NSA: Dostawa wyposażenia wyrobu medycznego możliwa z 8 proc. stawką VAT

<![CDATA[

Spór dotyczył opodatkowania dostawy urządzenia, które wprawdzie samo nie stanowi wyrobu medycznego, natomiast jest niezbędne do tego, aby z wyrobu medycznego korzystać zgodnie z jego przeznaczeniem. W efekcie, przedmiotem rozważań organów podatkowych, a później sądów administracyjnych było, czy odesłanie zawarte w poz. 105 załącznika 3 do ustawy o podatku od towarów i usług obejmuje wyłącznie dostawę wyrobów medycznych czy także innych urządzeń, stanowiących według ustawy o wyrobach medycznych tzw. wyposażenie wyrobu medycznego.

We wniosku o wydanie interpretacji indywidualnej, będącej przedmiotem postępowania, podatnik – podmiot prowadzący działalność m.in. w zakresie dostawy urządzeń dla lekarzy dentystów oraz techników dentystycznych – zapytał, jaką stawkę VAT powinien zastosować do dostawy urządzenia (wtryskarki) służącego do wykonywania protez dentystycznych z materiałów termoplastycznych, będących wyrobami medycznymi w rozumieniu ustawy o wyrobach medycznych. Podatnik wskazał m.in., że urządzenie będące przedmiotem wniosku o wydanie interpretacji stanowi niezbędny element systemu do wytwarzania protez dentystycznych, a bez jego użycia nie jest możliwe wykorzystanie materiałów termoplastycznych z których te protezy się wykonuje (materiały termoplastyczne do produkcji protez stanowią wyroby medyczne). Urządzenie to przeznaczone jest tylko i wyłącznie do celów protetycznych. Dodatkowo, wnioskodawca wskazał, że producent systemu nie daje gwarancji na protezy wykonane z jego materiałów termoplastycznych przy użyciu innego urządzenia.

W interpretacji indywidualnej Dyrektor Krajowej Administracji Skarbowej uznał, że dostawa urządzenia umożliwiającego korzystanie z wyrobów medycznych podlega opodatkowaniu VAT na zasadach ogólnych, tj. według stawki 23 proc. i nie może korzystać ze stawki preferencyjnej 8 proc. W uzasadnieniu stanowiska Dyrektor KIS stwierdził, że zgodnie z poz. 105 załącznika nr 3 do ustawy o podatku od towarów i usług (ówcześnie obowiązującym) preferencyjna stawka VAT może być stosowana tylko i wyłącznie do dostawy wyrobów medycznych, nie zaś do dostawy urządzeń stanowiących wyposażenie wyrobu medycznego – wynika to bowiem z literalnego brzmienia tego przepisu.

Rozpoznając skargę na taką interpretację Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 26 czerwca 2019 r. (sygn. III SA/Wa 8/19) w całości przyznał rację podatnikowi i uznał, uchylając interpretację, że dostawa wyposażenia wyrobu medycznego może korzystać z 8 proc. stawki VAT. W ocenie sądu administracyjnego organ podatkowy wadliwie zinterpretował zarówno przepisy ustawy o VAT jak i przepisy ustawy o wyrobach medycznych. Sąd trafnie zauważył, że poprzez art. 132 ustawy o wyrobach medycznych stanowiący, że ilekroć w przepisach odrębnych jest mowa o wyrobach medycznych, należy przez to rozumieć także m.in. wyposażenie wyrobów medycznych, ustawa ta rozszerza, na potrzeby innych ustaw, zakres pojęcia „wyrobu medycznego” również o urządzenia stanowiące „wyposażenie wyrobu medycznego”. Takie rozszerzone rozumienie wyrobu medycznego ma zastosowanie również na potrzeby stosowania ustawy o VAT, w tym poz. 105 załącznika nr 3 do ustawy o VAT (w obowiązującym wówczas brzmieniu), który dopuszcza opodatkowanie stawką obniżoną dostawy wyrobów medycznych w rozumieniu ustawy o wyrobach medycznych. Tym samym dostawa urządzenia będącego wyposażeniem wyrobu medycznego, nawet jeżeli samo w sobie nie jest ono wyrobem medycznym, może korzystać z preferencyjnej 8 proc. stawki VAT.

Powyższe, korzystne dla podatnika rozstrzygnięcie, zostało utrzymane w mocy przez Naczelny Sąd Administracyjny, który wyrokiem z 30 lipca 2020 r. oddalił skargę kasacyjną Dyrektora KIS (sygn. I FSK 2120/19).

To ważne rozstrzygnięcie, potwierdzające możliwość stosowania przez podatników 8 proc. stawki VAT do dostawy sprzętu niebędącego wprawdzie wyrobem medycznym, ale który z uwagi na swoje przeznaczenie stanowi wyposażenie wyrobu medycznego w rozumieniu ustawy o wyrobach medycznych. Kwestia ta była wprawdzie już kilkukrotnie przedmiotem rozważań Naczelnego Sądu Administracyjnego, jednak nadal budzi kontrowersje, a organy podatkowe konsekwentnie prezentują stanowisko odmienne niż NSA – zarówno w wydawanych interpretacjach jak i w postępowaniu przed sądami.

Maciej Małanicz-Przybylski, adwokat, partner w KBiW Kurpiejewski Budzewski i Wspólnicy sp. k.

]]

Więcej firm skorzysta ze zwolnienia ze składek? ZUS proponuje zmiany w tarczy

<![CDATA[

Nowelizacja ustawy o delegowaniu pracowników w ramach świadczenia usług oraz niektórych innych ustaw zakłada, że Zakład będzie mógł ponownie rozpatrzyć wnioski o zwolnienie ze składek firmom, których nadpłaty były zaliczone na poczet bieżących należności.

Ustawa jest obecnie w Senacie. Zgodnie z obowiązującymi przepisami zwolnieniu ze składek podlegają wyłącznie należności nieopłacone. Jednak niektóre firmy z różnych względów nie zgłosiły się po zwrot nadpłaconych składek albo omyłkowo lub z powodu obaw opłaciły składki za kwiecień i maj, choć wnioskowały o zwolnienie za te miesiące.

"Przeanalizowaliśmy sytuację związaną z pomocą w ramach tarczy antykryzysowej. Dlatego wyszliśmy z inicjatywą i przygotowaliśmy propozycję zmian przepisów tarczy. Zyskało to aprobatę i zmiany trafiły do parlamentu. Jeśli wejdą w życie w takim kształcie, jaki zaproponowaliśmy, więcej osób będzie mogło skorzystać ze zwolnienia z opłacania składek" – skomentowała dla PAP prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska.

ZUS umorzył składki za marzec, kwiecień i maj dla ok. 2 mln firm, za 6,5 mln osób ubezpieczonych, umarzając składki na kwotę ok. 12 mld zł

Rzecznik ZUS Paweł Żebrowski wyjaśnił w rozmowie z PAP, że Zakład co roku informuje wszystkich płatników o ich saldzie w ZUS.

"Dzięki temu mają wiedzę, czy posiadają nadpłatę albo zadłużenie. Po uruchomieniu tarczy antykryzysowej szeroko informowaliśmy, że płatnicy, którzy złożyli wniosek o zwolnienie ze składek, a mają nadpłatę w ZUS, powinni złożyć wniosek o jej zwrot. W przeciwnym razie nadpłata pokryje należności za zwolnione miesiące, uniemożliwiając skorzystanie ze wsparcia" – wskazał.

"Dzięki naszej akcji informacyjnej ponad 160 tys. firm złożyło wnioski o zwrot nadpłaty i w pełni skorzystały ze zwolnienia ze składek. Kwota zwróconych składek to około 1 mld zł" – zaznaczył.

ZUS poinformował na swojej stronie internetowej, że w związku z planowaną zmianą przepisów nie należy składać do ZUS wniosków o ponowne rozpatrzenie sprawy (ZUS rozpatrzy sprawę z urzędu – bez ponownego wniosku, ale po wejściu w życie ustawy) ani o zwrot nadpłaty (o zwrot będzie można wystąpić po ustaleniu wysokości umorzenia). O zwolnieniu z opłacania składek lub jego nowej wysokości ZUS poinformuje na Platformie Usług Elektronicznych (PUE) ZUS lub przekaże pismo za pośrednictwem poczty.

]]

Ministerstwo Finansów pracuje nad e-urzędem skarbowym

<![CDATA[

"Nasze kolejne kroki w cyfryzacji usług to szersza oferta dla naszego klienta, zarówno przedsiębiorców, jak i osób fizycznych" - stwierdził Koch.

"Intensywnie pracujemy nad udostępnieniem kompleksowej obsługi podatnika w przestrzeni wirtualnej, w tzw. "e-urzędzie skarbowym", dzięki któremu będzie można załatwić wszystkie sprawy urzędowe na styku z fiskusem sprzed swojego komputera, czy każdego innego urządzenia mobilnego podłączonego do internetu" - dodał.

Jego zdaniem symbolem realizowanej z sukcesem transformacji cyfrowej fiskusa jest wdrożenie centralnych systemów Poltax+ oraz Poltax2B+, dzięki którym zastąpiono kilkanaście lokalnych systemów użytkowanych osobno w 400 urzędach skarbowych w Polsce. Koch ocenił, że dzięki centralnym systemom udało się zautomatyzować wiele procesów biznesowych, np. poprzez wprowadzenie mikrorachunków podatkowych.

"Wcześniej codziennie w każdym z 400 US ok. 4 tysięcy pozycji z wyciągu z NBP było księgowane ręcznie" - wskazał.

Ekspert zwrócił uwagę, że obecnie wyciąg z wpłat na mikrorachunki podatkowe zawierający ok. 1 mln pozycji automatycznie wczytuje się do systemu Poltax2B+ w czasie ok. 7 minut, a następnie rozksięgowuje się na kartach kontowych każdego podatnika.

"Poziom automatyzacji jaki osiągnęliśmy w procesie księgowania wpływów podatkowych to nawet 98 proc." - dodał.

Wedle pełnomocnika innymi przykładami transformacji cyfrowej fiskusa jest automatyzacja zwrotów podatku PIT oraz centralna dystrybucja 1 proc. podatku do organizacji pożytku publicznego.

Transformacja cyfrowa została zrealizowana dzięki budowie wewnętrznego zespołu, złożonego zarówno z ekspertów resortu, jak i zewnętrznych specjalistów.

"Wzięliśmy pełną odpowiedzialność za realizację inicjatywy na własne barki. Pozwoliło to nam uniknąć długiej, kosztownej i często mało skutecznej procedury przetargowej, mającej na celu zamówienie usług u dostawcy zewnętrznego" - stwierdził Koch.

"Zaplanowaliśmy i wykonaliśmy własnymi siłami migracje z 400 lokalnych baz danych urzędów skarbowych do jednego centralnego systemu. Migrowaliśmy bazy danych w dwóch okienkach tygodniowo, dochodząc do liczby 30 US w jedną noc migracyjną" - dodał.

W jego ocenie całe przedsięwzięcie było transparentne również dla urzędników, którzy jednego dnia kończyli pracę na starym lokalnym systemie, a następnego dnia logowali się już do nowego centralnego systemu, mając dostęp do wszystkich swoich spraw i danych. "Logistycznie była to operacja na niespotykaną skalę, jeśli chodzi o tak rozbudowane administracyjnie systemy" - ocenił.

Według Kocha pełna odpowiedzialność za transformacje IT po stronie resortu nie tylko przyspieszyła proces, ale również znacząco obniżyła koszty przedsięwzięcia, niemal do ułamka tego, co zaoferowałby rynek zewnętrzny w ramach przetargu publicznego.

"Zarządzanie zmianą w tak dużej organizacji, jak administracja skarbowa, nie jest procesem łatwym, oprócz zespołu projektowego wspierały nas izby administracji skarbowej" - powiedział. Dodał, że w każdej z nich wyznaczono eksperta biznesowego, który zapewniał wsparcie dla urzędników, będących użytkownikami nowego systemu, odpowiadając na pytania, ale też zbierając sugestie.

"Ankietowani pracownicy administracji skarbowej raportują, że mają obecnie o wiele większe możliwości obsługi klienta, prowadząc kilka procesów równocześnie, bądź są wyręczani przez procesy automatyczne, odbywające się np. w nocy" - stwierdził Koch.

"Dzięki zrealizowanej transformacji użytkownicy nowych systemów mogą skoncentrować się na zadaniach twórczych, zwiększających efektywność fiskusa, a do przeszłości odchodzą kolejne czynności, takie jak wprowadzanie danych z papierowych dokumentów, czy "telefoniczne" poszukiwanie informacji w innych działach, czy urzędach" - podsumował.

]]

Estoński CIT tylko dla nielicznych

<![CDATA[

W konsekwencji najnowszy pomysł resortu finansów okazuje się rozwiązaniem dla nielicznych. Tak eksperci komentują wstępny projekt zmian dotyczący estońskiego CIT, czyli ryczałtu od dochodów spółek kapitałowych, opublikowany na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Opisywaliśmy go we wczorajszym artykule „Resort finansów opublikował projekt estońskiego CIT” (DGP nr 149/2020). Zaproponowane rozwiązanie ma polegać na tym, że podatek byłby płacony dopiero w momencie wypłaty zysku. MF chce w ten sposób skopiować pomysły estońskie i zachęcić firmy do inwestycji. Według ekspertów projekt zakładający te zmiany jest jednak bardzo skomplikowany.

– Resort finansów, jak to ma w zwyczaju, przygotował wiele warunków i pułapek czekających na firmy, które z nowego rozwiązania będą chciały skorzystać – komentuje opublikowany dokument Marcin Zarzycki, doradca podatkowy i partner zarządzający LTCA.

Zgodnie z projektem z estońskiego CIT mogłyby skorzystać spółki zatrudniające minimum trzy osoby, których przychody nie przekraczają 50 mln zł, a udziałowcami są wyłącznie osoby fizyczne. Według Marcina Zarzyckiego takie kryteria zamykają drogę do systemu estońskiego większości obecnych podatników CIT, w tym również praktycznie wszystkim spółkom z kapitałem zagranicznym.

– Rozwiązanie będzie głównie skierowane do firm produkcyjnych – zwraca z kolei uwagę Michał Staniek, radca prawny, doradca podatków, partner w Staniek & Partners – Law For Industry.

Podkreśla, że nie skorzystają z niego firmy, które inwestują przede wszystkim w nowe technologie i ponoszą wydatki na licencje, prawa autorskie i prawa do patentów. Warunkiem zastosowania ryczałtu będzie bowiem regularne inwestowanie, ale tylko w środki trwałe, bo zawarta w projekcie definicja inwestycji nie obejmuje wartości niematerialnych i prawnych. Polska wersja estońskiego CIT nie okazała się więc wcale rozwiązaniem prostym ani masowym i niekoniecznie zachęci firmy do inwestycji. Dodatkowo przedsiębiorcy, którzy z niego skorzystają, stracą prawo do rozliczania strat i korzystania z innych dotychczasowych ulg podatkowych.

Eksperci znajdują jednak też pozytywy najnowszego rozwiązania.

– Bardzo podoba mi się pomysł częściowego odliczenia podatku zapłaconego przez spółki przy wypłacie zysku od PIT ich udziałowców. Autorzy projektu chcą, żeby łączny podatek spółki i udziałowca wynosił 20–30 proc. (w zależności od sytuacji) – ocenia Przemysław Antas, radca prawny i doradca podatkowy w kancelarii Antas Tax & Legal.

Jego zdaniem jednak fiskusowi zabrakło odwagi. MF mogło bowiem zdobyć się na odważniejszy pomysł i maksymalnie ograniczyć CIT, pozostawiając opodatkowanie po stronie udziałowca i ewentualnie w sytuacjach związanych z określonymi transferami środków poza spółkę.

– Na obecnym etapie (jeszcze przed ostateczną wersją ustawy) nie jest to rewolucja, której oczekują przedsiębiorcy – podsumowują rozmówcy DGP.

opinie

Trzeba będzie opodatkować ukryte zyski

Opublikowany projekt nie jest taki prosty, jak zakładało Ministerstwo Finansów. Znalazło się w nim też kilka zaskakujących rozwiązań, które będą ograniczać zastosowanie ryczałtu od przychodów spółek kapitałowych. Chodzi m.in. o definicję inwestycji.

Jednym z warunków zastosowania estońskiego CIT jest ponoszenie nakładów na inwestycje. Ustawodawca ogranicza je jednak do wytworzonych lub fabrycznie nowych środków trwałych. Pominął zupełnie wartości niematerialne i prawne, takie jak licencje, prawa autorskie, prawa do patentów, w które często inwestują innowacyjne firmy nastawione na nowe technologie. Mogą więc one zostać wykluczone z systemu estońskiego. Oznacza to, że rozwiązanie będzie skierowane głównie do firm produkcyjnych.

Kolejna kontrowersyjna kwestia dotyczy tzw. ukrytych zysków, które będą opodatkowane estońskim CIT. Jeden z przepisów projektu zakłada, że nie będzie się do nich zaliczać wydatków i odpisów amortyzacyjnych ani odpisów z tytułu trwałej utraty wartości związanych z używaniem samochodów osobowych, środków transportu lotniczego, taboru pływającego oraz innych składników majątku:

■ w pełnej wysokości w przypadku składników majątku wykorzystywanych wyłącznie na cele działalności gospodarczej,

■ w wysokości 50 proc. w przypadku składników majątku, które nie są wykorzystywane wyłącznie na cele działalności gospodarczej.

Czytając ten przepis a contrario, takim ukrytym zyskiem będzie m.in. wartość połowy odpisu amortyzacyjnego auta wykorzystywanego również do celów prywatnych. Kwota ta będzie więc opodatkowana estońskim CIT. Trudno zrozumieć takie podejście ustawodawcy.

Kolejna sprawa to limitowanie wynagrodzeń w spółce do pięciokrotności przeciętnego wynagrodzenia, czyli obecnie 27 tys. zł. Nadwyżka tej kwoty byłaby ukrytym zyskiem, który byłby opodatkowany zarówno estońskim CIT, jak i PIT. Może prowadzić to do sytuacji, że prezes poza otrzymywaniem wynagrodzenia za zarządzanie będzie świadczyć dodatkowe usługi na podstawie innych umów. Dziś jest to akceptowalne, co potwierdzają interpretacje podatkowe. Po zmianach taka praktyka może być jednak kwestionowana przez fiskusa jako próba ominięcia przepisów. 

Rewolucja dla nielicznych

Opublikowana przez resort finansów polska hybryda estońskiego CIT, jakkolwiek słuszna w założeniach, może okazać się rozwiązaniem, z którego skorzystają nieliczni. Na obecnym etapie (jeszcze przed ostateczną wersją ustawy) nie jest też rewolucją, której oczekują przedsiębiorcy. Resort finansów, jak to ma w zwyczaju, przygotował bowiem wiele warunków i pułapek, które będą czekały na firmy chcące skorzystać z nowego rozwiązania. W konsekwencji estoński CIT estońskim będzie tylko z nazwy.

W mojej ocenie kluczowe mankamenty nowej regulacji dotyczą zarówno strony przedmiotowej, tj. bardzo szczegółowych warunków stosowania (m.in. w zakresie konieczności wykazywania wydatków inwestycyjnych czy też braku możliwości rozliczenia strat podatkowych), jak i strony podmiotowej, tj. kręgu podmiotów, które będą chciały skorzystać z preferencyjnych zasad rozliczania.

Skupiając się na stronie podmiotowej, największe wątpliwości budzi fakt, że z estońskiego CIT będą mogły skorzystać tylko spółki kapitałowe (o przychodach do 50 mln zł), których udziałowcami są wyłącznie osoby fizyczne. Takie rozwiązanie zamyka drogę do skorzystania z nowych zasad większości obecnych podatników CIT oraz praktycznie wszystkim spółkom z kapitałem zagranicznym.

Konsekwentnie za abstrakcyjne należy uznać argumenty Ministerstwa Finansów wskazujące, że wprowadzenie nowych zasad rozliczenia CIT spowoduje znaczący wzrost zainteresowania zagranicznych inwestorów, bo sytuacje, w których zagranicznymi udziałowcami polskich spółek są osoby fizyczne, należą do rzadkości.

Planuje się też wprowadzenie warunku zatrudnienia co najmniej trzech pracowników (z wyłączeniem udziałowców), co uniemożliwi stosowanie zmienionej regulacji dla wszystkich najmniejszych spółek. Dla nich bowiem dodatkowe obciążenia wynikające z PIT i ZUS mogą okazać się bardziej przeszkodą niż zachętą do wyboru „ulepszonej” wersji CIT. 

System podatkowy się skomplikuje

Propozycja wprowadzenia systemu estońskiego jest ciekawa i jest krokiem w dobrym kierunku. Pytanie jednak, jakie będzie zainteresowanie nowym rozwiązaniem. Przedstawiony wstępny projekt znacząco zawęża grono podmiotów, które będą mogły z niego skorzystać, a zaproponowane zmiany wyglądają na dość skomplikowane. Trudno jednak spodziewać się prostych przepisów w sytuacji, gdy polski ustawodawca chce wprowadzić nowy system jako opcje wyboru – dla określonej grupy spółek. Rozwiązanie funkcjonujące w Estonii, na którym wzoruje się polski ustawodawca, jest systemem podstawowym stosowanym przez wszystkich podatników – nie wymaga więc tak skomplikowanych regulacji. Inaczej będzie w Polsce, bo spółki będą mogły wchodzić i wychodzić z estońskiego systemu. Trzeba więc dokładnie te sytuacje uregulować.

Ministerstwo zapowiedziało, że projekt może się jeszcze znacząco zmienić, dlatego warto się zastanowić, czy nie należałoby wprowadzić bardziej elastycznych możliwości wyjścia z systemu estońskiego. Czteroletni okres stosowania ryczałtu od dochodów spółek kapitałowych, który zaproponowało MF, w obecnej rzeczywistości to dość długo. Wprawdzie wprowadzenie dodatkowych opcji rezygnacji z tego rozwiązania jeszcze bardziej skomplikowałoby przepisy, ale spowodowałoby, że bardziej przystawałyby one do obecnej rzeczywistości. Pandemia pokazała bowiem, że sytuacja gospodarcza jest nieprzewidywalna, a plany inwestycyjne mogą zostać szybko zweryfikowane z powodów niezależnych od spółki. Przykładowo może się okazać, że firma nie może kupić maszyn, w które miała inwestować, bo w czasie kolejnego lockdownu dostawca nie jest w stanie ich wyprodukować.

Nowe przepisy będą wymagały też wydania dodatkowych objaśnień. Przykładowo zgodnie z projektem w czasie stosowania ryczałtu nie stosuje się przepisów dotyczących IP Box. Czy w związku z tym nie trzeba prowadzić dodatkowej ewidencji? Co jednak, gdy spółka wyjdzie z systemu estońskiego? Czy będzie w stanie wówczas zastosować preferencję mimo braku tej ewidencji?

Jednym słowem, system podatku CIT znacznie się skomplikuje, ale będzie dawał więcej opcji rozliczeń dla spółek. 

Projektodawcom zabrakło odwagi

Propozycja wprowadzenia estońskiego CIT jest bardzo ciekawa, ale z perspektywy biznesu może okazać się niewystarczająca. Potrzebne jest bardziej rewolucyjne rozwiązanie. Wydaje się przede wszystkim, że właściciele i osoby zarządzające mikro-, małym i częściowo średnim biznesem, do których kierowany jest najnowszy projekt MF, będą raczej sceptycznie do niego nastawione. Proponowane rozwiązanie jest bowiem obarczone ryzykiem związanym z wieloma sytuacjami powodującymi utratę prawa do korzystania z ryczałtu. Spółki będą musiały kontrolować, czy wydatek na pewno jest inwestycyjny, utrzymywać systematyczny wzrost majątku trwałego, poziomu zatrudnienia, pamiętać o szczególnych przepisach dotyczących sprawozdań finansowych, rachunkowości i obowiązkach informacyjnych. Plusem na pewno jest szybsza amortyzacja, ale tego rodzaju spółki korzystają często z wynajmowanych bądź leasingowanych środków trwałych.

Bardzo podoba mi się za to pomysł częściowego odliczenia podatku zapłaconego przez spółki przy wypłacie zysku od PIT ich udziałowców – autorzy projektu chcą, żeby łączny podatek spółki i udziałowca wynosił 20–30 proc. (w zależności od sytuacji). Dlaczego jednak nie zdobyć się na odważniejszy pomysł i w ogóle zlikwidować CIT, pozostawiając opodatkowanie po stronie udziałowca oraz wiążąc je z określonymi transferami środków poza spółkę? Statystycznie CIT płaci mniej niż połowa podatników i jest to najwyżej kilka procent ich przychodów.

Etap legislacyjny

Wstępna wersja projektu nowelizacji ustawy o CIT – opublikowana na stronie Ministerstwa Finansów do prekonsultacji

]]

Rzecznik rządu: Nie ma planów wypłacania 500 plus w formie bonów

<![CDATA[

Emilewicz w piątkowym wywiadzie dla money.pl pytana była o możliwość wypłacania świadczeń w formie bonu. Dopytywana, czy taką formę można w dalszej perspektywie wykorzystać do programów takich jak 500 plus czy wyprawki, odparła, że jest to droga, którą rząd chce podążać.

Rzecznik rządu zapytany w TVN 24, czy 500 plus będzie wypłacane w postaci bonu cyfrowego, zaprzeczył. "Nie będzie. Nie ma takich planów. Z tego, co mi się wydaje, to pani premier (Emilewicz - PAP) mówiła w ogóle o świadczeniach społecznych, czyli szerzej. Nie wiem, czy wymieniła świadczenie 500 plus" - podkreślił.

"Nie ma takich planów. Chciałbym, żeby to wyraźnie wybrzmiało. Program 500 plus będzie wypłacany klasycznie, tak jak do tej pory" - powiedział.

Dopytywany, jak rozumieć słowa wicepremier, rzecznik rządu odparł, że jako element dyskusji w Zjednoczonej Prawicy. "Naprawdę, nie każda różnica zdań musi oznaczać konflikt" - dodał.

Emilewicz w wywiadzie nawiązywała do bonu turystycznego. "Za sprawą tego, że jest to ta blockchainowa płatność, numeryczna, my jesteśmy pewni, że te środki rzeczywiście trafią do branży turystycznej, posłużą rzeczywiście wypoczynkowi rodzinnemu, wypoczynkowi dzieci i młodzieży. Więc tutaj realizacja innych świadczeń w ten sposób daje także gwarancję, że to, co ustawodawca zaplanował, w istocie zostanie zrealizowane" - wyjaśniła.

"Tak, potwierdzam, będziemy chcieli przechodzić w jak największą liczbę realizacji kolejnych świadczeń właśnie w taki sposób" - powiedziała wicepremier. Zaznaczyła jednak, że to, które świadczenia zostaną objęte cyfryzacją, będzie przedmiotem ustaleń. Zapowiedziała, że kwestie te ma omówić wraz z prezes ZUS Gertrudą Uścińską pod koniec sierpnia.

Na ten fragment wywiadu, który opublikowano pod tytułem "500+ też w formie bonu. Emilewicz: tą drogą chcemy iść", zareagowała była premier, europosłanka PiS Beata Szydło. "Program #Rodzina500plus w postaci +bonów+ to pomysł bardzo zły i pozbawiony uzasadnienia. Wprowadzanie takich pomysłów do debaty publicznej podważa zaufanie między rządem PiS i obywatelami. Aż się ciśnie na usta: Nie idźmy tą drogą!" - napisała na Twitterze.

]]

Estoński CIT coraz bliżej. Resort finansów opublikował projekt

<![CDATA[

Wynika to z zamieszczonego na stronie Ministerstwa Finansów projektu nowelizacji, która ma wprowadzić estoński CIT. Na razie to wstępny dokument, nie pojawił się on jeszcze na stronie Rządowego Centrum Legislacji, bo nie został jeszcze wpisany do Wykazu Prac Legislacyjnych Rady Ministrów.

Planowana data wejścia w życie to styczeń 2021 r. Jak już informowaliśmy na łamach DGP, podatnicy będą mieli wybór: jeśli zdecydują się na estoński CIT, stracą prawo do ulg podatkowych, takich jak badawczo-rozwojowa (B+R), IP Box, zwolnienie w strefach inwestycyjnych. Alternatywą będą podatkowe odpisy z nowego funduszu inwestycyjnego, które prawa do ulg nie wykluczą (patrz „Estoński CIT albo niemiecka rezerwa inwestycyjna", DGP nr 146/2020).

Wymagany wzrost nakładów

Estoński CIT, czyli ryczałt od dochodów spółek kapitałowych (nowy rozdział 6b ustawy o CIT), oznacza, że podatek byłby płacony dopiero w momencie wypłaty zysku.

Podatnicy, którzy zdecydują się na to rozwiązanie, będą musieli systematycznie inwestować. Chodzi o zwiększanie wydatków na wytworzenie lub nabycie fabrycznie nowych środków trwałych zaliczonych do grupy 3–8 Klasyfikacji (m.in. maszyn, urządzeń, środków transportu) bądź na opłaty ustalone w umowie leasingu tych środków.

Wydatki te nie będą uznawane za cel inwestycyjny, jeżeli będą służyć głównie celom osobistym udziałowców (akcjonariuszy) lub członków ich rodzin.

Przepisy będą wymagać wzrostu nakładów o:

15 proc. (nie mniej niż 20 tys. zł) w okresie dwuletnim lub 33 proc. (nie mniej niż 50 tys. zł) w przypadku dużych inwestycji w ciągu czterech lat.

Podatnik, który wybierze estoński CIT, będzie się musiał liczyć z utratą w tym czasie prawa do odliczania poniesionej wcześniej straty podatkowej. Będzie mógł ją odejmować od dochodu po wyjściu z tego systemu, o ile strata już się nie przedawni.

W okresie stosowania ryczałtu nie trzeba będzie zgłaszać go jako krajowego schematu podatkowego.

Kto skorzysta

Warunkiem systemu estońskiego będzie, aby przychody spółki nie przekraczały 50 mln zł. Skąd akurat ten pułap? Ministerstwo Finansów tłumaczy, że jest to ok. 65 proc. wartości średnich przychodów z całokształtu działalności przedsiębiorstw niefinansowych w Polsce w 2019 r. Zdaniem MF próg ten jest relatywnie wysoki i będzie motywować mniejsze podmioty do wzrostu, natomiast wykluczy zaniżanie dochodowości.

Dodatkowo ewentualne przychody z działalności pasywnej (np. z odsetek, wierzytelności, poręczeń, gwarancji, ze zbycia i realizacji praw z instrumentów finansowych) będą musiały wynosić mniej niż połowa przychodów ogółem.

Średnie zatrudnienie będzie musiało wynosić przynajmniej trzech pracowników niebędących udziałowcami lub akcjonariuszami.

Nowe rozwiązanie będzie skierowane tylko do spółek kapitałowych (z o.o. i akcyjnych), których udziałowcami lub akcjonariuszami są wyłącznie osoby fizyczne i które nie posiadają udziałów (akcji):

w kapitale innej spółki, tytułów uczestnictwa w funduszu inwestycyjnym lub w instytucji wspólnego inwestowania, ogółu praw i obowiązków w spółce niebędącej osobą prawną ani innych praw majątkowych związanych z prawem do otrzymania świadczenia jako założyciel/fundator lub beneficjent fundacji, trustu lub innego podmiotu albo stosunku prawnego o charakterze powierniczym.

Ograniczenia te mają zapobiec optymalizacji międzynarodowej i ułatwić kontrolę fiskusowi.

Prawa do zastosowania estońskiego CIT nie będą mieli ci, którzy nie spełnią wymienionych warunków, a także m.in. przedsiębiorstwa finansowe, instytucje pożyczkowe, firmy działające w specjalnej strefie ekonomicznej, będące w stanie upadłości lub likwidacji, utworzone w wyniku podziału lub połączenia.

W czteroletnich okresach

Projekt zakłada, że estoński CIT będzie wybierany na okresy czteroletnie. Będzie go można kontynuować przez kolejne cztery lata, o ile podatnik nadal będzie spełniał warunki pozwalające na korzystanie z nowego rozwiązania.

Kto postanowi zrezygnować z tej formy, będzie musiał przesłać taką informację w deklaracji podatkowej za ostatni rok opodatkowania estońskim ryczałtem.

Oczywiście wyznaczenie czteroletniego okresu rozliczeń ryczałtem nie będzie bezwzględne, bo jeżeli w tym czasie podatnik naruszy warunki estońskiego CIT, straci do niego prawo.

Domiar powyżej 50 mln zł

Odrębnie ma być uregulowana sytuacja, w której podatnik przekroczy próg 50 mln zł przychodów, ale podejmie decyzję o kontynuowaniu ryczałtu do zakończenia czteroletniego okresu. Wówczas będzie musiał zapłacić dodatkowy podatek. Domiar wyniesie 5 proc. podstawy wyliczonej według specjalnego wzoru.

Podstawa opodatkowana

W estońskim CIT całkiem nowy będzie sposób obliczania dochodu do opodatkowania. Podstawa opodatkowania będzie oparta na wyniku obliczonym na podstawie prawa bilansowego. Resort finansów chce więc odejść w tym przypadku od dotychczasowej metody wyliczania dochodu jako różnicy między przychodami i kosztami uzyskania przychodu na rzecz podatku od wypłaty zysku (zysk zostanie określony w nowym art. 28m ustawy o CIT).

Będzie to jednak oznaczać, że podatnik, który wybierze ryczałt, będzie musiał dopasować do tego wyboru swoje dotychczasowe rozliczenia, czyli uwzględnić w podstawie opodatkowania świadczenia, które byłyby nieopodatkowane lub opodatkowane podwójnie.

Będzie więc musiał zaliczyć do przychodów podatkowych:

przychody uwzględnione w wyniku finansowym netto podatnika, zgodnie z ustawą o rachunkowości, a niezaliczane do przychodów na podstawie art. 12 ust. 1 ustawy o CIT oraz koszty zaliczone do kosztów uzyskania przychodów, a nieuwzględniane w wyniku finansowym netto podatnika, zgodnie z ustawą o rachunkowości.

Natomiast do kosztów uzyskania przychodów zaliczy:

koszty niezaliczone do kosztów uzyskania przychodów, a uwzględnione w wyniku finansowym podatnika, zgodnie z ustawą o rachunkowości oraz przychody uwzględniane w przychodach podatkowych na podstawie art. 12 ust. 1 ustawy o CIT, a nieuwzględnione w wyniku finansowym netto podatnika, zgodnie z ustawą o rachunkowości.

Trzeba będzie dostosowywać różnice w podatku odroczonym o charakterze przejściowym (bez różnic trwałych).

Jeżeli dokonana w ten sposób korekta spowoduje podwyżkę zobowiązania podatkowego o co najmniej 50 proc., to nadwyżkę podatnik będzie mógł spłacać w ratach przez maksymalnie trzy lata.

Opodatkowane zyski

Opodatkowane ryczałtem będą tylko zyski wypracowane w czasie jego stosowania, również w sytuacji gdy zostaną one przeznaczone na pokrycie strat powstałych przed przystąpieniem do systemu estońskiego.

Przedmiotem opodatkowania estońskim CIT będzie dochód z tytułu:

podzielonego zysku, zysku przeznaczonego na pokrycie strat, jeżeli powstały w okresie poprzedzającym opodatkowanie ryczałtem, ukrytych zysków, wydatków niezwiązanych z działalnością gospodarczą, zmiany wartości składników majątku, nieujawnionych operacji gospodarczych, a w przypadku podatnika, który zakończył stosowanie opodatkowania ryczałtem (w tym w wyniku przejęcia przez inny podmiot) – dochód ustalony w wysokości sumy zysku netto osiągniętego w każdym roku podatkowym stosowania tego opodatkowania w części, w jakiej zysk ten nie był wcześniej (w okresie opodatkowania ryczałtem) podzielonym zyskiem lub nie został przeznaczony na pokrycie straty. Roczna deklaracja

Spółka, która wybierze estoński CIT, będzie musiała po zakończeniu roku złożyć do urzędu skarbowego deklarację o wysokości dochodu osiągniętego za poprzedni rok podatkowy, do końca trzeciego miesiąca (tj. do końca marca, w przypadku gdy rok obrotowy pokrywa się z kalendarzowym). Deklaracja ta będzie miała jednak tylko charakter informacyjny, ponieważ płatność podatku będzie dopiero przy wypłacie zysku, a więc niezależnie od złożenia deklaracji. Nie będzie więc rocznego rozliczenia podatku. W deklaracji trzeba będzie jedynie poinformować o sumie dochodów osiągniętych w poszczególnych miesiącach roku podatkowego, za który składana będzie deklaracja.

Wspólnicy spółek opodatkowanych ryczałtem będą musieli co roku (do końca pierwszego miesiąca) składać oświadczenie spółce, że nie posiadają dodatkowych udziałów, akcji, ogółu praw i obowiązków w spółce niebędącej osobą prawną oraz innych praw majątkowych związanych z prawem do otrzymania świadczenia jako założyciel (fundator) lub beneficjent fundacji, trustu lub innego podmiotu albo stosunku prawnego o charakterze powierniczym.

Za brak takiego oświadczenia będzie grozić grzywna do 720 stawek dziennych.

Niemiecki fundusz

Jeżeli spółka uzna, że estoński CIT nie jest dla niej korzystny, będzie mogła stosować dotychczasowe zasady (ulgi), a dodatkowo skorzystać ze specjalnego funduszu inwestycyjnego, który umożliwi szybsze podatkowe rozliczenie amortyzacji środków trwałych.

Fundusz będzie się wiązał z koniecznością założenia specjalnego rachunku inwestycyjnego w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) albo innym banku posiadającym umowę z BGK o współpracy w zakresie wymiany informacji o środkach gromadzonych na tym rachunku.

Następnie przedsiębiorca będzie musiał opracować kilkuletni plan inwestycji i złożyć go do naczelnika urzędu skarbowego, a przeznaczone na niego środki wpłacać na specjalny fundusz. Dokonywane od niego odpisy zaliczałby do kosztów uzyskania przychodu.

Na wydanie środków z funduszu miałby trzy lata następujące od daty dokonania odpisu.

Jeśli jednak zgromadzone na koncie inwestycyjnym pieniądze nie zostaną wydane na cele inwestycyjne albo w ogóle nie zostaną wydatkowane w określonym czasie, to firma będzie musiała wycofać odpisy z kosztów, czyli powiększyć swój dochód do opodatkowania.

To rozwiązanie również ma dotyczyć tylko tych podmiotów, które spełnią warunki przewidziane w estońskim CIT, czyli m.in. dotyczące przychodów (nieprzekraczające 50 mln zł), średniego zatrudnienia (co najmniej trzech pracowników niebędących udziałowcami lub akcjonariuszami), formy prowadzenia działalności.

Z funduszu niemieckiego będą mogły też skorzystać spółki, które zrezygnują z systemu estońskiego, ale dopiero po odczekaniu trzech lat (pod warunkiem spełniania innych wymogów). 

Nowe stawki i system odliczeńJak już pisaliśmy wcześniej, w estońskim CIT będą obowiązywały nowe, wyższe stawki (patrz „W estońskim CIT stawki wzrosną, ale podatek zmaleje”, DGP nr 140/2020).U większych podatników stawka wzrośnie z obecnych 19 proc. do 25 proc., a u mniejszych – z obecnych 9 proc. do 15 proc.Przedsiębiorca, który w określonym okresie dokona znacznych inwestycji, będzie mógł skorzystać z preferencji polegającej na obniżeniu o 5 pkt proc. stawki podatku na wyjściu z systemu (podatek od sumy zysków netto). Zatem u większych podatników obniżona stawka wyniesie 20 proc., a u mniejszych – 10 proc.Obniżona o 5 pkt proc. stawka będzie przysługiwała tym, którzy poniosą odpowiednio duże nakłady inwestycyjne, tj. co najmniej:• 50 proc. w dwuletnim okresie lub• 110 proc. w czteroletnim okresie (dla dużych inwestycji).Estoński CIT nie zmieni podstawowej zasady, zgodnie z którą w spółce kapitałowej dochód jest opodatkowany dwukrotnie. Podatek zapłaci więc nie tylko spółka, lecz także wspólnicy od otrzymanego zysku. Wyniesie on, tak jak dziś, 19 proc. PIT.Projekt zakłada natomiast możliwość odliczenia od podatku płaconego na poziomie wspólnika (PIT) części podatku zapłaconego na poziomie spółki (CIT). W tym zakresie przewiduje się, że podatek od przychodów z dywidend otrzymanych z zysków spółki, powstałych w okresie, w którym jej dochody są opodatkowane estońskim ryczałtem, może być proporcjonalnie obniżony o podatek należny zapłacony przez spółkę od dochodu z podzielonego zysku, który przypada na przychód udziałowca (akcjonariusza) tej spółki.Wysokość proporcjonalnego odliczenia została ustalona w sposób zapewniający uzyskanie łącznego opodatkowania na poziomie:• 25 proc. dla podatnika małego (z możliwością obniżenia o 5 pkt proc. w przypadku większych inwestycji) oraz• 30 proc. dla pozostałych (z możliwością obniżenia o 5 pkt proc.). 

]]

Fiskus chwali się efektami pakietu przewozowego. Eksperci są bardziej sceptyczni

<![CDATA[

Przedstawiając powyższe dane, Ministerstwo Finansów przekonywało, że przepisy pakietu przewozowego są skuteczne, bo pozwoliły na zmniejszenie szarej strefy (szczególnie w branży paliwowej) i pomogły w znaczącej redukcji luki VAT.

Cierpią uczciwi?

Eksperci są bardziej sceptyczni wobec efektów funkcjonowania pakietu. Przyznają, że w początkowym okresie dał on efekt psychologiczny, bo uświadomił nieuczciwym przedsiębiorcom, jak trudno przewozić towary wrażliwe bez zainteresowania skarbówki, co przełożyło się na zmniejszenie szarej strefy. Zwracają jednak uwagę, że obecnie przepisy w coraz większym stopniu dotykają uczciwych podmiotów.

– Warto porównać dużą liczbę przeprowadzonych kontroli z małą liczbą stwierdzonych nieprawidłowości. Niewykluczone, że odpowiada za to zawodna analiza ryzyka, którą kierują się urzędnicy, typując przewóz do badania. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wiele nieprawidłowości może dotyczyć nie tyle oszustw podatkowych, ile niewielkich pomyłek w zgłoszeniach do bazy SENT, byłbym daleki od optymistycznej oceny pakietu – komentuje Krzysztof Wiński, ekspert podatkowy w PwC.

Jacek Arciszewski, doradca podatkowy prowadzący własną kancelarię, zwraca uwagę, że Krajowa Administracja Skarbowa skontrolowała aż 13 proc. wszystkich przesyłek. – To ogromne koszty po stronie zarówno administracji podatkowej, jak i przedsiębiorców, którzy najpierw zmuszeni są zmagać się z rozbudowanymi formularzami zgłoszeń do bazy SENT, a potem z kontrolą fiskusa wstrzymującą na określony czas dostawę towarów – podkreśla.

Obowiązki i kary

Przypomnijmy, że pakiet przewozowy to nazwa obowiązującej od 18 kwietnia 2017 r. ustawy o systemie monitorowania przewozu drogowego i kolejowego przewozu towarów oraz obrotu paliwami opałowymi (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 859). Pozwala ona fiskusowi śledzić w czasie rzeczywistym transport towarów wrażliwych na terytorium naszego kraju (m.in. paliw, skażonego alkoholu, olejów, suszu tytoniowego, wyrobów medycznych).

Za brak zgłoszenia do bazy SENT, podanie nieprawidłowych danych lub niesprawny lokalizator pozwalający skarbówce na śledzenie trasy przejazdu grożą surowe kary pieniężne. Przedsiębiorcom wysyłającym i odbierającym grozi sankcja w wysokości nawet 46 proc. wartości brutto towaru, a przewoźnicy mogą zapłacić nawet 100 tys. zł.

Konwoje i próbki

Nakładanie kar przez kontrolerów to niejedyne możliwości postępowania fiskusa. Naczelnik urzędu celno-skarbowego może na przykład zarządzić konwój towaru na koszt przedsiębiorcy w przypadku przewozu stwarzającego potencjalnie duże ryzyko podatkowe.

Towar może też podlegać zamknięciu, jeśli urzędnik w trakcie kontroli (np. pobierając próbkę) odkryje, że nie odpowiada on danym zgłoszonym do bazy SENT. Z danych MF wynika, że od wejścia w życie pakietu zrealizowano 2,5 tys. konwojów, pobrano 2,7 tys. próbek i nałożono 6,7 tys. zamknięć urzędowych na badane towary.

– Trudno ocenić te dane. Liczba zarządzonych konwojów wobec liczby kontroli i zgłoszeń do bazy SENT nie jest wcale duża, ale inaczej może to ocenić uczciwy przedsiębiorca, który zapłaci za konwój, który okaże się potem bezzasadny – podsumowuje Krzysztof Wiński.

Odpowiedź MF na pytanie DGP

Prewencja ważniejsza od liczby nieprawidłowościWdrażając system SENT, zakładano, że kontrole prowadzone na drogach publicznych i krajowej sieci kolejowej mają mieć charakter prewencyjny, wobec czego nie zakładano, że w 100 proc. kontroli będą ujawniane nieprawidłowości. Sam fakt uruchomienia dużej liczby patroli drogowych Służby Celno-Skarbowej (działających w systemie 24/7) spowodował, że podmioty działające na pograniczu szarej strefy zrezygnowały z działań, które mogłyby zostać uznane za nieprawidłowe, co również świadczy o tym, że zakładany cel prewencyjny wdrożenia systemu SENT został osiągnięty.Nie jest zjawiskiem negatywnym niski poziom ujawnianych nieprawidłowości, w sytuacji gdy nastąpiła oczekiwana reakcja rynku na wprowadzone regulacje, a uzyskany spadek poziomu szarej strefy jest tego dowodem. Istotą działania prewencyjnego jest zapobieganie i to jest również cechą kontroli SENT – nie każde działanie kontrolne musi oznaczać ujawnienie nieprawidłowości.

]]

Szef prokuratury podważa rażąco wysoką pensję

<![CDATA[

Sprawa dotyczyła kobiety, która zawarła z pracodawcą umowę o pracę na czas nieokreślony na stanowisku dyrektora operacyjnego. Miała otrzymywać wynagrodzenie w kwocie niemal 43 tys. zł miesięcznie, przy wymiarze czasu pracy 3/4 etatu. W dniu zawarcia umowy o pracę kobieta była w ciąży bliźniaczej, o czym pracodawca wiedział. Przed przystąpieniem do wykonywania obowiązków firma nie skierowała jej do lekarza medycyny pracy, ale zgłosiła ją do ubezpieczenia społecznego w dniu zawarcia umowy. Kobieta przepracowała tylko dwa tygodnie, a potem przebywała najpierw na zwolnieniu lekarskim, a następnie na zasiłku macierzyńskim. Wreszcie ponownie korzystała z zasiłku chorobowego w związku z kolejną ciążą i zasiłku macierzyńskiego.

ZUS zdecydował się na obniżenie kobiecie podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne do wysokości 7,5 tys. zł. Zdaniem organu rentowego wynagrodzenie w kwocie 43 tys. zł zostało ustalone wyłącznie w celu uzyskania wysokich świadczeń z tytułu choroby. Umowa w tym zakresie jest zatem nieważna.

Kobieta odwołała się od tej decyzji do sądu i ostatecznie wygrała sprawę.

Teraz ponownie trafi ona wokandę, bo prokurator generalny wniósł skargę nadzwyczajną. W jego ocenie wynagrodzenie kobiety zostało ustalone wyłącznie w celu uzyskania przez nią korzyści z systemu ubezpieczeń społecznych, kosztem innych jego uczestników. Argumentuje, że taka pensja nie spełniała kryteriów ekwiwalentności i godziwości. Ponadto wynagrodzenie to nie było adekwatne do wykonywanej pracy, także w odniesieniu do innych zatrudnionych w spółce pracowników. W tym samym czasie prezes zarządu w tej firmie zarabiał bowiem ok. 12 tys. zł.

Dlatego zdaniem prokuratora generalnego postanowienie umowy dotyczące wysokości wynagrodzenia za pracę należy ocenić jako nieważne, gdyż jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. 

]]

Opłacone składki ZUS objęte zwolnieniem z tarczy antykryzysowej do zwrotu

<![CDATA[

Zwolnienie z należności do ZUS to podstawowy instrument, który miał pomóc przedsiębiorcom w czasie epidemii. Z badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Spraw Publicznych na zlecenie Konfederacji Lewiatan na próbie 300 przedsiębiorców wynika, że dla 61 proc. z nich była to najbardziej przydatna forma wsparcia w ramach tarcz antykryzysowych, a dla prawie 20 proc. pomoc ta była niezbędna, aby utrzymać firmę.

Początkowo przepisy dawały prawo do ubiegania się o zwolnienie ze składek za trzy miesiące (od marca do maja 2020 r.) głównie małym przedsiębiorcom. Były to osoby prowadzące pozarolniczą działalność, opłacające składki na własne ubezpieczenie i mieszczące się w limicie przychodów (15 681 zł) oraz płatnicy składek zgłaszających do ubezpieczeń społecznych mniej niż 10 ubezpieczonych. Dopiero w tarczy 2.0 (ustawie o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2; Dz.U. z 2020 r. poz. 695) do kręgu beneficjentów, którym przysługuje trzymiesięczne zwolnienie, dodano płatników, których załoga liczy od 10 do 49 ubezpieczonych. Firmom takim przysługuje 50-proc. zwolnienie.

Zabrane nadpłaty

Tyle teorii. W praktyce nie wszyscy mogli skorzystać z ulgi za pełne trzy miesiące. Chodzi o płatników, którzy z różnych powodów mieli nadpłacone składki. Jedni z obawy, że ich wnioski o pomoc z tarczy nie zostaną pozytywnie rozpatrzone, opłacili składki za miesiące objęte zwolnieniem, inni woleli trzymać nadpłatę na koncie w obawie, by nie popaść w zaległość wobec ZUS.

Im organ rentowy zaliczył nadpłaty na poczet składek bieżących, czyli kwietniowych (lub majowych), a zwolnienie zastosował tylko do różnicy (pisaliśmy o tym w DGP nr 124/2020, „Liczyli na zwolnienie z należności do ZUS, zabrano im pieniądze”).

Zakład Ubezpieczeń Społecznych tłumaczył wówczas, że taka praktyka wynika z przepisów , bo zwolnienie ze składek obejmuje tylko należności nieopłacone za dany miesiąc. Dlatego gdy nadpłata rozliczyła część składek za kwiecień, zwolnienie objęło tylko pozostałą kwotę należności, a nie całość.

Zakład wskazywał, że wyjątkiem był tylko marzec, za który (z powodu przepisów zawartych w tarczy 2.0) przysługiwało zwolnienie z obowiązku opłacenia składek w pełnej wysokości, nawet gdy zostały już opłacone.

Szansa na zwrot

Sytuację ma zmienić uchwalona niedawno przez Sejm ustawa o zmianie ustawy o delegowaniu pracowników w ramach świadczenia usług oraz niektórych innych ustaw.

– Przeprowadziliśmy ewaluację pomocy w ramach tarczy antykryzysowej. W ZUS wyszliśmy z inicjatywą i przygotowaliśmy propozycję zmiany przepisów w kwestii nadpłat. Propozycja uzyskała aprobatę i trafiła do parlamentu. Jeśli przepisy wejdą w życie w kształcie, jaki przygotowaliśmy, to więcej osób będzie mogło skorzystać ze zwolnienia ze składek. Chcemy pomóc przedsiębiorcom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji – tłumaczy DGP prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS.

Jak ustalił nieoficjalnie DGP, w konsekwencji ZUS z urzędu (bez dodatkowego wniosku) ma rozpatrzyć wnioski o zwolnienie z opłacania składek złożone do 30 czerwca przez tych płatników, którzy jednocześnie posiadali nadpłatę lub dokonali płatności składek, które pokryły należności za okresy objęte złożonym wnioskiem. Wnioski te mają zostać również rozpatrzone, nawet gdy wcześniej zakład odmówił zwolnienia z opłacania składek.

Dowiedzieliśmy się też, że jeżeli w związku z umorzeniem składek powstanie nadpłata, ma ona zostać zaliczona na poczet przyszłych składek lub podlegać zwrotowi na wniosek płatnika. W związku z planowaną zmianą przepisów zwrot nadpłaty ma być możliwy po ustaleniu wysokości umorzenia.

O zwolnieniu z opłacania składek lub jego nowej wysokości ZUS ma poinformować na Platformie Usług Elektronicznych (PUE) ZUS lub wysłać pismo w tej sprawie pocztą.

Dobre rozwiązanie

Eksperci pozytywnie oceniają nowe regulacje.

– To rozwiązanie było bardzo potrzebne. Obecnie obowiązujące przepisy były krzywdzące dla osób, które przezornie zapłaciły składki, nie mając pewności, czy otrzymają zwolnienie. Trudno się im zresztą dziwić. Kolejne tarcze wykuwały się w pośpiechu, rozszerzając krąg beneficjentów, w konsekwencji nie każdy był w stanie zorientować się w nowych regulacjach i przezornie wolał zapłacić. Tym bardziej że informacje z ZUS o zwolnieniu przychodziły z dużym opóźnieniem – mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Podobnie uważa Arkadiusz Pączka z Pracodawców RP, który podkreśla, że przedsiębiorcy byli zaskoczeni takim obrotem sprawy.

– Liczyli, że w okresie epidemii przygotowywane z myślą o nich przepisy będą interpretowane na ich korzyść. Nowe regulacje to próba wyjścia z tej niekorzystnej sytuacji – zauważa.

Łukasz Kozłowski zwraca uwagę, że obowiązujące przepisy są też sprzeczne z celem zwolnienia, które miało odciążyć firmy od płacenia składek w związku z sytuacją spowodowaną koronawirusem.

– Po wejściu w życie nowych regulacji wszyscy przedsiębiorcy uprawnieni do ulgi będą w końcu traktowani równo – ocenia. 

Ulgi dla przedsiębiorców

Etap legislacyjny

Ustawa skierowana do Senatu

]]

Tani prąd droższy o podatek. Korzystający z dopłat muszą zwrócić 19 proc.

<![CDATA[

Chodzi o 4 mld 435 mln zł przyznane tytułem dopłat i rekompensat. Takie dane przekazała DGP państwowa spółka Zarządca Rozliczeń, która te dofinansowania wypłacała.

Gros z tej kwoty dostały firmy energetyczne, do których poszło 3 mld 284 mln zł tytułem zwrotu różnicy ceny za prąd plus ponad 1 mld 76 mln zł rekompensat.

Reszta pieniędzy – niecałe 80 mln zł – trafiła do firm (średnich i dużych), które musiały płacić wyższą cenę za energię w drugiej połowie 2019 r. (patrz infografika).

Problem mają zarówno firmy energetyczne, którym rekompensowano straty związane z zamrożeniem cen prądu przez cały 2019 r., jak i więksi odbiorcy końcowi, którzy w drugiej połowie ubiegłego roku kupowali energię po cenach rynkowych i w związku z tym mogli starać się o dofinansowanie.

Wszystkie one zgodnie z wykładnią fiskusa muszą teraz oddać 19 proc. podatku od pozyskanych kwot.

Nie ulega wątpliwości, że gdyby prąd był sprzedawany po wyższych cenach, to firmy energetyczne miałyby z tego tytułu przychód.

Eksperci patrzą na to jednak inaczej.

– Przedsiębiorcom wyrównywano straty wynikające z określonego działania władzy publicznej. Dlatego absurdem jest nawet rozważanie opodatkowania tych kwot. Nie może być tak, że rząd decyduje się na utrzymanie zaniżonej ceny prądu i wypłaca z tego tytułu pomoc, ale jednocześnie nie informuje się odbiorców o tym, że powinni od tych kwot zapłacić podatek – komentuje Wojciech Krok, doradca podatkowy w kancelarii Parulski i Wspólnicy.

Podobnego zdania jest Krzysztof Wiński, ekspert podatkowy w PwC. – Jeśli Skarb Państwa wypłaca wsparcie, aby rekompensować skutki działania ustawodawcy, to nie powinien na tym dodatkowo zarabiać. Jeśli zaś intencją fiskusa było opodatkowanie tych kwot, to powinno być to jasne od początku, a nie niemal po roku, wskutek kontrowersyjnych interpretacji indywidualnych – mówi Wiński.

Dopłata do prądu…

Chodzi o podatkowe skutki nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym z 28 grudnia 2018 r. (Dz.U. poz. 2538 ze zm.), która miała zapobiec skutkom wzrostów cen prądu w drugiej połowie 2018 r. Ustawodawca zdecydował się w związku z tym:

zamrozić ceny prądu dla odbiorców końcowych na poziomie z 30 czerwca 2018 r., obniżyć stawkę akcyzy od prądu z 20 zł do 5 zł za 1 megawatogodzinę, obniżyć o 95 proc. stawkę opłaty przejściowej.

W pierwszej połowie 2019 r. z niższych, administracyjnych cen korzystali wszyscy końcowi odbiorcy prądu, a firma energetyczna mogła w związku z tym pozyskać od specjalnego państwowego podmiotu (spółki Zarządca Rozliczeń) wsparcie, czyli tzw. kwotę różnicy ceny między:

wielkością przychodów wynikających z zamrożonych cen a wielkością kwot, które uzyskałaby po cenach rynkowych, wielkością kosztów nabycia prądu wynikających z zamrożonych cen, a wielkością kwot, które odbiorca końcowy zapłaciłby według ceny rynkowej.

W czerwcu 2019 r. przepisy zostały znowelizowane (Dz.U. poz. 1210). Spółki energetyczne mogły starać się wyłącznie o rekompensatę finansową za sprzedaż prądu po zaniżonych cenach na rzecz niektórych odbiorców końcowych (przede wszystkim mikro i małych przedsiębiorców).

Średnie i duże firmy płaciły za prąd już wedle cen rynkowych, ale mogły starać się o dofinansowanie z tego tytułu (pomoc de minimis), czyli nie więcej niż 200 tys. euro w ciągu trzech lat.

Jeszcze inny mechanizm wprowadzono dla około 300 podmiotów szczególnie energochłonnych, które na podstawie ustawy z 19 lipca 2019 r. (Dz.U. poz. 1532) mogły starać się o odrębną pomoc od Urzędu Regulacji Energetyki (a nie od państwowej spółki Zarządca Rozliczeń).

…ale z podatkiem

Taki system wsparcia funkcjonował przez cały 2019 r. i nie budził wtedy wątpliwości podatkowych. Co więcej, jeszcze w kwietniu br. dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej stwierdził, że rekompensata do cen prądu nie jest przychodem, bo art. 12 ust. 4 pkt 14 ustawy o CIT wyklucza z podatkowych przychodów wartości nieodpłatnych lub częściowo odpłatnych świadczeń finansowanych ze środków budżetu państwa w ramach rządowych programów. (interpretacja z 14 kwietnia 2020 r., sygn. 0114-KDIP2-1.4010. 49.2020.1.MR).

Problem powstał, gdy dyrektor KIS zmienił zdanie i w kolejnej interpretacji – z 5 maja br. (sygn. 0111-KDIB1-1.4010. 25.2020.2.NL) – uznał, że wskazany przepis dotyczy tylko świadczeń niepieniężnych. Skoro więc spółce wypłacono pieniądze, to powinna od nich uiścić podatek.

Zwróciliśmy na to uwagę w artykule „Rekompensata za prąd. Jest przychód czy go nie ma?” (DGP nr 98/2020).

Obie interpretacje dotyczyły identycznego stanu faktycznego; w obu przypadkach chodziło o odbiorców końcowych, którzy wystąpili o dofinansowanie (pomoc de minimis) należne za drugą połowę 2019 r.

Obie zostały wycofane z bazy interpretacyjnej Ministerstwa Finansów. Teraz pojawiła się kolejna, w której dyrektor KIS znów nakazał opodatkowanie wsparcia (interpretacja z 21 lipca br., sygn. 0111-KDIB1-1.4010.221.2020.1.NL).

Tym razem pytania zadała firma energetyczna, która pozyskała różnicę ceny (za pierwsze półrocze 2019 r.) i rekompensatę (za drugie półrocze 2019 r.). Ona również podkreśliła, że otrzymane pieniądze pochodzą ze środków budżetu państwa wypłacanych w ramach programu rządowego i tym samym, zgodnie z art. 12 ust. 4 pkt 14 ustawy o CIT, nie powinny być opodatkowane.

Dyrektor KIS uznał jednak, że wypłacana firmie energetycznej rekompensata nie realizuje żadnego celu publicznego i jako świadczenie pieniężne podlega opodatkowaniu.

Krytyczni eksperci

Z taką wykładnią fiskusa nie zgadzają się dr Radosław Bulejak i dr Jacek Matarewicz, eksperci Business Centre Club.

– Gdyby ustawodawca chciał opodatkować kwoty wsparcia, wyraziłby to wprost w przepisach o cenach prądu. Tymczasem ustawodawca z własnej inicjatywy przyjął obniżoną cenę zakupu energii i zobowiązał do jej stosowania przedsiębiorstwa energetyczne. Mechanizm stabilizacji cen prądu nie wiązał się więc z żadnym dodatkowym świadczeniem dla odbiorców wsparcia – mówi Radosław Bulejak.

Jacek Matarewicz zauważa, że dofinansowania przewidziane w nowelizacji z 28 grudnia 2018 r. ustawy o podatku akcyzowym nie równoważą nawet faktycznej różnicy przychodów ze sprzedaży energii, bo opierają się na średnioważonej ceny energii elektrycznej i odpowiednim algorytmie przyjętym przez ministra energii w rozporządzeniu z 19 lipca 2019 r. (Dz.U. poz. 1369).

– Nie można więc uznać, że dofinansowanie jest składową ceny. Znajduje to potwierdzenie w art. 8 ust. 11 nowelizacji ustawy akcyzowej z 28 grudnia 2018 r. dotyczącej cen prądu, gdzie wskazano wprost, że wsparcie nie ma wpływu na cenę energii elektrycznej.

Krzysztof Wiński dodaje, że sam mechanizm wsparcia nie był najlepiej skonstruowany. – Znam przedsiębiorców, u których wzrost cen w 2019 r. nie był istotny, a jednak pozyskali duże wsparcie. Takie same kwoty wypłacano przedsiębiorcom, którzy realnie odczuli podwyżki. Opodatkowanie wsparcia może nie okazać się wielkim problemem dla tych pierwszych, ale dla pozostałych może okazać się ogromnym ciosem. Szkoda, że nie wzięto tego pod uwagę przy konstruowaniu przepisów – podsumowuje ekspert PwC.

Co z kosztami

Według ekspertów, zaakceptowanie stanowiska fiskusa nastręcza problemów ze zidentyfikowaniem, jakie koszty uzyskania przychodu mogłyby pomniejszać przychód z tytułu dofinansowań.

– Należy pamiętać, że podstawą opodatkowania jest dochód, a nie przychód. Tylko w wyjątkowych sytuacjach i to wprost wyrażonych w ustawie ustawodawca opodatkowuje przychód. Oznacza to, że opodatkowanie samej kwoty różnicy ceny i rekompensaty (bez kosztów podatkowych) godziłoby w podstawowe zasady podatku dochodowego – komentują eksperci z BCC

Pytania o opodatkowanie rekompensat zadaliśmy również Ministerstwu Finansów, ale do zamknięcia numeru resort nie odpowiedział na nie. 

]]