, że pracownik może spożywać posiłek bez zasłaniania twarzy jedynie, jeżeli przebywa sam w pomieszczeniu.

Powoduje to ogromne problemy praktyczne i w rzeczywistości u znacznej części pracodawców (np. w dużych zakładach produkcyjnych) powodowałoby brak możliwości spożywania posiłków w czasie przebywania w zakładzie pracy. Pracodawcy niejednokrotnie nie mają fizycznych możliwości, aby zapewnić dużej liczbie pracowników indywidualne pomieszczenia w tym celu.

Dlatego też uważamy, że – pomimo literalnego brzmienia przepisów – na czas spożywania posiłków pracownicy mogą ściągnąć maseczki. Pracodawcy powinni natomiast zapewnić odpowiednie warunki i środki zapobiegające możliwości zakażenia. Wśród nich należy wyróżnić środki organizacyjne, jak np. wyznaczenie przerw obiadowych w różnych porach dla poszczególnych grup pracowników, tak aby w jednym czasie na stołówce czy w kuchni nie gromadziła się duża liczba osób, czy też zachowanie odpowiednio dużych odstępów między stolikami. Możliwe jest też odgrodzenie miejsc przy stolikach przesłonami, np. z pleksiglasu. Ponadto trzeba zapewnić środki do dezynfekcji rąk oraz każdorazową dezynfekcję stolików.

Należy pamiętać, że spożywanie posiłków przez pracowników służy nie tylko zapewnieniu dobrego samopoczucia, ale przede wszystkim ich zdrowia. Przyjęcie odmiennej koncepcji musiałoby doprowadzić niejednokrotnie do konieczności spożywania posiłków w miejscach do tego nieprzeznaczonych bądź też w ogóle do zakazu ich spożywania w zakładzie pracy. A to generowałoby zagrożenia dla zdrowia osób zatrudnionych, nawet dalej idące niż potencjalne zakażenie się wirusem.

▶ Kto powinien zapewnić maseczki lub inne środki ochronne?

Ogólną zasadą przewidzianą w art. 2376 kodeksu pracy jest obowiązek zapewnienia przez pracodawcę środków ochrony indywidualnej dla pracowników. Tak więc maseczki ochronne czy przyłbice używane przez zatrudnionych na terenie zakładu pracy powinny być zapewnione przez pracodawcę i na jego koszt. Oczywiście nie stoi to na przeszkodzie, aby pracownicy korzystali z własnych maseczek. Ważne jest, aby obowiązek zasłania ust i nosa był przez nich przestrzegany i aby w razie potrzeby mogli skorzystać z maseczek zapewnionych przez pracodawcę.

Należy również pamiętać, że obowiązek ten dotyczy jedynie zapewnienia maseczek pracownikom i co do zasady nie dotyczy ani gości, ani osób wykonujących pracę na terenie zakładu pracy na innej podstawie. Mając jednak na uwadze cel przepisu, jakim jest zmniejszenie ryzyka rozprzestrzeniania się zakażeń w zakładzie pracy, rekomendowane jest zapewnienie maseczek również zleceniobiorcom czy innym osobom zatrudnianym na podstawie umów cywilnoprawnych.

▶ Czy maseczki (inne środki) muszą spełniać określone wymogi?

Przepisy rozporządzenia z 26 listopada nie wskazują żadnych wymagań co do maseczek czy innych środków. Przepisy nakazują jedynie, aby pracownicy mieli zakryte usta i nos. Nie muszą to być maseczki specjalistyczne – np. FFP2, choć zdaniem niektórych ekspertów sanitarnych takie maseczki są zalecane w pomieszczeniach przy długotrwałym przebywaniu. Tak więc to pracodawca samodzielnie decyduje, jakie środki zapewni pracownikom.

▶ Czy obowiązek noszenia maseczek trzeba uwzględnić w wewnętrznej procedurze?

Nie ma wymogu, aby noszenie maseczek było uregulowane w wewnętrznych procedurach obowiązujących u pracodawcy. Obowiązek ten wynika bowiem z przepisów powszechnie obowiązujących, a więc obowiązuje bez względu na to, czy wewnętrze procedury pracodawcy również go przewidują, czy też nie. Warto jednak taką procedurę wdrożyć, określając w niej kompleksowo zasady organizacji pracy w zakładzie pracy. W szczególności w odniesieniu do powierzchni open space, stołówek, kuchni pracowniczych czy innych wspólnych pomieszczeń i zasad korzystania z nich przez pracowników.

▶ Co w sytuacji, gdy pracownik odmawia noszenia maseczki?

Pracownik może odmówić noszenia maseczki (czy też innych środków zasłaniających usta i nos) tylko wtedy, gdy ma szczególne uzasadnienie (np. przeciwwskazania zdrowotne do tego). W takim przypadku pracodawca ma prawo żądać dokumentów potwierdzających określone przeciwwskazania (np. zaświadczenia lekarskiego) i w razie wątpliwości skierować pracownika na badanie kontrolne medycyny pracy.

W pozostałych przypadkach pracodawca ma prawo wydać pracownikowi polecenie noszenia maseczki lub zasłaniania ust i nosa w inny sposób przewidziany w przepisach (np. przy pomocy części odzieży albo przyłbicy), a pracownik ma obowiązek dostosować się.

▶ Czy można odmówić dopuszczenia pracownika do pracy, jeżeli odmawia zakrycia ust i nosa?

Pracodawca nie tylko może, ale wręcz powinien nie dopuszczać lub odsunąć takiego pracownika od wykonywania pracy. W uzasadnionych przypadkach – gdy występują przeciwwskazania zdrowotne – pracodawca powinien zapewnić inne adekwatne środki bezpieczeństwa (np. zachowanie dystansu).

▶ Jakie konsekwencje można wyciągnąć wobec pracownika odmawiającego zakrycia ust i nosa? Czy można go zwolnić?

Odmowa wykonania obowiązku zakrycia ust i nosa, jeżeli nie ma szczególnego uzasadnienia (np. przeciwwskazania zdrowotne), stanowi naruszenie obowiązków pracowniczych i uzasadnia wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych wobec pracownika, w tym nałożenie kary porządkowej lub wypowiedzenie umowy o pracę. W skrajnych przypadkach może uzasadniać nawet rozwiązanie umowy bez wypowiedzenia, w trybie dyscyplinarnym (np. jeżeli pracownik w sposób ostentacyjny ignoruje i lekceważy ww. obowiązek).

]]

Sejm znacznie ograniczył prawo do korekty VAT

<![CDATA[

Eksperci nie mają wątpliwości, że nowe wymogi zapisane w zmienionym przez Sejm art. 29a w wielu przypadkach wydłużą termin rozliczenia korekty. Słowem, utrudnią sprzedawcom obniżenie podstawy opodatkowania i należnego VAT.

Nowe obowiązki wynikają z dodania przez Sejm w ustawie o VAT art. 29a ust. 13. To ta sama nowelizacja, którą Ministerstwo Finansów określa skrótem slim VAT (od angielskich słów: simple, local and modern). Nowelizacja została już uchwalona 27 listopada br. przez Sejm, teraz zajmie się nią Senat (druk senacki nr 284). W zasadniczej części (w tym również w zakresie korekt) ma wejść w życie już 1 stycznia 2021 r.

Dwa warunki

Zakłada ona, że podatnik, który wystawi korektę in minus (zmniejszającą podstawę opodatkowania), nie będzie musiał czekać na potwierdzenie odebrania faktury korygującej przez nabywcę. Będzie mógł obniżyć podstawę opodatkowania i VAT należny już za okres wystawienia faktury korygującej, ale muszą być spełnione dwa nowe wymogi:

sprzedawca musi posiadać dokumentację, z której będzie wynikać, że uzgodnił z nabywcą warunki obniżenia podstawy opodatkowania określone w fakturze korygującej, oraz warunki te zostały spełnione.

Do tej zmiany dostosowano też art. 86 ust. 19a ustawy o VAT, który przewiduje, że w tym samym okresie, w którym sprzedawca obniży podatek należny, nabywca będzie musiał skorygować podatek naliczony.

– Zastąpienie dotychczasowych regulacji jakąś nieokreśloną dokumentacją, z której ma wynikać, że podatnik wystawiający korektę uzgodnił z nabywcą warunki korekty i co więcej – warunki te zostały spełnione – otwiera zupełnie nowy obszar wątpliwości – komentuje Tomasz Michalik, doradca podatkowy, partner w MDDP.

Projektowane zmiany wywołały burzliwą dyskusję już podczas prac sejmowej komisji finansów publicznych. Wiceminister finansów Jan Sarnowski przekonywał, że zmiana została zaproponowana na prośbę przedsiębiorców, którzy domagali się, aby nowe zasady były jak najbardziej elastyczne. Stąd ich niedookreślenie w przepisach – argumentował wiceminister.

Tak chciało MF

Tłumacząc, dlaczego ma być zniesiony obecny wymóg posiadania potwierdzenia odbioru faktury korygującej, Paweł Selera, dyrektor departamentu VAT w Ministerstwie Finansów, przyznał, że nie wynika on z dyrektywy. Dlatego MF chce go zlikwidować, ale w zamian chce wprowadzić nową procedurę.

– Musimy zabezpieczyć z jednej strony korektę VAT należnego, a z drugiej strony symetrycznie korektę podatku naliczonego – tłumaczył Selera.

Jaki dokument

Zmiana spotkała się ze zdecydowaną krytyką niektórych posłów, zwłaszcza z opozycji.

Wskazywano, że obecny obowiązek uzyskania potwierdzenia sprawiał problemy, ale był konkretny. Za to nowe przepisy nie tylko nie zlikwidują obciążeń biurokratycznych, lecz wręcz je spotęgują.

Wątpliwości budził już sam wymóg posiadania dokumentacji. Przepisy nie precyzują bowiem, co się pod tym kryje, czy wystarczy np. korespondencja e-mailowa z nabywcą.

Posłowie pytali, czy sprzedawcy będą musieli mieć co najmniej dwa dokumenty potwierdzające uzgodnienie z nabywcą warunków korekty.

– Uzgodnienia będą mogły być potwierdzone np. korespondencją e-mailową, aneksem do umowy, dokumentem handlowym – odpowiadał dyrektor Selera.

To by oznaczało – jak mówi Krystian Łatka – że po zmianach trzeba będzie gromadzić np. korespondencję e-mailową, aneksy lub – jak napisano w uzasadnieniu projektu nowelizacji – inne dokumenty handlowe potwierdzające uzgodnienie warunków transakcji.

– Nie będzie jednak jasne, jak udokumentować uzgodnienie zmiany treści umowy, gdy np. sprzedawca uzgodni udzielenie rabatu ustnie. Czy dowodem zmiany będzie sama faktura korygująca? – zastanawia się ekspert.

Te same wątpliwości ma Tomasz Michalik.

– Trudno ustalić, po co w ogóle ustawodawca wymaga dokumentacji potwierdzającej warunki korekty, skoro oczywiste jest, że to faktura korygująca jest dokumentem, na podstawie którego należność wynikająca z pierwotnej faktury jest obniżana – zauważa ekspert.

Wiceminister Sarnowski zapowiedział, że w celu wyeliminowania ryzyka różnych interpretacji minister finansów wyda objaśnienia podatkowe.

Spełnienie warunku

Jeszcze większy problem jest z drugim wymogiem zapisanym w nowelizacji – aby były spełnione warunki korekty uzgodnione z nabywcą.

Jest to możliwe, gdy towar został zwrócony albo np. sprzedawca udzielił kupującemu premii pieniężnej z racji przekroczenia limitu zakupów.

Gorzej, gdy premia ma jedynie zmotywować nabywcę na przyszłość, skłonić go do lojalności względem sprzedającego.

Przykład

Sprzedawca umawia się z nabywcą, że udzieli mu premii pieniężnej, jeżeli kupujący pozostanie klientem przez kolejny rok. Pod tym warunkiem wystawia korektę do faktury dokumentującej dostawę towaru.Załóżmy, że ma dokumentację potwierdzającą te uzgodnienia (e-maile). Jest jednak poważniejszy problem, bo na dzień korekty nie wiadomo, czy uzgodniony warunek zostanie spełniony. Słowem, czy przez najbliższy rok nabywca faktycznie będzie nadal klientem sprzedawcy. Może w tym czasie zbankrutuje albo zmieni profil swojej działalności?

Wątpliwości podane w przykładzie podziela Krystian Łatka, doradca podatkowy, starszy konsultant w Instytucie Studiów Podatkowych.

Sam również się zastanawia, czy istnieje podstawa do skorygowania podstawy opodatkowania i kwoty podatku należnego, mimo że warunek premii został uzgodniony.

– Pytanie, czy jeśli warunek ten się nie ziści, to cena ulegnie podwyższeniu, czy też może zostanie ona obniżona automatycznie dopiero za rok – zastanawia się ekspert.

Jego zdaniem drugi wariant oznaczałby, że faktura korygująca nie może być wystawiona aż do pierwszego dnia rocznicy pozostawania przez nabywcę klientem sprzedającego.

– To by jednak oznaczało, że cena ulegnie obniżeniu dopiero po roku, bo dopiero wtedy ziszczą się warunki udzielenia premii – wskazuje Krystian Łatka.

Przybędzie obowiązków

Zdaniem Tomasza Michalika podany przykład pokazuje, jak duże wątpliwości mogą się pojawić w związku z nowym przepisem.

– Zupełnie niepotrzebnie otwiera się obszar sporów i kontrowersji. I to bez jakiejkolwiek potrzeby – komentuje ekspert.

Tego samego zdania jest Krystian Łatka. Przypomina, że dziś podatnicy sprawdzają jedynie, czy korektę doręczono, kiedy to nastąpiło i czy mają dowód doręczenia. Ewentualnie dokumentują próby dostarczenia korekty. Ustalenie prawa do jej rozliczenia opiera się więc na dość jasnych i prostych kryteriach.

– W praktyce korekta może być także następstwem ustnych ustaleń (np. telefonicznych). Podatnicy nie analizują więc ani nie gromadzą dokumentacji handlowej. Z kolei dział księgowości nie weryfikuje zwykle umów, aneksów, porozumień, ugód, korespondencji e-mailowej ani tym bardziej nie sprawdza ustaleń ustnych. Podstawą obniżenia podstawy opodatkowania jest dowód doręczenia korekty, a księgowi bazują na zleceniu korekty od osób merytorycznie odpowiedzialnych za transakcję.

Obecny wymóg uzyskania potwierdzenia odbioru faktury korygującej sprawiał problemy, ale był konkretny. Nowe przepisy utrudnią sprzedawcom obniżanie podstawy opodatkowania i należnego VAT

Przypomnijmy, że obecny wymóg uzyskiwania potwierdzenia odbioru faktury korygującej przez nabywcę (art. 29a ust. 13 ustawy o VAT) podważył Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku z 26 stycznia 2012 r. w sprawie Kraft Foods Polska (sygn. C-588/10). TSUE orzekł, że wystarczy udokumentowanie przez sprzedawcę, iż próbował doręczyć fakturą korygującą.

– Obecna procedura pozwala więc na szybkie pomniejszenie podatku należnego – potwierdza Tomasz Michalik.

Nowy przepis mocno to skomplikuje, a na dodatek użyte w nim sformułowania są bardzo niedookreślone. Mogą prowadzić do sporów z fiskusem, czy warunki korekty zostały uzgodnione między sprzedawcą i nabywcą i czy zostały one faktycznie spełnione.

– Prostą i łatwą do zastosowania zasadę zastępuje się zasadą nieoczywistą, a to niepotrzebne pole do sporów – komentuje Tomasz Michalik.

Problem też dla nabywcy

Z kolei w odniesieniu do nabywcy szczególnie niezrozumiałe jest – zdaniem Tomasza Michalika – dlaczego ustawodawca nakazuje mu obniżyć podatek naliczony w momencie związanym z dokonaniem uzgodnienia z dostawcą, a nie – jak dziś – w momencie otrzymania faktury.

Krystian Łatka przyznaje, że zmiana ta stwarza bardzo duży problem dla nabywców. Odrywa bowiem korektę podatku naliczonego od otrzymania faktury korygującej, a wiąże ją z uzgodnieniem warunków lub ich spełnieniem.

Problem będzie też, jeśli nabywca zaprzeczy uzgodnieniu.

– Co w sytuacjach spornych, gdy strony zwyczajnie nie mogą dojść do porozumienia co do zmiany wysokości wynagrodzenia? Czy wystawca faktury, który uwzględnia roszczenie o obniżenie ceny za wykonane roboty budowlane o 10 proc., będzie mógł wystawić taką korektę i rozliczyć ją, jeśli usługobiorca nie zgodzi się na 10 proc. i żąda 20 proc.? – zastanawia się Krystian Łatka.

Nie jest pewne, jak w takiej sytuacji zachowają się organy podatkowe – czy uznają, że zmiana ceny została jednak uzgodniona, czy trzeba będzie może poczekać na wyrok sądu powszechnego, który pogodzi strony transakcji?

Etap legislacyjny

Nowelizacja ustawy o VAT oraz ustawy – Prawo bankowe (druk senacki nr 284) – skierowana do rozpatrzenia przez Senat

Współpraca Katarzyna Jędrzejewska

]]

Senat przyjął nowelę dot. pracy zdalnej chorych bez objawów COVID-19

<![CDATA[

Za przyjęciem noweli bez poprawek opowiedziało się 86 senatorów, 8 było przeciwnych, a 3 wstrzymało się od głosu.

Przed głosowaniem odbyła się debata, dotycząca głównie zapisu w sprawie dodatkowej niedzieli handlowej 6 grudnia. Senatorowie zgłosili poprawki, ale połączone komisje: Gospodarki Narodowej i Innowacyjności oraz Rodziny, Polityki Senioralnej i Społecznej rekomendowały Senatowi, podobnie jak wczoraj, przyjęcie noweli bez poprawek.

Zgodnie z nowelą, możliwość świadczenia pracy zdalnej ma dotyczyć pracowników objętych izolacją w warunkach domowych, którzy nie przejawiają symptomów choroby COVID-19 bądź objawy tej choroby mają łagodny przebieg.

W przypadku pogorszenia stanu zdrowia pracownika w okresie świadczenia pracy zdalnej podczas izolacji, uzyska on prawo do wynagrodzenia chorobowego albo do świadczenia pieniężnego z tytułu choroby za pozostały okres przebywania w izolacji.

Teraz nowela trafi do podpisu prezydenta.

]]

Wyższe składki dla bogatszych

<![CDATA[

Zakład Ubezpieczeń Społecznych pokazał wczoraj raport „Pełne dochody – niepełne składki” autorstwa Fundacji Inicjatyw Strategicznych Instrat. Autorzy wyliczyli, że różnica między opodatkowaniem i oskładkowaniem 20 proc. osób z najwyższymi dochodami i 40 proc. tych o najniższych zarobkach wynosi aż 20 pkt proc. To sytuacja niespotykana w Unii Europejskiej i bardzo niesprawiedliwa. Fakt, że ubezpieczeni w ZUS mogą płacić składki tylko od jednej umowy, np. o pracę, a z pozostałych tytułów już nie, jest jedną z przyczyn powstawania degresywnego klina podatkowego, czyli sytuacji, w której obciążenia podatkami i składkami niskich dochodów są większe niż dochodów wysokich.

Co konkretnie mają do tego tzw. zbiegi ubezpieczeń? Autorzy raportu wyliczają, że korzysta z nich ok. 1 mln osób, czyli 6,4 proc. zatrudnionych. Przy czym jako zatrudnieni traktowani są wszyscy, którzy odprowadzają składki zdrowotne. Z analizy wynika, że głównymi korzystającymi z uprawnienia do odprowadzania składek w niepełnym wymiarze wcale nie są młodzi na śmieciówkach. Prawie dwie trzecie z nich to osoby w wieku 40+, a ich średnie dochody to prawie 7500 zł brutto miesięcznie. Na ogół są to osoby, które pracują na etacie i oprócz tego mają jakieś umowy zlecenia lub prowadzą dodatkowo działalność gospodarczą.

Te dwie grupy to 87 proc. wszystkich przypadków, w 2019 r. było to ponad 944 tys. osób. Duża część z nich pracuje w branżach, które dziś są bezpośrednio narażone na skutki pandemii. W opiece zdrowotnej i pomocy społecznej analitycy doszukali się 160 tys. ubezpieczonych, którzy odprowadzają składki z jednego tytułu ubezpieczenia, choć mają ich kilka. Około jednej piątej pracowników tych branż korzysta ze zbiegów tytułów. Znacznie częściej zjawisko to występuje w kulturze, rozrywce i rekreacji, gdzie nawet 40 proc. zatrudnionych korzysta z tego rozwiązania.

Autorzy raportu podkreślają, że co prawda daje to krótkoterminową korzyść, bo zmniejsza koszty pracy po stronie zatrudniającego i zwiększa pensję netto u zatrudnionego, ale w dłuższym terminie to pułapka. Mniejsze składki przekładają się na wysokość emerytur. System, w którym można odprowadzać składkę tylko od części przychodów, wygląda też wyjątkowo na tle reszty UE. Podobne przepisy miała jedynie Malta, postrzegana jako raj podatkowy, oraz Słowenia, która zdążyła je już zmienić.

By uniknąć zmian podczas recesji, mogą one wejść w życie w 2022 r.

Zdaniem autorów samo występowanie różnych tytułów do ubezpieczeń jest pożądane z uwagi na potrzebę uwzględnienia elastycznych sposobów zatrudniania, np. pracowników tymczasowych. Ale powinien być to raczej wyjątek. „Aby przeciwdziałać pogłębianiu dualizmu na rynku pracy i wynikającym z niego nierównościom społecznym, konieczne jest ujednolicenie zasad naliczania i wysokości danin publicznych występujących na różnych formach zatrudnienia (umowa o pracę, umowy cywilnoprawne, samozatrudnienie)” – postulują. To zaś wymaga zmiany prawa.

Zdaniem autorów korekta powinna ograniczyć przywileje podatkowo-składkowe, zapewnić bezpieczny start na rynku pracy osobom młodym, wobec których najczęściej nadużywane są umowy cywilnoprawne. W praktyce oznaczałoby to pełne ozusowanie umów zleceń, które najczęściej są łączone z pracą na etacie, oraz wyłączenie możliwości niższego oskładkowania w przypadku łączenia etatu z prowadzeniem działalności gospodarczej. Skutki finansowe są już znane. ZUS szacuje je na 4 mld zł większej składki rocznie, ale długofalowo oznacza to w przyszłości wyższe wypłaty na świadczenia.

Dyskusja, jaka się wczoraj przetoczyła się w ZUS na temat raportu, to kolejne podejście do tematu. W poprzedniej kadencji Sejmu zakład przygotował zieloną i białą księgę zmian w systemie emerytalnym. W obu znalazł się postulat likwidacji zbiegów ubezpieczeń. Później rząd wpisał go do aktualizacji programu konwergencji, ale do tej pory nie został on zrealizowany. Powodem były wybory i niechęć do wychodzenia z takim projektem w kampanii. Jesienią zaś pojawiła się druga fala COVID-19 i rząd ocenił, że nie ma sensu uchwalać takiego projektu w trakcie recesji.

Zmiany mogłyby wejść w życie w 2022 r. Wczorajsza debata w ZUS pokazała, że pozytywnie odnoszą się do tego związkowcy i pracodawcy. – Zmiana wyeliminuje nierówne warunki konkurowania na rynku. Dziś koszty pracy mogą być niższe nawet o 29 proc., jeśli umowa jest nieoskładkowana. Jak długo istnieją furtki do takich instrumentów, tak długo przedsiębiorcy będą z nich korzystać – mówił Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zwracał uwagę, że to ważne zwłaszcza w przypadku zamówień publicznych, w których głównym kryterium jest na ogół najniższa cena. Z kolei Henryk Nakonieczny z Solidarności dodawał, że związek od dawna postuluje takie rozwiązanie jako receptę na niskie świadczenia.

W rządzie sprawę pilotuje resort rodziny i polityki społecznej, ale swoje trzy grosze do wtrącenia ma także minister rozwoju Jarosław Gowin, który w niedawnym wywiadzie dla DGP dał zielone światło do wprowadzenia takich rozwiązań od 2022 r. – Kierunkowo i cywilizacyjnie nie ma innego wyjścia jak ozusowanie umów zleceń, choć już nie umów o dzieło, bo praca twórcza ma szczególny charakter. Za tym, że umowy zlecenia należy ozusować, przemawia także dramatyczne doświadczenie z wiosny, gdy okazało się, że w warunkach nagłego kryzysu osoby pracujące na umowach zleceniach pozbawione są wielu elementów opieki społecznej – mówił DGP.

]]

By nie płacić podatku, montują w śmieciarkach pługi śnieżne. Tracą na tym gminy

<![CDATA[

Proceder ten trwa blisko dekadę. Interpelacje w tej sprawie zgłaszano – bez większego skutku – jeszcze w 2012 r. Ostatnio opisała go szczegółowo posłanka Anna Krupka (PiS) w interpelacji nr 11559. Organizacje samorządowe nieoficjalnie przyznają, że jest to problem, choć nie są w stanie oszacować jego skali.

Fiskus nie rozstrzyga tego problemu. Wiceminister finansów Jan Sarnowski w odpowiedzi na interpelację podkreślił, że to resort infrastruktury jest właściwy do określania statusu pojazdów w ramach przepisów o ruchu drogowym. Urzędnicy fiskusa nie powinni więc badać zakresu zmian konstrukcyjnych w pojazdach ani ich faktycznego przeznaczenia. A to od niego właśnie zależy to, czy podatek od środków transportowych powinien trafić do samorządowego budżetu.

Eksperci krytykują stanowisko fiskusa. Ich zdaniem obecna trudna sytuacja i związane z nią skutki finansowe powinny skłonić Ministerstwo Finansów do zdecydowanych kroków. Tym bardziej że ma ono odpowiednią broń w swoim arsenale.

– W podobnych sprawach rozważyć można zastosowanie klauzuli przeciw unikaniu opodatkowania. W przeszłości była ona już stosowana do spraw dotyczących np. podatku od nieruchomości. Klauzula wydaje się wręcz stworzona, aby uniemożliwiać najprzeróżniejsze scenariusze unikania opodatkowania bez konieczności kazuistycznych zmian przepisów – mówi dr Adam Kałążny, dyrektor w zespole ds. podatku od nieruchomości w Deloitte Polska.

Specjalne, czyli jakie?

Przypomnijmy, że zgodnie z art. 12 pkt 2 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1170 ze zm.) zwolnione od daniny są m.in. pojazdy specjalne. Ich definicję znajdziemy w art. 2 pkt 36 prawa drogowego (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 110 ze zm.). Chodzi o „pojazd samochodowy lub przyczepę przeznaczone do wykonywania specjalnej funkcji, która powoduje konieczność dostosowania nadwozia lub posiadania specjalnego wyposażenia; w pojeździe tym mogą być przewożone osoby i rzeczy związane z wykonywaniem tej funkcji”.

Pojazdami specjalnymi są np. pojazdy konstrukcyjnie przystosowane do wykonywania czynności na drodze lub zimowego utrzymania dróg (polewaczki, piaskarki, pługi odśnieżne), ale także dźwigi, żurawie, koparki, ambulanse radiologiczne itp.

Takiego statusu nie mają za to samochody przeznaczone do przewozu określonego rodzaju ładunków, np. cementu, benzyny, śmieci (śmieciarki) oraz nieczystości (pojazdy asenizacyjne).

Taki podział potwierdzają wyroki sądowe, np. orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego z 21 maja 2014 r. (sygn. akt II FSK 1437/12). W efekcie właściciel śmieciarki płaci podatek według stawki określonej w uchwale rady gminy, a właściciel pojazdu służącego do zimowego utrzymania dróg jest z daniny zwolniony.

Śmieciarka do odśnieżania

Część przedsiębiorców z branży śmieciarskiej decyduje się w związku z tym na próbę nieuczciwej optymalizacji i montuje czołownicę (najczęściej używaną w pługach drogowych), aby formalnie zmienić przeznaczenie pojazdu z odbioru odpadów na „oczyszczanie dróg” lub „zimowe utrzymanie dróg”. To pozwala uzyskać wpis „pojazd specjalny” w dowodzie rejestracyjnym.

Zgodnie bowiem ze wspomnianym już art. 2 pkt 36 prawa drogowego wystarczy, aby taki pojazd był przeznaczony do wykonywania specjalnej funkcji, a więc nie musi jej wykonywać. W efekcie przedsiębiorca korzysta ze zwolnienia od podatku, choć nadal wykorzystuje swój pojazd jak klasyczną śmieciarkę.

Wystarczy dowód rejestracyjny?

Jak w takiej sytuacji powinien postąpić fiskus? Jednoznacznej odpowiedzi nie przynoszą wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego. Niemal wszystkie z nich dotyczyły opodatkowania ciężarówek do nauki jazdy, które – jak twierdzili podatnicy – powinny mieć status „pojazdów specjalnych”. We wszystkich sprawach wygrał fiskus, ale co istotne znacząco różniła się w nich argumentacja sędziów.

Część orzeczeń mówi wprost, że treść wpisu do dowodu rejestracyjnego przekłada się na podatek lub zwolnienie z daniny. NSA w wyroku z 17 kwietnia 2020 r. (sygn. akt II FSK 3244/19) wyjaśnia: „W dowodzie rejestracyjnym takiego pojazdu, który stanowi dokument urzędowy w rozumieniu art. 194 par. 1 Ordynacji podatkowej, nie dokonano bowiem wpisu, że środek transportowy, którego dokument ten dotyczy, stanowi pojazd specjalny. Wpis w dowodzie rejestracyjnym określonego środka transportowego oznaczenia «L» (pojazd służący do nauki jazdy), nie ma bowiem związku z kwalifikacją pojazdu do kategorii pojazdów specjalnych. Tym samym, mając na uwadze, że rejestracja pojazdu wpływa bezpośrednio na powstanie obowiązku podatkowego w podatku od środków transportowych, organ podatkowy nie miał podstaw do uwzględnienia wniosku skarżącego”. Takie stanowisko potwierdzają wyroki NSA z: 7 marca 2017 r. (sygn. II FSK 886/15); 10 lutego 2017 r. (sygn. akt II FSK 3990/14); 9 kwietnia 2015 r. (sygn. akt II FSK 581/13 i II FSK 1727/14).

Z innych orzeczeń sądu kasacyjnego wynika jednak, że treść wpisu w dowodzie rejestracyjnym jest wyłącznie jedną z przesłanek, którymi powinien kierować się fiskus. Sędziowie nakazują przeprowadzić wnikliwe postępowanie dowodowe, aby ustalić, z jakiego rodzaju pojazdem mamy do czynienia. Takiego zdania był NSA w wyroku z 20 maja 2016 r. (sygn. akt II FSK 1044/14): „okoliczność, czy pojazd korzysta ze zwolnienia od podatku od środków transportowych jako pojazd specjalny, powinna być ustalona – przy zachowaniu reguł postępowania dowodowego – przez organ podatkowy. Organy podatkowe w każdym prowadzonym postępowaniu, realizując zasadę prawdy obiektywnej, uregulowaną w art. 122 Ordynacji podatkowej, mają obowiązek zebrać i w sposób wyczerpujący rozpatrzyć cały materiał dowodowy (art. 187 par. 1 Ordynacji podatkowej) oraz ocenić na podstawie całego zebranego materiału, czy dana okoliczność została udowodniona”. Podobnie sąd kasacyjny orzekał w wyrokach z: 10 lipca 2015 r. (sygn. akt II FSK 1475/13); 10 listopada 2014 r. (sygn. akt II FSK 2614/12); 21 maja 2014 r. (sygn. II FSK 1437/12); 25 lipca 2012 r. (sygn. akt II FSK 2520/10); 20 stycznia 2011 r. (sygn. akt II FSK 1914/09) i z 13 stycznia 2011 r. (sygn. alt II FSK 1599/09).

Pierwsza linia orzecznicza wiąże się w praktyce z tym, że wpis w dowodzie rejestracyjnym przekładałby się automatycznie na opodatkowanie pojazdu, a więc nieuczciwi przedsiębiorcy z branży odpadowej mogą łatwo zaoszczędzić na daninie.

Zgodnie z drugą linią orzeczniczą prezentowaną przez NSA to sam fiskus musi ocenić, z jakiego rodzaju pojazdem ma do czynienia. Zdaniem autorki interpelacji z uwagi na brak doświadczenia motoryzacyjnego i odwoływanie się wyłącznie do nieprecyzyjnej definicji z art. 2 pkt 36 prawa drogowego urzędnicy skarbówki mogliby się mylić. To zaś prowadziłoby do kosztownych sporów z podatnikami. W obu scenariuszach poszkodowanym są samorządy, do których trafiają (a w tym wypadku nie trafiają) wpływy z podatku od środków transportowych.

Fiskus ma instrumenty

Zdaniem ekspertów problem może być rozwiązany bez zmian w przepisach. – Na gruncie literalnej wykładni art. 2 pkt 36 prawa drogowego może budzić wątpliwości, czy sam fakt przystosowania pojazdu do wykonywania specjalnej funkcji, np. przez montaż czołownicy, jest wystarczający, aby spełnić definicję zapisaną w tym przepisie. Wydaje się, że zwalnianie tak przerobionych pojazdów może nie być prawidłowe, bo nie są one rzeczywiście wykorzystywane w celu specjalnym – ocenia dr Kałążny. Jego zdaniem ustalenie okoliczności faktycznych nie wymaga od fiskusa specjalistycznej wiedzy, a w sprawie może być stosowana wspomniana wcześniej klauzula przeciw unikaniu opodatkowania.

Podobnego zdania jest doradca podatkowy Jacek Arciszewski. – Szkoda, że resort finansów umywa ręce, gdy chodzi o podatki trafiające do budżetów samorządowych, tym bardziej że w sprawie spokojnie można by stosować klauzulę przeciw unikaniu opodatkowania. Pomocne byłoby też wykorzystanie doświadczeń z zakresu akcyzy, gdzie jest jeszcze większy problem z przeróbkami konstrukcyjnymi pojazdów w celu unikania podatku – zauważa ekspert.

Przypomina, że w sprawach akcyzowych, zanim pobierano podatek, badane były nie tylko dokumenty auta, ale również jego faktyczne przeznaczenie, a więc urzędnicy nie ograniczali się do lektury treści wpisu w dowodzie rejestracyjnym.

– Myślę, że to jest odpowiedni sposób postępowania w sprawie śmieciarek deklarowanych jako pojazdy specjalne – podsumowuje ekspert.

Odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury na pytanie DGP

Pojazd przeznaczony do wywozu śmieci na podstawie klasyfikacji pojazdów określonej w rozporządzeniu w sprawie szczegółowych czynności organów w sprawach związanych z dopuszczeniem pojazdu do ruchu oraz wzorów dokumentów w tych sprawach jest pojazdem ciężarowym, a nie pojazdem specjalnym.Pojazdy ciężarowe zgodnie z przepisami ustawy – Prawo o ruchu drogowym są przeznaczone konstrukcyjnie do przewozu ładunków, podczas gdy pojazd specjalny to pojazd samochodowy lub przyczepa przeznaczone do wykonywania specjalnej funkcji, która powoduje konieczność dostosowania nadwozia lub posiadania specjalnego wyposażenia. W pojeździe tym mogą być przewożone osoby i rzeczy związane z wykonywaniem tej funkcji.Przeznaczenie do wykonywania specjalnej funkcji oznacza, że pojazd ten jest wykorzystywany do wykonywania określonego zadania, np. do zimowego utrzymania dróg.Ministerstwo Infrastruktury nie jest właściwe w kwestii klasyfikacji podatkowej pojazdów.

Szymon Huptyś, rzecznik prasowy resortu infrastruktury

]]

Matki na urlopach skorzystają na tarczy branżowej

<![CDATA[

Błąd ten jednak został naprawiony przez art. 31zy13 ustawy z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1842). Eliminuje on skutki wynikające z art. 40 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 870) wobec pracowników, którym firma zmniejszyła etaty z powodu skorzystania z pomocy z tarczy antykryzysowej.

Dwie przesłanki

Zgodnie z ogólną zasadą wynikającą ze wspomnianego art. 40 w przypadku zmiany czasu pracy podstawę wymiaru zasiłków – w tym chorobowego i macierzyńskiego – stanowi wynagrodzenie ustalone dla nowego, obniżonego lub podwyższonego wymiaru czasu pracy. Raz ustalona podstawa obowiązuje zaś przez cały okres jego nieprzerwanego pobierania. Oznacza to, że jeżeli pracownik zachorował lub urodził dziecko po ograniczeniu jego etatu, będzie mu przysługiwać niższe świadczenie niż to, jakie dostałby, gdyby korzystał z zasiłku przed niekorzystną dla niego zmianą.

Problem w tym, że aby skorzystać z art. 31zy13 ustawy antykryzysowej, trzeba spełnić łącznie dwa wymogi. Po pierwsze, obniżenie wymiaru czasu pracy lub wprowadzenie mniej korzystnych warunków zatrudnienia musiało nastąpić w okresie wcześniej pobieranego zasiłku. Po drugie, między okresami pobierania wcześniejszego i kolejnego zasiłku nie mogło być przerwy albo była ona krótsza niż trzy miesiące kalendarzowe. Z tego rozwiązania mogły zatem skorzystać kobiety, które przeszły na zasiłek macierzyński po pobieraniu zasiłku chorobowego w czasie ciąży, którym w tym czasie zmieniono warunki zatrudnienia. Taka konstrukcja przepisu wyłączyła z niego jednak pracownice, którym obniżono wymiar czasu pracy, zanim zdążyły skorzystać np. z zasiłku macierzyńskiego.

– Nowe brzmienie tego artykułu (zaproponowane przez Sejm) reguluje tę kwestię na korzyść ubezpieczonych. W konsekwencji przy ustalaniu podstawy wymiaru ich zasiłku chorobowego w czasie ciąży oraz zasiłku macierzyńskiego nie stosuje się ograniczeń, o których mowa w art. 40, i to bez żadnych warunków – tłumaczy Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis.

W efekcie, jak wskazuje ekspertka, przy ich obliczaniu nie uwzględnia się okresów obniżonego czasu pracy lub mniej korzystnych warunków zatrudnienia.

Problem z rachunkami

Doktor Tomasz Lasocki z UW ma jednak wątpliwości, jak należy to rozumieć. – Sformułowanie, że przy obliczaniu podstawy wymiaru nie uwzględnia się okresów obniżonego czasu pracy lub mniej korzystnych warunków zatrudnienia, jest niejednoznaczne – wskazuje. I podaje przykład. – Weźmy kobietę, która urodziła dziecko w listopadzie 2020 r. i pracowała na pełen etat. Od listopada 2019 r. otrzymała podwyżkę pensji z 5 tys. do 10 tys. W maju 2020 r., w związku z epidemią obniżono jej wymiar czasu pracy i wynagrodzenie do 8 tys. Przy obliczaniu podstawy wymiaru zasiłku macierzyńskiego bierze się pod uwagę ostatnie 12 miesięcy. Przy takim brzmieniu przepisu trudno jednak ustalić, które miesiące i jakie zarobki powinno się uwzględnić – mówi dr Lasocki. Zastanawia się, czy powinno się pominąć cały miesiąc, w którym kobieta miała obniżoną pensję, i obliczać zasiłek na podstawie ostatnich 11 miesięcy. – A może pomijając ten miesiąc, powinniśmy sięgnąć do wcześniejszego okresu (w naszym przykładzie październik – red.). Jeżeli jednak uwzględniamy ten czas, to z kwotą sprzed obniżki (czyli 10 tys.)? – dywaguje.

Jak podkreśla, doprecyzowanie tej kwestii jest ważne, ponieważ nie wszystkie rozwiązania są dla ubezpieczonych tak samo korzystne. – Przykładowo, gdy weźmiemy pod uwagę wcześniejszy miesiąc (tu październik 2019 r.) zamiast tego, w którym nastąpiła obniżka w związku z COVID-19, to kobieta straci na tym rozwiązaniu, bo wówczas zarabiała 5 tys. zł. Lepiej przy obliczaniu podstawy wymiaru zasiłku wziąć okres, w którym jest wyższa kwota – tłumaczy dr Lasocki.

Przekonuje, że zainteresowane powinny wiedzieć, jak ZUS będzie to interpretował, żeby móc podjąć decyzję, czy chcą występować o przeliczenie zasiłku.

W odpowiedzi na nasze zapytanie organ rentowy wyjaśnia, że na tym etapie prac legislacyjnych nie może przekazać wiążącej interpretacji tego przepisu. Będzie to możliwe dopiero po jej uchwaleniu. Przypomnijmy, że ustawa po poprawkach Senatu trafiła ponownie do Sejmu, który ma zająć się nią jeszcze w tym tygodniu.

W ocenie Tomasza Lasockiego najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu usunięcie art. 40 ustawy zasiłkowej. – Wskutek jego zastosowania albo przyznamy wysokie świadczenie osobie, która płaciła niskie składki, albo niskie osobie, która dotychczas płaciła więcej. Przepis jest niesprawiedliwy i zbędny, ponieważ jest jedynym w ustawie, który nie odnosi się do wysokości zarobków, lecz do czasu pracy. Rozwiązania, które rozważamy, to półśrodki, przy których uwypukla się niecelowość tego przepisu – przekonuje ekspert. ©℗

Etap legislacyjny

Ustawa ponownie skierowana do Sejmu

]]

Pieniądze z Malucha+ wracają do budżetu

<![CDATA[

25 proc. dzieci poniżej trzeciego roku życia jest obecnie objętych opieką żłobkową. Jeszcze pięć lat temu ten wskaźnik wynosił 12,4 proc., a tak znaczny wzrost jest efektem systematycznie rosnącej liczby żłobków i klubów dziecięcych. W dużym stopniu przyczyniła się do niego realizacja programu „Maluch+”, który pozwala samorządom oraz podmiotom prywatnym uzyskać dofinansowanie na tworzenie i utrzymanie takich placówek. Od 2018 r. dysponuje on rekordowym rocznym budżetem w wysokości 450 mln zł. Faktyczne wykorzystanie tych pieniędzy jest jednak na niższym poziomie, bo jak wynika z rządowych sprawozdań, w ostatnich dwóch latach nie przekroczyło 300 mln zł. Okazuje się, że niektórzy beneficjenci już po rozstrzygnięciu konkursu w ogóle rezygnują z dotacji lub zwracają część pieniędzy.

Zaskakujące oszczędności

Program „Maluch+” składa się z czterech modułów. Pierwszy i drugi są przeznaczone dla samorządów, które mogą otrzymać pieniądze na tworzenie nowych miejsc opieki oraz pokrycie bieżących kosztów utrzymania tych powstałych w poprzednich latach. W trzecim i czwartym o środki mogą ubiegać się osoby fizyczne, prawne i organizacje pozarządowe. Dotacje na dany rok są przyznawane w ramach konkursów ogłaszanych przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS). I tak w edycji 2019 r. wszystkim zakwalifikowanym wnioskodawcom przyznano łącznie 375 mln zł, a w tej na 2018 r. – 385 mln zł. Ostatecznie wydano odpowiednio 290,8 mln zł oraz 283 mln zł.

Te oszczędności w budżecie programu resort rodziny tłumaczy rezygnacjami z dotacji, które wpływają już po rozstrzygnięciu konkursu, gdy przychodzi czas na złożenie oświadczenia o przyjęciu dofinansowania lub już po podpisaniu umowy o jego przyznaniu. Zwroty pieniędzy zdarzają się też przy okazji zgłaszania informacji, że doszło do jakichś modyfikacji, np. zmieniła się liczba miejsc lub koszt inwestycji w porównaniu ze składaną wcześniej ofertą.

Resort rodziny zwraca uwagę, że mniej pieniędzy wykorzystują podmioty inne niż samorządowe. Widać to na przykładzie danych z konkursu na 2019 r. Wtedy dotacje otrzymało 741 niegminnych beneficjentów na uruchomienie ponad 20 tys. miejsc w żłobkach, klubach dziecięcych i u dziennych opiekunów, ale finalnie tylko 306 z nich utworzyło 7,3 tys. miejsc. Podobnie było w przypadku dotacji na bieżące utrzymanie. Pieniądze na ten cel przyznano 2,2 tys. podmiotom prywatnym (na 54,7 tys. miejsc), a skorzystało z nich 1,2 tys. (na 39,4 tys. miejsc).

Wyścig z czasem

Zdaniem Marzeny Mierkiewicz ze Stowarzyszenia Żłobków Niepublicznych ProRodzina – podstawowym powodem tego, że dochodzi do rezygnacji i zwrotu pieniędzy, jest zbyt krótki czas na ich wykorzystanie.

– Ubiegłoroczna edycja Maluch+ została rozstrzygnięta w marcu, a nowe miejsca opieki powinny być utworzone do końca roku. Tymczasem uruchomienie żłobka czy klubu dziecięcego zajmuje sporo czasu, potrzebnego chociażby na remont pomieszczeń, ich wyposażenie i przeprowadzenie rekrutacji pracowników – podkreśla.

W efekcie część podmiotów w obawie, że nie zdąży wyrobić się w terminie, postanawia odstąpić od inwestycji i rezygnuje z dotacji.

Kolejnym problemem jest to, że pieniądze z programu trafiają do jego beneficjentów dopiero po kilku miesiącach od ogłoszenia wyników konkursu. Samorządom jest w takich sytuacjach o tyle łatwiej, że w uruchomienie żłobka mogą zaangażować na początku więcej swoich środków i czekać na wpłynięcie dofinansowania.

– Zdarzają się też sytuacje, gdy beneficjenci Malucha+ czekają długo na uzyskanie pozwolenia na rozpoczęcie budowy albo przygotowany projekt adaptacji lokalu jest kwestionowany przez nadzór budowlany bądź konserwatora zabytków i w konsekwencji nie można utworzyć placówki dla dzieci – zwraca uwagę Monika Rościszewska-Woźniak, prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im. J.A. Komeńskiego.

Dodaje, że czasem pojawiają się nowe okoliczności, np. gmina otwiera swój żłobek i podmiot prywatny dochodzi do wniosku, że rodzice nie będą zainteresowani umieszczeniem dziecka w jego placówce (dotyczy to zwłaszcza małych samorządów, gdzie zapotrzebowanie na miejsca opieki jest mniejsze niż w miastach).

– Nieprzewidywalność programu, która utrudnia korzystanie z jego wsparcia, przejawia się nie tylko w tym, że nie wiadomo, kiedy będą pieniądze z dotacji, ale też w jakiej wysokości – podkreśla Marzena Mierkiewicz.

Tak jest przede wszystkim w przypadku pieniędzy przewidzianych na bieżące utrzymanie placówek, których wysokość (na jedno miejsce) jest znana w momencie rozstrzygania konkursu.

Potrzebne zmiany

– Rezygnacji z dotacji pewnie byłoby mniej, gdyby obok rządowego wsparcia funkcjonował system obowiązkowego dofinansowania żłobków przez gminy. Teraz, gdy na takie dopłacanie do pobytu dzieci decydują się tylko niektóre samorządy, podmioty chcące założyć placówkę dla maluchów dochodzą do wniosku, że ryzyko związane z jej prowadzeniem może być zbyt duże i wycofują się z tego – uważa Monika Ebert, prowadząca stronę Przedszkolezlobek.pl pomagającą w zakładaniu miejsc opieki dla dzieci.

Monika Rościszowska-Woźniak dodaje, że w poprawie wykorzystania pieniędzy z Malucha+ pomogłoby wydłużenie terminu na ich wydanie. Co ważne, taka zmiana została wprowadzona przez MRiPS w tegorocznej edycji programu ze względu na panującą epidemię. Podmioty, które mają z jej powodu trudności z dokończeniem inwestycji polegającej na tworzeniu nowych miejsc, mają czas na wydanie pieniędzy nie do końca br., ale do 30 listopada 2021 r. 

]]