Od 15 października postojowe i zwolnienie ze składek dla branży turystycznej

<![CDATA[

W ramach wsparcia kierowanego z tarczy 5.0. przedsiębiorcy będą mogli skorzystać ze zwolnienia z opłacania składek za lipiec, sierpień i wrzesień. Prawo do tej formy pomocy będzie przysługiwało płatnikom sektora turystycznego, hotelarskiego, organizacji i obsługi targów, konferencji czy wystaw.

Warunkiem uzyskania zwolnienia jest m.in. prowadzenie działalności przed 30 czerwca 2020 r. Należy również wykazać 75-procentowy spadek przychodów w porównaniu z miesiącami z 2019 r. (porównujemy pierwszy miesiąc z wniosku z tym samym miesiącem 2019 r.). Wnioski o zwolnienie można składać do końca listopada.

Kolejne wsparcie dla prowadzących firmy to świadczenie postojowe. Prawo do niego uzyskają osoby, które prowadzą działalność jako agenci turystyczni i przewodnicy turystyczni. W przypadku agentów turystycznych warunkiem otrzymania 2080 zł będzie rozpoczęcie i prowadzenie działalności gospodarczej przed 1 kwietnia 2020.

Ponadto przedsiębiorcy będą musieli mieć przestój w prowadzeniu biznesu w następstwie wystąpienia COVID-19. Nie mogą też podlegać ubezpieczeniom społecznym z innego tytułu, chyba że podlegają ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym z tytułu prowadzenia pozarolniczej działalności gospodarczej.

Nieco inne warunki muszą spełnić przewodnicy turystyczni. W ich przypadku działalność powinna mieć charakter sezonowy i w 2019 r. być wykonywana przez okres nie dłuższy niż 9 miesięcy. O pomoc mogą ubiegać się przewodnicy, którzy zawiesili działalność gospodarczą, ale po 31 sierpnia 2019 r.

Tarcza 5.0 wprowadza również dodatkowe świadczenie postojowe. Na taką pomoc mogą liczyć prowadzący działalność, którzy wcześniej już otrzymali postojowe. Prawo do dodatkowego świadczenia będzie przysługiwało przedsiębiorcom, sektora turystycznego, hotelarskiego, organizacji i obsługi targów, a także konferencji. Chodzi m.in. o transport turystyczny, wystawianie i występowanie w przedstawieniach teatralnych czy prowadzenie dyskotek, salonów gier elektronicznych i jarmarków.

Wnioskującym o to świadczenie mogą być osoby, jeśli uzyskały przychód z działalności w miesiącu (poprzedzającym miesiąc złożenia wniosku), niższy co najmniej o 75 proc. w stosunku do przychodu uzyskanego w tym samym miesiącu w 2019 r. Dodatkowe świadczenie postojowe przysługuje nie więcej niż trzykrotnie.

]]

Polski system podatkowy trzeci od końca w rankingu Tax Foundation

<![CDATA[

Największymi problemami polskiego systemu podatkowego w świetle rankingu są nie tyle same stawki, co skomplikowanie związane z licznymi preferencjami i wyjątkami.

o Polska wypada źle zwłaszcza w kategoriach dotyczących skomplikowania systemu podatkowego oraz licznych wyjątków (skomplikowania oraz liczby wyjątków i preferencji przy podatku od konsumpcji, czyli VAT, czy skomplikowania podatku od dochodów osobistych, czyli PIT i ZUS). Liczne wyjątki i preferencje mają konsekwencje dwojakiego rodzaju. Po pierwsze komplikują system podatkowy, sprawiając, że staje się on czasochłonny i uciążliwy dla podatników. Po drugie, duże różnice w opodatkowaniu sprawiają, że przedsiębiorcy zamiast na tworzeniu towarów i usług, które będą chcieli kupić konsumenci, skupiają się na szukaniu preferencji podatkowych.o Nominalna wysokość CIT czy PIT i ZUS jest w rankingu oceniana jako jedna z najbardziej konkurencyjnych w OECD. Jednak zasady amortyzacji czy podwójne opodatkowanie dywidend sprawiają, że faktyczne opodatkowanie zysków wypłacanych przez przedsiębiorstwa jest znacznie mniej konkurencyjne, niż wynikałoby to z nominalnych stawek.

W świetle wyników rankingu polityka rządu, polegająca na tworzeniu kolejnych wyjątków i preferencji (mały CIT, IP Box, estoński CIT dla wybranych, zwolnienie młodych z PIT), tylko jeszcze bardziej komplikuje i tak już nieprzyjazny dla podatników system. Jednocześnie obniżenie stawki PIT z 18% do 17% w żaden sposób nie jest odpowiedzią na największy problem, jakim jest skomplikowanie całego systemu.

Jak zauważają autorzy rankingu, system podatkowy ma istotny wpływ na wyniki gospodarcze poszczególnych krajów. Dobrze zaprojektowany system podatkowy pozwala podatnikom łatwo wyliczać i płacić należne daniny oraz zapewnia środki na sfinansowanie wydatków publicznych. Z kolei zły system podatkowy jest uciążliwy dla podatników oraz zniechęca ich do produktywnej działalności, czyli pracy i inwestowania. Autorzy rankingu jakość systemu podatkowego oceniają przez pryzmat dwóch kryteriów:

Wysokości krańcowych stawek podatkowych – jeśli każda następny zarobiony złoty/euro/dolar jest obłożony wysoką stawką podatkową, zmniejsza to motywację podatnika do pracy czy inwestowania.Neutralności – neutralny system podatkowy to taki, który w możliwie ograniczony sposób zaburza decyzje podmiotów gospodarczych, np. premiując konsumpcję względem oszczędzania albo inwestycje w jedne sektory kosztem innych.

Wychodząc z tego założenia, autorzy opracowali indeks oceniający konkurencyjność poszczególnych systemów podatkowych opartych o 16 kryteriów, pogrupowanych w 5 subindeksów. Na mapie pokazano wyniki poszczególnych państw UE, natomiast tabela 1. przedstawia pozycję Polski według poszczególnych kryteriów. Na czerwono zaznaczono kryteria dotyczące skomplikowania i liczby wyjątków w poszczególnych podatkach, co obecnie jest najbardziej palącym problemem polskiego systemu podatkowego.

Cały raport jest dostępny tutaj >>>>>

dr Aleksander Łaszek, Główny Ekonomista FOR

]]

Opiekunowie sami potrzebują pomocy. COVID-19 obnażył problemy zamiatane dotąd pod dywan

<![CDATA[

– Od kwietnia wychodziłam z domu tylko kilkanaście razy. Bazuję na pomocy sąsiadów, którzy robią mi zakupy. Jestem na skraju załamania, ale strach o zdrowie mamy jest większy – opisuje pani Joanna. Ma 60 lat i jest nieformalnym opiekunem swojej 87-letniej, niesamodzielnej matki, z którą mieszka pod Warszawą. O ile jej sytuacja przed pandemią była trudna, w realiach COVID-19 stała się nie do wytrzymania.

Ewa Drop, psycholog, gerontolog z punktu informacji i wsparcia dla opiekunów nieformalnych w Warszawie z takimi historiami ma teraz do czynienia codziennie. – Lawinowo przybywa telefonów z pytaniem: co robić? – mówi. Opiekunowie, którzy już wcześniej rzadko wychodzili z domów, teraz alienują się z obawy, że przyniosą koronawirusa do domu. Osoby, którymi się opiekują, wymagają systematycznej pomocy lekarskiej. To paradoks, bo umówienie w czasie pandemii lekarza na wizytę domową graniczy z cudem. Tak samo, jak wezwanie pielęgniarki np. na zmianę opatrunku. Zostaje teleporada, ale jak osoba bez przeszkolenia medycznego ma opisać objawy rozwijającego się zapalenia płuc? – Opiekunowie mówią o frustracji, słabnących siłach. O tym, że gdyby nie pandemia, być może oddaliby rodzica do DPS. Teraz tego nie zrobią, bo te placówki zamknęły się dla świata, a oni nie chcą stracić kontaktu z matką czy ojcem nie wiadomo na jak długo. Słyszą też o kolejnych ogniskach COVID-19 w domach pomocy, nie chcą być tymi, którzy wydali wyrok na bliskich.

Ile osób jest w podobnej sytuacji? Profesor Piotr Szukalski, demograf, który bada proces starzenia się ludności, szacuje, że w grupie Polaków 65 plus niemal 2 mln potrzebuje wsparcia czasami. 950 tys. – wymaga już znacznego wsparcia. – Im ludzie starsi, tym pomoc bardziej nagląca – mówi. I przypomina, że za chwilę pierwsze roczniki wyżu powojennego osiągną 75 lat. – Będą więc wchodzić w wiek, kiedy szybko rośnie zależność od innych.

Zdaniem dr. Rafała Bakalarczyka, eksperta polityki społecznej, pandemia ujawniła problemy związane z nadmiernym przeciążeniem i wyizolowaniem opiekunów nieformalnych osób starszych. – To na nich w dużej mierze opiera się system opieki, ale ich praca jest niedoceniana. Szczególnie przy niedostatecznym wsparciu instytucjonalnym i systemowym – ocenia.

Magdalena Osińska-Kurzywilk, prezes Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”, przywołuje statystyki, według których na miejsce w domu pomocy społecznej czeka się osiem miesięcy i więcej. Kilka miesięcy trwa objęcie osoby niesamodzielnej pielęgniarską opieką długoterminową.

W koalicji słyszymy, że jeśli ktoś decyduje się sprawować pomoc nad osobą niesamodzielną w domu, może liczyć na wsparcie ze strony państwa. Jest ono jednak dalece niewystarczające. W przypadku osób dorosłych specjalny zasiłek opiekuńczy wynosi 620 zł, czyli poniżej minimum socjalnego. – Niskie jest też kryterium dochodowe uprawniające do pomocy. A do tego obwarowane rezygnacją z aktywności zawodowej opiekuna i przyznawane tylko, gdy wiąże go obowiązek alimentacyjny wobec podopiecznego – mówi dr Bakalarczyk. Ale nie chodzi tylko o finanse. Owszem, w ramach Funduszu Solidarnościowego uruchamiane są programy opieki wytchnieniowej. Po to, by opiekunowie mogli choć na chwilę zostawić osobę wymagającą stałej pomocy pod fachowym okiem i załatwić np. sprawy formalne czy podreperować własne zdrowie. Wciąż jednak skala tych programów jest niewystarczająca. Najlepiej, gdyby były realizowane przez wszystkie samorządy. Niestety, jest tak w ok. 20 proc. gmin.

To tylko niektóre z argumentów Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”, która akcentuje konieczność debaty na temat zmian w opiece długoterminowej i polityce senioralnej. – COVID-19 obnażył problemy zamiatane dotąd pod dywan – podkreśla Magdalena Osińska-Kurzywilk. Opiekunami są często mężowie lub żony, czyli osoby równie wiekowe. Albo dzieci, które mają 60 lat i więcej oraz swoje, rosnące problemy zdrowotne. – Brakuje systemu wsparcia koordynowanej opieki. W praktyce chodzi o osobę, która w momencie, gdy pacjent opuszcza szpital, pokieruje rodzinę, z jakim wnioskiem wystąpić do ośrodka pomocy społecznej, do PCK, gdzie wypożyczyć np. wózek lub inny specjalistyczny sprzęt. Nasz postulat dotyczy też zniesienia zakazu podejmowania pracy zawodowej przez opiekuna. Każda złotówka w takim domu jest na wagę złota. Poza tym dla opiekuna, który spędził w domu 5 czy 10 lat, powrót na rynek pracy może być bardzo trudny.

Jak słyszymy, Ministerstwo Rodziny zamierza pochylić się nad polityką senioralną. Jak pisze w odpowiedzi na pytania DGP, wobec zdiagnozowanych potrzeb osób starszych oraz problemów środowiska opiekunów określiło priorytetowe obszary rozwoju usług społecznych w dokumencie rządowym, przyjętym przez Radę Ministrów dwa lata temu. I zapewnia, że w wyniku zmieniającej się dynamicznie sytuacji demograficznej Polski oraz w związku ze stale zwiększającą się liczbą niesamodzielnych osób starszych realizowanie działań, które zapewnią tej grupie szeroko rozwiniętą opiekę, właściwe wsparcie oraz umożliwią im partycypację w życiu społecznym, stało się koniecznością.

W grupie 65 plus prawie trzy miliony osób potrzebują wsparcia

]]

Bon żłobkowy: Wątpliwe kryteria przy świadczeniach dla rodzin

<![CDATA[

Coraz więcej samorządów decyduje się na wprowadzenie dodatkowych form wsparcia dla rodzin z dziećmi i finansowanie ich z własnych pieniędzy. Zwykle ich uzyskiwanie jest uzależnione od spełnienia określonych przesłanek, które są wskazywane w uchwale radnych. Niektóre z nich są jednak kwestionowane przez wojewodów, którzy uznają, że wymogi stawiane przez gminy są bezprawne, choć nie zawsze są w tej kwestii jednomyślni.

Zaskakująca ocena

Przyznawanie dodatkowej pomocy finansowej odbywa się na podstawie przepisów ustawy z 28 listopada 2003 r. o świadczeniach rodzinnych (tj. Dz.U. z 2020 r. poz. 111 ze zm.). Co do zasady gmina ma do wyboru trzy rozwiązania:

może podwyższyć kwoty dodatków do zasiłku na dziecko, przyznawać swoje becikowe, ustanowić nowe, inne od tych ogólnopolskich, świadczenie dla rodziny.

W tym ostatnim przypadku bardzo często przyjmuje ono formę bonu żłobkowego, z którego rodzice mogą pokryć koszty opłaty za pobyt dziecka w prywatnym żłobku lub klubie dziecięcym.

Takie świadczenie pod koniec sierpnia zostało ustanowione przez radę gminy Chełm Śląski. W uchwale zapisano, że bon przysługuje osobom, które mieszkają na terenie samorządu, pracują lub wykonują inną pracę zarobkową, nie przebywają na urlopie macierzyńskim ani wychowawczym, mają podpisaną umowę z podmiotem prowadzącym żłobek lub klub dziecięcy oraz dokonali ostatnio rozliczenia z podatku dochodowego w Urzędzie Skarbowym w Tychach – ze wskazaniem jako miejsca zamieszkania Chełmu Śląskiego.

Ten właśnie warunek wzbudził zastrzeżenia wojewody śląskiego, który w rozstrzygnięciu nadzorczym z 25 września br. stwierdził nieważność uchwały w całości. Jego zdaniem radni bezpodstawnie zawęzili krąg osób uprawnionych do uzyskania bonu, bo zgodnie z art. 22b ustawy takie świadczenie jest ustanawiane dla osób zamieszkałych na terenie gminy. Co więcej, różnicowanie dostępu do świadczeń rodzinnych ze względu na miejsce rozliczania podatku dochodowego narusza zasadę równości wobec prawa i stanowi działanie dyskryminacyjne.

Co ciekawe, wymóg związany z odprowadzaniem podatku na rzecz gminy przyznającej bon jest powszechnie stosowany w innych samorządach, które postanowiły go wypłacać. Tak jest m.in. w Warszawie, Gdańsku, podwarszawskich Izabelinie i Markach, a wojewodowie, którzy weryfikowali przyjęte przez ich radnych uchwały, nie dostrzegli jego sprzeczności z prawem.

– Jest to o tyle zaskakujące, że ten warunek zwykle obowiązuje nie tylko w odniesieniu do lokalnych świadczeń, lecz także do samorządowych Kart Dużej Rodziny – mówi Magdalena Rogalska-Kusarek, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Markach.

Dodaje, że bon jest finansowany z budżetu miasta, na który składają się wpływy z podatków płaconych przez mieszkańców, więc tym bardziej jest zasadne, aby służył tym, którzy się do tego dokładają.

– Byliśmy zdziwieni rozstrzygnięciem wojewody, ale postanowiliśmy się do niego dostosować i we wrześniu podjęta została nowa, poprawiona uchwała. Zależało nam przede wszystkim na tym, aby rodzice mogli jak najszybciej skorzystać z bonu, a składanie skargi do sądu i czekanie na wyrok bardzo by to opóźniło – wyjaśnia Celina Ganobis, sekretarz Urzędu Gminy Chełm Śląski.

Meldunek niepotrzebny

O ile wśród wojewodów nie ma jednolitego stanowiska w zakresie tego, czy dodatkowe wsparcie można uzależniać od tego, gdzie odprowadzany jest podatek, o tyle inaczej wygląda to w sytuacji wprowadzania przez gminy wymogu posiadania przez członków rodziny zameldowania na jej terenie. W ciągu ostatnich lat ten warunek był uznawany za niezgodny z przepisami ustawy o świadczeniach rodzinnych m.in. przez wojewodę małopolskiego w stosunku do uchwały radnych Wadowic dotyczącej gminnego becikowego oraz wojewodę mazowieckiego wobec uchwały gminy Józefów (to samo świadczenie).

Ostatnio ten sam błąd wytknął wojewoda wielkopolski radnym Kleczewa, którzy wprowadzili świadczenie pod nazwą „Bilet plus dla ucznia” dla rodziców mających dzieci dojeżdżające transportem publicznym do szkół ponadpodstawowych. W uchwale jako jeden z warunków zawarty został wymóg zameldowania na terenie gminy.

W ocenie organu nadzoru kryterium zameldowania jest sprzeczne nie tylko z art. 22b ustawy o świadczeniach rodzinnych, która mówi wprost o ustanawianiu wsparcia dla rodzin mieszkających na terenie działania gminy, lecz także z przepisami ustawy o samorządzie gminnym, z których wynika, że to fakt zamieszkania, a nie zameldowania, determinuje przynależność do wspólnoty samorządowej. W efekcie wojewoda wielkopolski, rozstrzygnięciem nadzorczym z 7 sierpnia br., unieważnił zapis uchwały o posiadaniu meldunku.

Nierozstrzygnięty spór

Wśród przesłanek, które muszą być spełnione do uzyskania dodatkowego świadczenia, duże kontrowersje budzi ta, którą muszą spełnić rodzice mieszkający w Nysie. Jak pisaliśmy wielokrotnie na łamach DGP, miasto wprowadziło bon wychowawczy na każde drugie i kolejne dziecko w wieku 1‒6 lat. Problem w tym, że pierwszeństwo w dostępie do tego świadczenia mają rodzice będący małżeństwem.

Do tej pory radni Nysy podjęli cztery uchwały w sprawie bonu i na wszystkie wpłynęły skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu (ostatnią, pochodzącą z 2019 r., zaskarżył wojewoda opolski). Za każdym razem sąd orzekał, że preferowanie małżeństw narusza konstytucyjną zasadę równego traktowania, bo dyskryminuje dzieci wychowywane przez samotnych rodziców oraz osoby w związkach nieformalnych. Miasto na te cztery wyroki złożyło jednak skargi kasacyjne do NSA i zapowiedziało, że dopóki nie zapadnie rozstrzygnięcie w ich sprawie, będzie stosować przywileje dla małżeństw. Na razie żadna ze skarg nie została rozpatrzona przez NSA, a w rozpoczętym 1 października naborze wniosków o bon wychowawczy na nowy okres jego wypłaty sporne kryterium cały czas obowiązuje. 

]]

Przy korekcie JPK_V7 może być potrzebny czynny żal

<![CDATA[

Zaskoczenia nie kryje Michał Rodak, doradca podatkowy w Grant Thornton. – Dotychczas fiskus nie wymagał złożenia czynnego żalu przy korygowaniu JPK_VAT – mówi.

Wyjaśnia, że do tej pory nie było to wymagane ani przy poprawianiu deklaracji VAT-7, ani przy korygowaniu JPK_VAT (uznawany za informację podatkową).

Ewidencja to księga

To się teraz zmieniło, bo nowy JPK_V7, będący połączeniem jednolitego pliku kontrolnego z deklaracją VAT, będzie się składać z dwóch części: ewidencyjnej i deklaracyjnej. Część ewidencyjna jest księgą w rozumieniu art. 53 par. 21 pkt 3 kodeksu karnego skarbowego.

W samym kodeksie pojawił się od 1 października br. nowy przepis – art. 61a, który wprowadził sankcję za złożenie nierzetelnej lub wadliwej księgi. Grozi za to grzywna – maksymalnie do 240 stawek dziennych. Jeżeli czyn jest mniejszej wagi, grzywna jest taka, jak za wykroczenie skarbowe.

Skutki korekty

W związku z tym korekty nowego JPK_V7 będą mogły dotyczyć: tylko części ewidencyjnej, tylko części deklaratoryjnej lub obydwu naraz.

Spytaliśmy Ministerstwo Finansów o sytuację, gdy podatnik złoży w terminie nowy JPK_V7, a potem zorientuje się, że nie uwzględnił w nim jednej faktury sprzedażowej. Prześle więc korektę pliku z poprawionymi częściami: deklaratoryjną (bo zwiększyła się kwota podatku należnego) oraz ewidencyjną (bo wykazał w niej zaległą fakturę), a także wpłaci brakujący podatek wraz z odsetkami. Czy musi dodatkowo jeszcze złożyć czynny żal? – zapytaliśmy.

W odpowiedzi Ministerstwo Finansów wyjaśniło, że w tym przypadku dochodzi do kumulatywnego zbiegu przepisów, o którym mowa w art. 7 k.k.s. Jest to sytuacja – tłumaczy resort – gdy ten sam czyn wyczerpuje znamiona określone w dwóch przepisach – w tym wypadku art. 56 (podanie nieprawdziwych danych w deklaracji) i art. 61a (przesłanie nierzetelnej księgi lub ewidencji).

W takiej sytuacji może mieć zastosowanie czynny żal z art. 16 k.k.s., a nie z art. 16a k.k.s, który odnosi się do korekty deklaracji – tłumaczy resort.

Wyjaśnia, że art. 16a k.k.s. dotyczy wyłącznie czynów polegających na uszczupleniu należności publicznoprawnych objętych deklaracjami podatkowymi. – Natomiast w opisanej sytuacji mamy jeden czyn o złożonej kwalifikacji, obejmujący nie tylko zachowanie wyczerpujące znamiona czynu zabronionego powiązanego z elementem złożenia deklaracji, lecz także zachowanie związane z nierzetelnością ksiąg (ewidencji) – uzasadnia MF.

Przypomina, że art. 16 k.k.s. zakłada niekaralność sprawcy, jeżeli złoży on zawiadomienie o popełnionym przestępstwie i spełni warunki czynnego żalu.

W takiej sytuacji nie będzie również podstaw do wymierzenia kary administracyjnej w trybie art. 109 ust. 3i ustawy o VAT, ponieważ błędy zostaną usunięte – tłumaczy resort.

Zastrzega jednocześnie, że każda sytuacja wymaga odrębnej oceny i uwzględnienia wszystkich okoliczności danej sprawy.

Michał Rodak zwraca uwagę na to, że obecne brzmienie przepisów kodeksu karnego skarbowego, w zestawieniu z nowymi obowiązkami dotyczącymi JPK, może skutkować dotkliwymi dla podatników karami.

– Odpowiedź MF potwierdza, że każda zmiana części ewidencyjnej będzie wymagała złożenia czynnego żalu, w przeciwnym razie na podatnika będą mogły zostać nałożone sankcje – mówi ekspert.

Dodaje, że nie trzeba będzie tego robić, gdy korekta będzie dotyczyła wyłącznie części deklaracyjnej, bo nie zmienił się art.16a k.k.s. Przepis ten stanowi, że w razie złożenia korekty deklaracji podatkowej (po wpłacie ewentualnej niedopłaty podatku z odsetkami) podatnik nie podlega sankcjom.

Ekspert przypomina, że dotychczas podatnicy nie musieli składać czynnego żalu ani gdy zmieniali deklarację VAT-7, ani gdy korygowali JPK_VAT (uznawany za informację podatkową). Potwierdzali to pracownicy urzędów skarbowych i Krajowej Informacji Skarbowej.

To nie przestępstwo

– Obowiązek składania czynnego żalu w celu uniknięcia sankcji za złożenie korekty JPK jest absurdem i zbędnym obciążeniem, których przedsiębiorcy już i tak mają nadmiar – komentuje Michał Rodak.

Podkreśla, że z reguły korekty nie są spowodowane nierzetelnością podatników ani próbą narażenia budżetu państwa na uszczuplenie. – Wynikają z obowiązujących przepisów i praktyki gospodarczej – mówi ekspert.

Jego zdaniem przepisy k.k.s. powinny być jak najszybciej znowelizowane i dostosowane do obowiązków związanych z JPK. – Artykuł 16a k.k.s., który ściąga z podatników odpowiedzialność karną za złożenie korekty deklaracji podatkowej, powinien obejmować także złożenie korekty części ewidencyjnej JPK_V7 – wskazuje Michał Rodak.

Bez zbiegu kar

Ministerstwo Finansów potwierdziło natomiast, że z sankcjami z k.k.s. nie będzie się kumulować kara administracyjna 500 zł za ten sam czyn, którą naczelnik urzędu skarbowego może nałożyć, jeżeli w ewidencji zostanie znaleziony błąd uniemożliwiający weryfikację prawidłowości transakcji

Wynika to z art. 109 ust. 3i ustawy o VAT, zgodnie z którym kara nie będzie dotyczyć osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, które za ten sam czyn ponoszą odpowiedzialność z k.k.s.

Kary za błędy w JPK_VAT uniemożliwiające weryfikację prawidłowości transakcji mają charakter fakultatywny i będą nakładane w wyjątkowych sytuacjach – podkreśla również resort finansów.

Odpowiedź MF na pytanie DGP

W przedstawionej (przez redakcję) sytuacji występuje kumulatywny zbieg przepisów, o którym mowa w art. 7 kodeksu karnego skarbowego. Jest to sytuacja, kiedy ten sam czyn wyczerpuje znamiona określone w dwóch przepisach k.k.s. W tym wypadku jest to art. 56 k.k.s. (podanie nieprawdziwych danych w deklaracji) i art. 61a k.k.s. (przesłanie nierzetelnej księgi/ewidencji).W takiej sytuacji może mieć zastosowanie czynny żal z art. 16 k.k.s., a nie czynny żal przez korektę deklaracji z art. 16a k.k.s. Wynika to z tego, że art. 16a k.k.s. dotyczy wyłącznie czynów polegających na uszczupleniu należności publicznoprawnych objętych deklaracjami podatkowymi. Natomiast w opisanej sytuacji mamy jeden czyn o złożonej kwalifikacji, obejmujący nie tylko zachowanie wyczerpujące znamiona czynu zabronionego powiązanego z elementem złożenia deklaracji, ale również zachowanie związane z nierzetelnością ksiąg (ewidencji).Dlatego też w opisanej sytuacji znajduje zastosowanie instytucja czynnego żalu z art. 16 k.k.s. Przepis ten zakłada niekaralność sprawcy w przypadku złożenia zawiadomienia o popełnionym przestępstwie wraz z dopełnieniem warunków czynnego żalu. W przypadku skorygowania i naprawienia przez podatnika popełnionych nieprawidłowości w związku ze złożonym czynnym żalem co do zasady można przyjąć, że nie będzie podstaw do wymierzenia kary administracyjnej w trybie art. 109 ust. 3i ustawy o VAT, ponieważ błędy zostaną usunięte.Jednocześnie należy podkreślić, że każda sytuacja wymaga odrębnej oceny przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności danej sprawy. 

Czynny żal elektronicznie

Czynny żal można składać elektronicznie. Pozwoliła na to tarcza 1.0, czyli ustawa antycovidowa z 31 marca 2020 r. (Dz.U. poz. 568 ze zm.).Wprowadziła ona zmianę do art. 16 par. 4 kodeksu karnego skarbowego. Z przepisu tego wynika obecnie, że zawiadomienie o czynnym żalu wnosi się na piśmie utrwalonym w postaci papierowej lub elektronicznej albo ustnie do protokołu. Pisma utrwalone w postaci elektronicznej opatruje się kwalifikowanym podpisem elektronicznym, podpisem zaufanym albo podpisem osobistym i wnosi za pomocą środków komunikacji elektronicznej, w tym przez portal podatkowy, o którym mowa w ordynacji podatkowej. 

]]

OECD: Opóźnia się porozumienie w sprawie opodatkowania koncernów internetowych

<![CDATA[

Według jej komunikatu, obecnie dąży się do tego, by odpowiednie porozumienie zostało osiągnięte do połowy przyszłego roku.

Jak zaznacza agencja dpa, mimo postępów w negocjacjach, kwestia ta stanowi nadal poważne zarzewie sporów. Francja kilkakrotnie już groziła zastosowaniem własnego podatku od działalności cyfrowych gigantów, jeśli międzynarodowe porozumienie nie zostanie zawarte do końca bieżącego roku. Według oficjalnych kół w Paryżu, podatku tego nie zniesiono, odraczając jedynie ściąganie należnych płatności.

Ponieważ chodzi tu w znacznej mierze o finansowe obciążenie firm ze Stanów Zjednoczonych, tamtejsze władze przyjęły w tej sprawie powściągliwe stanowisko.

Jak podkreśla komunikat OECD, ewentualny brak porozumienia "może doprowadzić do rozpowszechnienia się odrębnych rozwiązań podatkowych dotyczących usług cyfrowych oraz do wzmożenia szkodliwych sporów podatkowych i handlowych, na czym ucierpiałyby pewność podatkowa i inwestycje". Dodaje, że w przypadku najgorszego możliwego scenariusza efektem byłoby zmniejszenie się o ponad 1 proc. wartości wywarzanych każdego roku na świecie dóbr i usług.

USA ostrzegły już, że ich odpowiedzią na ewentualne egzekwowanie przez Francję własnego podatku od działalności koncernów internetowych będą karne cła na francuskie towary. OECD twierdzi, że nie dysponuje żadnymi wiadomościami na temat dalszych zamiarów obu stron konfliktu.

]]

RPD apeluje o zmianę przepisów o świadczeniach dla opiekunów osób z niepełnosprawnościami

<![CDATA[

W piśmie do minister Maląg Pawlak wyjaśnił, że chodzi o jeden z zapisów ustawy o świadczeniach rodzinnych, w związku z którym "świadczenie pielęgnacyjne nie przysługuje, jeżeli osoba sprawująca opiekę ma ustalone m.in. prawo do emerytury, renty, renty rodzinnej z tytułu śmierci małżonka, renty socjalnej, zasiłku stałego czy świadczenia przedemerytalnego".

Jego zdaniem "przez brak możliwości wybrania korzystniejszego świadczenia wielu opiekunów osób z niepełnosprawnością traci tysiące złotych rocznie". Dlatego zwrócił się z apelem do Marleny Maląg o zmianę tego przepisu, który – wskazał "dokłada cierpień tym osobom, które są ciężko doświadczone przez życie, a mimo to robią wszystko, bo wspomóc podopiecznych w walce z bolesną codziennością".

W wystąpieniu do szefowej MRiPS rzecznik opisał przykład, gdy matce dziewczynki mającej orzeczenie o niepełnosprawności łącznie ze wskazaniami o konieczności stałej opieki i współudziału opiekuna w procesie leczenia, rehabilitacji i edukacji odmówiono przyznania świadczenia z uwagi na uprawnienie do renty socjalnej – mimo że renta ta jest aż o kilkaset złotych niższa niż świadczenie pielęgnacyjne (które od stycznia 2020 r. wynosi 1830 zł).

Pawlak ocenił, że "niewątpliwie intencją ustawodawcy wprowadzającego wyłączenie od otrzymywania świadczenia z uwagi na inne ustalone uprawnienie było założenie, aby uprawniony opiekun nie pobierał świadczenia pielęgnacyjnego w sytuacji, gdy otrzymuje świadczenie wyższe".

Zauważył, że gdy to świadczenie pielęgnacyjne było uchwalane, jego kwota wynosiła mniej niż np. najniższa emerytura. "Teraz jednak jest już odwrotnie, co pozbawia w całości świadczenia pielęgnacyjnego opiekuna otrzymującego od państwa znacznie mniejsze pieniądze z innego tytułu" – wskazał Pawlak.

Dlatego – zdaniem RPD – ministerstwo powinno podjąć działania na rzecz zmiany tego prawa. Wyraził jednocześnie opinię, że rozwiązaniem dla tej sytuacji mogłoby być "pomniejszenie wypłacanego świadczenia pielęgnacyjnego o wartość pobieranego przez opiekuna świadczenia".

]]

Wyższy zasiłek nie tylko dla medyków

<![CDATA[

Jest to możliwe na podstawie obowiązujących już przepisów. Potwierdza to wiceminister rodziny (do niedawna również pracy) Stanisław Szwed w odpowiedzi na interpelację poselską.

– To świetna wiadomość dla ubezpieczonych, ponieważ ich ochrona będzie o wiele korzystniejsza w kontekście zasiłków, rent i jednorazowych odszkodowań. W tej sytuacji fundamentalne będzie ustalenie, czy do zakażenia doszło poprzez kontakt z najbliższymi, czy w pracy – zaznacza dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW.

Bo choć sama procedura dotycząca stwierdzania choroby zawodowej jest dość złożona, to korzyści dla ubezpieczonego są nieporównywalnie większe.

Szeroka interpretacja

O uznanie COVID-19 za chorobę zawodową ubiegało się środowisko medyczne. Resort zdrowia wskazał jednak, że nie trzeba w tym celu zmieniać prawa, jest to bowiem choroba zakaźna i jako taka może być traktowana jak schorzenie związane z pracą (pisaliśmy o tym: „Szpitalom grożą wyższe składki na ubezpieczenie wypadkowe”, DGP nr 187/2020). Posłanka Henryka Krzywonos-Strycharska z Koalicji Obywatelskiej pytała w swojej interpelacji, czy ówczesne Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (obecnie Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej) będzie dążyć do wpisania zakażenia koronawirusem do wykazu chorób zawodowych, aby zapewnić ochronę również osobom wykonującym inne zawody na rzecz społeczeństwa, które są w związku ze swoją pracą szczególnie narażone na zachorowanie.

Wiceminister Szwed również odpowiedział, że nie ma potrzeby nowelizacji przepisów, gdyż obecne są wystarczające. W celu oceny, czy dany przypadek stanowi chorobę zawodową, należy ustalić, czy znajduje się on w wykazie chorób zawodowych, a następnie określić związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy jego powstaniem a narażeniem zawodowym. Choroby zakaźne (a do takich należy COVID-19) znajdują się w tym wykazie. W przypadku gdy zakażenie nastąpiło w związku z wykonywaniem pracy, spełniona jest pierwsza przesłanka (przyczynowa) dla uznania takiej choroby za chorobę zawodową. Towarzyszyć jej powinna druga przesłanka (skutkowa), czyli potwierdzenie zmian stanowiących skutek przebytej choroby, które świadczą o trwałym pogorszeniu stanu zdrowia. Zakres świadczeń z tytułu choroby zawodowej uzależniony będzie od skutków zdrowotnych, jakie spowoduje ona w organizmie, oraz od ich wpływu na zdolność do wykonywania pracy.

Szersze grono beneficjentów

– Z odpowiedzi Ministerstwa Rodziny wynika, że COVID-19 może być uznany za chorobę zawodową nie tylko w przypadku lekarzy, ale wszystkich ubezpieczonych. Konieczne jest jedynie udowodnienie, że w pracy występuje narażenie, czyli podleganie oddziaływaniu czynników niebezpiecznych, szkodliwych lub uciążliwych związanych z wykonywaniem obowiązków zawodowych – zwraca uwagę dr Lasocki.

Jego zdaniem sytuacja może dotyczyć wszystkich zawodów, których przedstawiciele narażeni są na zachorowanie, np. sprzedawcy w sklepach. Wskazuje, że podobnie jest w przypadku pylicy, kojarzącej się przede wszystkim z górnikami, ale kiedyś bardzo często była ona stwierdzana wśród nauczycieli, którzy pracowali z kredą przy tablicy. W jego ocenie to samo może dotyczyć np. nauczycieli w obecnej sytuacji. – Jeżeli ognisko koronawirusa wystąpi w szkole i w konsekwencji pedagog zachoruje, czyli stanie się niezdolny do pracy w związku z wykonywaniem swoich obowiązków, może ubiegać się wówczas o zasiłek chorobowy w wysokości 100 proc. – wyjaśnia.

Taką możliwość daje ustawa z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1205), która przewiduje świadczenie w tej wysokości, jeśli niezdolność do pracy spowodowana została chorobą zawodową. Ponadto, gdyby w wyniku zakażenia doszło do powikłań zdrowotnych, wówczas chory mógłby liczyć na rentę wypadkową. Natomiast gdyby z powodu koronawirusa zmarł, jego najbliższym będzie przysługiwać renta rodzinna wypadkowa i jednorazowe odszkodowanie z ZUS.

Również adwokat Paweł Matyja nie ma wątpliwości, że przedstawiciele zawodów niemedycznych mogliby poddać się procedurze uznania COVID-19 za chorobę zawodową. – Sytuacja jest niezwykle dynamiczna. Liczba chorych gwałtownie rośnie. To rodzi konieczność spoglądania na ryzyko, jakie w związku z wykonywaniem obowiązków zawodowych podejmują np. listonosze, nauczyciele czy kierowcy transportu miejskiego, inaczej niż zwykliśmy patrzeć do tej pory. Do wybuchu pandemii ryzyko zainfekowania wirusem jakiejkolwiek choroby zakaźnej było w ich przypadku raczej niewielkie, obecnie jest natomiast bardzo wysokie – zauważa.

Jak jednak zwraca uwagę, udowodnienie, że zachorowanie nastąpiło właśnie w miejscu pracy, może być bardzo trudnym zadaniem. Może do tego dojść równie dobrze w pracy, w domu, na przystanku, sklepie czy na ulicy. – Dynamika rozwoju choroby w przypadku każdego chorego jest inna. Objawy nie muszą pojawić się od razu. Czasem występują po kilku lub kilkunastu dniach. Do tego dochodzi problem z szybkością diagnostyki – wskazuje mecenas.

Tomasz Lasocki przypomina jednocześnie, że procedura uznania zakażenia koronawirsuem za chorobę zawodową jest złożona. Nie wystarcza bowiem zwykłe zaświadczenie lekarskie, tylko konieczne jest uruchomienie trzyetapowej procedury zakończonej decyzją o stwierdzeniu choroby zawodowej.

Skutki dla firm

Doktor Lasocki zwraca też uwagę, że stosowanie tak szerokiej wykładni może mieć olbrzymi wpływ na ubezpieczenie wypadkowe. – Na poniesienie olbrzymich wydatków musi się szykować nie tylko sam fundusz wypadkowy, ale przede wszystkim zatrudniający, ponieważ lawinowy wzrost liczby stwierdzonych chorób zawodowych będzie oznaczał dla całych branż radykalny wzrost składek – zaznacza.

Jego zdaniem pracownicy zostaną z tym wszystkim sami. – Firmy nie będą miały interesu w instruowaniu pracowników o takiej możliwości – podkreśla.

]]

Problem z dokumentowaniem wypłaty zysku wspólnikom

<![CDATA[

Zbliża się termin przygotowania informacji o cenach transferowych (TPR-C oraz TPR-P). Został on przesunięty – tarczą antykryzysową 4.0 – z końca września na 31 grudnia br., jeśli rok podatkowy firmy pokrywa się z kalendarzowym. Dla pozostałych podmiotów termin został wydłużony o trzy miesiące.

Szczegółowy zakres danych i informacji przekazywanych w TPR określają rozporządzenia ministra finansów 21 grudnia 2018 r. w sprawie informacji o cenach transferowych – w zakresie CIT i PIT (Dz.U. poz. 2487 oraz poz. 2515).

Z objaśnień do tych rozporządzeń wynika, że obowiązkowo trzeba również zaraportować wypłatę zysku ze spółki niebędącej osobą prawną (np. komandytowej, cywilnej, jawnej) na rzecz jej wspólników.

Wielu podatników ma jednak wątpliwości, czy taka wypłata rzeczywiście stanowi transakcję kontrolowaną.

– Przyjęcie, że wypłata zysku ze spółki niebędącej osobą prawną stanowi transakcję kontrolowaną, mogłoby prowadzić do wniosku, że w stosunku do takiej wypłaty należy sporządzić dokumentację cen transferowych, przy założeniu, że kwota wypłacanego zysku wyniosłaby więcej niż 2 mln zł i nie znalazłoby zastosowania zwolnienie z obowiązków dokumentacyjnych dla podmiotów krajowych. Dla mnie to absurd – mówi dr Jowita Pustuł, radca prawny w J. Pustuł i Współpracownicy Doradztwo Podatkowo-Prawne.

Tłumaczy, że zwolnienie dla podmiotów krajowych rozwiązuje co najwyżej problem dokumentacji, ale nie rozwiązuje problemu raportowania w TPR, bo zgłaszać trzeba również transakcje krajowe zwolnione z art. 11n pkt 1 ustawy o CIT.

Fiskus daje sprzeczne wskazówki w tym zakresie. Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów o stanowisko w tej sprawie. Na odpowiedź czekamy.

Co w TPR

Zasadniczo obowiązek złożenia informacji o cenach transferowych (TPR-C i TPR-P) mają podmioty powiązane, które muszą sporządzać lokalną dokumentację cen transferowych, a także podmioty, które zawierały w roku podatkowym transakcje krajowe zwolnione z obowiązków dokumentacyjnych (na podstawie art. 11n pkt 1 ustawy o CIT lub art. 23zf ustawy o PIT).

Do końca 2018 r. organy podatkowe uznawały, że wypłata przez spółkę niebędącą osobą prawną na rzecz wspólników zaliczek na poczet zysku nie stanowi zdarzenia podlegającego obowiązkom dokumentacyjnym w zakresie cen transferowych. Potwierdzał to dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej w interpretacjach indywidualnych (m.in. z 29 czerwca 2018 r., nr 0111-KDIB1-1.4010.105.2018.3.SG). Wyjaśniał też, że obowiązek sporządzenia dokumentacji nie dotyczy wypłaty dywidendy wspólnikom spółki kapitałowej (interpretacja z 12 stycznia 2018 r., nr 0114-KDIP2-2.4010.329.2017.1.AZ).

Dywidendy się nie zgłasza

W odniesieniu do dywidendy wypowiedział się też ostatnio wiceminister finansów Jan Sarnowski w odpowiedzi z 22 sierpnia 2020 r. na interpelację poselską nr 9368. Dotyczy ona aktualnie obowiązujących przepisów.

Minister potwierdził, że wypłata dywidendy nie podlega regulacjom o cenach transferowych, bo nie można jej postrzegać jako działania w celu zarobkowym. Dywidenda stanowi wynagrodzenie za powierzony kapitał, a wypracowany zysk, jego podział i wypłata są konsekwencją działalności gospodarczej (np. produkcyjnej, usługowej, handlowej). Wypłata dywidendy nie stanowi więc sama w sobie działania o charakterze gospodarczym i nie mieści się w definicji transakcji kontrolowanej, a zatem nie podlega obowiązkowi sporządzenia (lokalnej) dokumentacji cen transferowych – stwierdził minister.

Problem w osobowych

Co jednak z wypłatą zysku w spółce osobowej?

Zdaniem Jowity Pustuł, skoro wypłata dywidendy nie stanowi zdarzenia o charakterze gospodarczym, to tym bardziej takiego zdarzenia nie powinna stanowić wypłata zysku ze spółki niebędącej osobą prawną, który to zysk został już uprzednio opodatkowany podatkiem dochodowym.

– Niestety, przepisy tego nie precyzują, natomiast umowa spółki osobowej została wskazana w uzasadnieniu do projektu nowelizacji z 23 października 2018 r. (Dz.U. poz. 2193 ze zm.) jako przykład transakcji kontrolowanej – zauważa Tomasz Klusek, ekspert w zespole ds. cen transferowych w KPMG w Polsce.

MF wyjaśniało wówczas, że wprowadzenie stosunkowo szerokiej definicji transakcji kontrolowanej ma na celu objęcie nią również zagadnień, które w potocznym rozumieniu tego słowa mogą w ogóle nie być uznawane za transakcje (takich jak np. umowa spółki osobowej).

Z kolei z objaśnień stanowiących załącznik do rozporządzeń ministra finansów z 21 grudnia 2018 r. (Dz.U. poz. 2487 oraz poz. 2515) wynika, że w informacji o cenach transferowych należy wykazać m.in.:

– pod kodem 1505: Otrzymanie przez wspólnika spółki niebędącej osobą prawną odpowiedniej części zysku tej spółki,

– pod kodem 2505: Wypłatę z zysku przez spółkę niebędącą osobą prawną dla wspólników tej spółki.

Z tego powodu wielu podatników zaczęło się zastanawiać, czy jednak wypłata zysku ze spółki osobowej (np. komandytowej) nie jest jednak transakcją kontrolowaną.

To nie transakcja kontrolowana

Zdaniem Jowity Pustuł byłoby to w pełni nieuzasadnione.

– Tak samo jak w przypadku dywidendy, przy wypłacie zysku trudno mówić o jakiejkolwiek cenie rynkowej, a jest to kluczowe dla tematyki cen transferowych – mówi ekspertka. Podkreśla, że istotą dokumentacji jest uzasadnienie rynkowego charakteru stosowanych cen.

Podobnie uważa Magdalena Marciniak, doradca podatkowy, partner i szefowa Zespołu Cen Transferowych w MDDP. – Trudno przypisać gospodarczy charakter zdarzeniu polegającemu na wypłacie wspólnikom zysku wypracowanego przez spółkę w trakcie roku obrotowego, który to zysk jest dzielony i wypłacany na podstawie wcześniejszych ustaleń zawartych w umowie spółki – mówi ekspertka.

Dlatego jej zdaniem również wypłata zysku ze spółek osobowych, niebędących osobami prawnymi, nie powinna być kwalifikowana jako transakcja kontrolowana. Tym samym nie należy jej też wykazywać w informacji o cenach transferowych.

Magdalena Marciniak zastrzega jednak, że taki wniosek nie jest oczywisty, bo sytuację zaciemniają wspomniane objaśnienia stanowiące załącznik do rozporządzeń ministra finansów.

Sprzeczne wykładnie

Zdaniem Magdaleny Marciniak objaśnienia do rozporządzeń są sprzeczne z aktualnym stanowiskiem Ministerstwa Finansów oraz organów podatkowych w zakresie gospodarczego charakteru transakcji. Chodzi nie tylko o odpowiedź Ministerstwa Finansów na interpelację poselską nr 9368, ale także interpretację indywidualną dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej z 18 grudnia 2019 r. (sygn. 0111-KDIB2-3.4010.308.2019.2.KK).

Tomasz Klusek zwraca jednak uwagę na inną interpretację – z 17 sierpnia 2020 r. (nr 0111-KDIB1-2.4010.166.2020.2.AK). Dyrektor KIS stwierdził w niej, że przez transakcje kontrolowane należy rozumieć wszelkiego rodzaju czynności prawne powodujące przeniesienie własności dóbr.

– Takie stanowisko oznacza, że podjęcie uchwały o podziale i wypłacie zysku przez spółkę osobową może być również uznane za działania o charakterze gospodarczym – mówi Tomasz Klusek. To by oznaczało, że je również należy wykazać w informacji TPR.

Wykazywać czy nie

Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że potrzebne jest w tej sprawie oficjalne stanowisko MF. A co do tego czasu?

Tomasz Klusek i Magdalena Marciniak radzą przyjąć bezpieczniejsze podejście. – Jeśli wypłata z zysku przez spółkę niebędącą osobą prawną dla wspólników tej spółki przekroczy próg 2 mln zł, lepiej sporządzić lokalną dokumentację cen transferowych (wraz z analizą cen transferowych) oraz wykazać tę transakcję w informacji o cenach transferowych (TPR) – mówi ekspert.

Również Magdalena Marciniak rekomenduje bezpieczniejsze podejście. – Jeżeli wypłata przekroczy próg 2 mln zł i nie wystąpią przesłanki uprawniające do zwolnienia z art. 11n ustawy o CIT, podatnik będzie zobowiązany do sporządzenia dokumentacji cen transferowych – stwierdza ekspertka.

Innego zdania jest Jowita Pustuł.

– Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób podatnicy mieliby wykazywać, że sama czynność wypłaty środków pieniężnych jest dokonywana na zasadach rynkowych. Jak miałaby wyglądać analiza porównawcza w tym wypadku, jakie kryteria porównywalności należałoby przyjmować, jaką metodę ceny transferowej uznać za najbardziej adekwatną? – pyta ekspertka.

Jej zdaniem nie ma innego wyjścia, jak przyznanie przez Ministerstwo Finansów, że do wypłaty zysku wspólnikowi ma zastosowanie art. 11n pkt 3 ustawy o CIT i art. 23z pkt 3 ustawy o PIT, bo wypłacany zysk w całości i trwale nie stanowi przychodu ani kosztu uzyskania przychodu dla wspólnika. – Zastosowanie tych przepisów oznaczałoby, że podatnicy nie mają obowiązku sporządzenia dokumentacji cen transferowych i jednocześnie wypłata zysku nie musiałaby być raportowana w TPR. Ministerstwo Finansów musiałoby też zmienić objaśnienia do wydanych rozporządzeń – podsumowuje Jowita Pustuł. 

Umowa spółki osobowej została wskazana w uzasadnieniu do projektu nowelizacji jako przykład transakcji kontrolowanej

]]

Sklepy znalazły sposób na paragony. MF nadal twierdzi, że to faktury

<![CDATA[

– Taki dodatkowy zapis został umieszczony, aby pomóc naszym klientom uniknąć powszechnego błędu w traktowaniu paragonów fiskalnych jako podstawy do odliczenia podatku. Jest to dodatkowa forma przypomnienia o konieczności wystawiania faktury VAT – wyjaśnia Sonia Matlak, koordynator ds. komunikacji zewnętrznej w Castoramie.

Adnotacja budzi jednak zdumienie księgowych, którzy na forach społecznościowych pytają: i co ja mam z tym zrobić?

– Pracownik przyniósł paragon z supermarketu, jest na nim nasz NIP. Market dopisał magiczne słowa: „Ten paragon nie jest fakturą uproszczoną”. I co teraz? Czy mogę to zaliczyć w koszty, czy jednak wymagać od pracownika faktury wystawionej do paragonu? Czy sprzedawca w ogóle ma prawo coś takiego napisać i czy rzeczywiście nie można traktować tego paragonu jako faktury uproszczonej? – pyta jedna z księgowych.

Adnotacja „dokument nie jest fakturą uproszczoną” wydaje się sprzeczna z intencją Ministerstwa Finansów, które od początku (odkąd tylko zmieniły się przepisy) twierdzi, że paragon fiskalny z numerem NIP nabywcy, wystawiony na kwotę nieprzekraczającą 450 zł (albo 100 euro), jest fakturą uproszczoną, a tym samym uprawnia kupującego do odliczenia VAT naliczonego.

Problem polega na tym, że fiskus sam nie może się zdecydować, czy taki paragon można wymienić na zwykłą fakturę (gdyby ktoś wolał jednak mieć taki dowód zakupu), czy jest to niedozwolone. Najpierw w odpowiedzi na pytanie DGP ministerstwo stwierdziło, że „nie ma konieczności” wymiany na zwykłą fakturę paragonu z NIP nabywcy wystawionego na kwotę do 450 zł. Potem napisało, że „brak jest uzasadnienia” dla takiego postępowania.

Również dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej początkowo twierdził, że paragonu będącego fakturą uproszczoną nie wymienia się na zwykłą. Ale później zmienił zdanie i stwierdził, że to dozwolone (interpretacja z 28 maja 2020 r., sygn. 0114-KDIP1-3.4012.160.2020.2.ISK).

W końcu, w odpowiedzi na wystąpienie rzecznika małych i średnich przedsiębiorców minister finansów stwierdził, że jednak faktury uproszczonej nie wymienia się na zwykłą (nr PT7. 8102.48.2020.HEBZ.665).

Ewentualne konsekwencje tej niepewności obciążają sprzedawców i kupujących. Sprzedawcy ryzykują tym, że jeżeli wystawią zwykłą fakturę do paragonu (z NIP nabywcy, na kwotę nieprzekraczającą 450 zł), to dwukrotnie wykażą tę samą sprzedaż. Co więcej, faktura zostanie wtedy uznana za pustą (w rozumieniu art. 108 ustawy o VAT), co tym bardziej grozić będzie koniecznością zapłaty dwukrotnie podatku od tej samej transakcji.

Z kolei dla kupujących taka wymiana dokumentów zakupu może skończyć się odebraniem prawa do odliczenia VAT naliczonego (bo z pustej faktury się go nie odlicza, a paragonem po wymianie już nie będą dysponować).

W tej sytuacji sieci handlowe postanowiły znaleźć sposób i… nie zamieszczają na paragonie numeru kolejnego faktury. Uważają, że bez takiego numeru paragon nie jest fakturą (uproszczoną), choćby nawet zawierał NIP nabywcy i był wystawiony na kwotę nieprzekraczającą 450 zł. Dlatego dodają wspomniane ostrzeżenie.

Co na to Ministerstwo Finansów? Nie zgadza się z wykładnią handlowców. „W przypadku paragonów fiskalnych uznanych za fakturę uproszczoną (…), taki paragon nie powinien zawierać numeru faktury, tylko kolejny numer paragonu fiskalnego” – stwierdza resort w odpowiedzi na pytanie DGP. I podkreśla: „To numer kolejny paragonu jest numerem, który w sposób jednoznaczny identyfikuje paragon z NIP do kwoty 450 zł jako fakturę uproszczoną” (patrz ramka). 

Odpowiedź MF na pytania DGP

Paragon fiskalny do kwoty 450 zł brutto (100 euro) z numerem NIP nabywcy stanowi fakturę uproszczoną. (…) Faktura uproszczona jest traktowana jak standardowa faktura, na jej podstawie podatnik może w szczególności skorzystać z prawa do odliczenia podatku naliczonego, jak również zaliczyć wydatek do kosztów uzyskania przychodów. Paragon fiskalny uznany za fakturę uproszczoną musi zawierać podstawowe dane określone w przepisach o VAT, w tym m.in. „kolejny numer nadany w ramach jednej lub więcej serii, który w sposób jednoznaczny identyfikuje fakturę”. W przypadku paragonów fiskalnych to numer kolejny paragonu jest numerem, który w sposób jednoznaczny identyfikuje paragon z NIP do kwoty 450 zł jako fakturę uproszczoną (zgodnie z art. 106e ust. 1 pkt 2 ustawy o VAT).

Numer paragonu fiskalnego jest kolejnym elementem paragonu umieszczonym po łącznej wartości sprzedaży brutto przed numerem kasy i oznaczeniem kasjera.

(…) W przypadku paragonów fiskalnych uznanych za fakturę uproszczoną, a nie będących fakturą wystawioną za pomocą kasy rejestrującej, taki paragon nie powinien zawierać numeru faktury, tylko kolejny numer paragonu fiskalnego. 

opinia

Rozwiązanie sprzedawców jest ryzykowne

Zdzisław Modzelewski doradca podatkowy, partner GWW Tax

Winę za cały ten chaos ponosi wyłącznie Ministerstwo Finansów. Zamiast rozwiązać problem, generuje coraz więcej wątpliwości. A im więcej wątpliwości, tym więcej ryzyka. Rozwiązanie stosowane przez niektórych sprzedawców, którzy nie uznają paragonów z NIP (do 450 zł) za fakturę w rozumieniu VAT, jest ryzykowne, nie mówiąc o tym, że jest błędne. Jeśli do paragonu z NIP-em (do 450 zł) taki sprzedawca wystawi zwykłą fakturę, istnieje ryzyko uznania tej faktury za pustą fakturę (bo fakturą dokumentującą transakcję był przecież ten paragon z NIP). A to oznacza obowiązek zapłacenia po raz kolejny VAT przez sprzedawcę i brak prawa do odliczenia VAT przez nabywcę (bo nie ma prawdziwej faktury, czyli paragonu z NIP).

Osobiście uważam, że paragon z NIP (do 450 zł) jest fakturą, bo daje nabywcy prawo do odliczenia. Wątpliwości związane z numeracją, korektami lub duplikatami niczego nie zmieniają, bo można je łatwo wytłumaczyć.

Jednak, skoro jest tyle wątpliwości związanych ze stosowaniem tych przepisów, to aż się prosi, aby MF wydało interpretację, w której stwierdziłby mniej więcej coś takiego: paragon z NIP (do 450 zł) jest fakturą, ale jeśli strony uznają, że chcą wystawić do tej sprzedaży zwykłą fakturę (paragon z NIP jest zwracany, utylizowany itp.), to wówczas ten drugi dokument jest fakturą w rozumieniu VAT. Jeśli nabywca odliczyłby VAT z obu dokumentów (paragonu i zwykłej faktury), to i tak wyjdzie to w JPK. 

opinia

Problem zwiększy znaczenie od 2021 r.

Janina Fornalik doradca podatkowy i partner w MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy

Zamieszanie jest rezultatem błędnej wykładni przepisów przez organy podatkowe, które uznają, że paragon z NIP do 450 zł jest każdorazowo fakturą uproszczoną. W całym tym bałaganie dobrym rozwiązaniem praktycznym wydaje się wpisywanie na paragonie adnotacji, że nie jest on fakturą uproszczoną, w sytuacji gdy nie zawiera numeru kolejnego faktury, który to numer jest elementem wymaganym na fakturze uproszczonej. Sprzedawca zabezpiecza się w ten sposób przed ryzykiem uznania przez organy, że wystawił dwie faktury i musi zapłacić VAT dwukrotnie.

Nadal sytuacja nie jest w pełni jednoznaczna, ponieważ skrajnie restrykcyjny urzędnik może stwierdzić, że mimo tej adnotacji paragon jest fakturą, a za numer faktury należy przyjąć numer paragonu. Jednak moim zdaniem intencja sprzedawcy wpisującego taką adnotację na paragonie powinna być decydująca, zwłaszcza w kontekście przepisów, które pozwalają uznać paragon za fakturę. Problem może mieć wówczas nabywca, jeśli nie zauważy tej adnotacji, potraktuje paragon jak fakturę i odliczy z niego VAT.

Konieczne jest pilne ujednolicenie wykładni przepisów w tym zakresie przez Ministerstwo Finansów w formie interpretacji ogólnej. Zwłaszcza że problem nabierze jeszcze większego znaczenia od stycznia 2021 r., gdy każdy paragon z NIP do 450 zł będzie musiał być wykazywany w nowym JPK i oznaczany nowymi kodami. 

]]