Maląg: Budżet Korpusu Wsparcia Seniorów wynosi 100 mln zł

<![CDATA[

Maląg tłumaczyła PAP, że 100 mln zł to pieniądze, które trafiają do gmin jako wsparcie w realizacji zadań przewidzianych w Korpusie. "Gmina, w ramach otrzymanych pieniędzy, ma kilka możliwości na zorganizowanie i realizację usługi: może zatrudnić nowych pracowników, wypłacić dodatki pracownikom realizującym zadania, czy też skorzystać ze wsparcia wolontariuszy i organizacji pozarządowych" - mówiła. " Środki na program zostały przekazane do wojewodów i to oni kierują je dalej, do poszczególnych gmin. Jesteśmy w stałym kontakcie z ośrodkami pomocy społecznej i wydziałami polityki społecznej urzędów wojewódzkich. Odpowiadamy na każde pytanie i wątpliwości związane z funkcjonowanie Korpusu" - przekonywała szefowa MRiPS.

Środki na sfinansowanie przedsięwzięcia w wysokości wspomnianych 100 mln zł przyznano z podziałem na województwa, według liczby seniorów powyżej 70 roku życia. Następnie wojewodowie dokonali podziału otrzymanej kwoty na poszczególne gminy, tu również uwzględniając liczbę osób powyżej 70 roku życia w tych gminach.

W ramach programu każda gmina, która otrzyma wsparcie finansowe, będzie rozliczana z organizacji i realizacji usługi wsparcia. Mieszczą się one w zakresie przedmiotowym programu w zależności od formy, na którą zdecyduje się gmina.

"Środki z programu nie będą rozliczane w oparciu o liczbę seniorów, lecz o formę realizacji usługi wsparcia" - podkreśliła Maląg.

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej deklaruje, że jest w stałym kontakcie operacyjnym z ośrodkami pomocy społecznej i wydziałami polityki społecznej urzędów wojewódzkich w zakresie realizacji programu. Na bieżąco także odpowiada na ich zapytania.

Resort przygotował komunikat w sprawie rozliczana środków z programu, w którym wskazano przykładowe wydatki kwalifikowalne w ramach programu. Przygotowany został również wzór sprawozdania z realizacji programu, który został przesłany do wydziałów polityki społecznej.

Maląg wskazała również, że ważne jest aby gminy, które realizują objęły priorytetowym wsparciem osoby starsze, samotne, powyżej 70 roku życia, które zgłaszają się przez infolinię bądź bezpośrednio do ośrodka, lub są znane gminie". "Kluczowym założeniem programu +Wspieraj seniora+ jest bowiem to, aby w tym trudnym czasie nie zostały on same i otrzymały pomoc w dostarczeniu potrzebnych im rzeczy" - wskazała.

Seniorzy potrzebujący pomocy mogą o nią poprosić dzwoniąc pod numer telefonu 22 505 11 11.

Natomiast wolontariusze, którzy chcą pomagać seniorom, mogą zgłosić się przez internet, wypełniając ankietę na stronie www.wspierajseniora.pl lub osobiście, w lokalnym ośrodku pomocy. Oprócz wolontariuszy, w pomoc w ramach Korpusu zaangażowane są też Wojska Obrony Terytorialnej i pracownicy pomocy społecznej. Ich zadaniem jest pomoc osobom starszym w czynnościach, które wymagają wyjścia z domu, a które utrudnione są przez panującą pandemię.

]]

Marczuk: Partycypacja na poziome 30-40 proc. po dwóch etapach wdrażania PPK, to dobry w wynik

<![CDATA[

Wiceprezes PFR zaznaczył, że choć termin podpisywania tzw. umów o prowadzenie PPK w małych i średnich przedsiębiorstwach minął 10 listopada, to dane do systemu PFR czas spływają.

Jak dodał, z danych PFR wynika, że MŚP podpisały ponad 53 tys. tzw. umów o zarządzanie z instytucjami finansowymi, które zarządzają aktywami PPK. Termin ich podpisywania minął 27 października. "To oznacza, że 90 proc. z 60 tys. które ustawą o PPK zostały zobowiązane, by w drugim etapie włączyć się do systemu PPK, zrealizowało zadanie. Liczę, że jeszcze część tych umów do nas trafi, a pozostałe przedsiębiorstwa, będziemy musieli wezwać do zawarcia tych umów" - powiedział wiceprezes.

Zaznaczył jednak, że brak umowy o zarządzanie może wynikać nie ze złej woli przedsiębiorcy, ale np. z braku wiedzy, świadomości, czy zwykłego gapiostwa właścicieli firm. "Nie zamierzamy na razie sięgać po sankcje, ponieważ w pierwszym etapie wrażania systemu też mieliśmy firmy, którym musieliśmy przypomnieć o nowym obowiązku" - powiedział. Dodał, że obecny etap nie odbiega od tego, co się działo w ubiegłym roku podczas I fali, gdy do PPK przystępowały największe przedsiębiorstwa zatrudniające powyżej 250 pracowników. Przypomniał, że partycypacja, czyli uczestnictwo pracowników w programie, wyniosło wówczas blisko 40 proc.

Jesienią tego roku nastąpił drugi etap włączania polskich przedsiębiorstw do systemu powszechnego oszczędzania na emerytury. Teraz do PPK przystępowały firmy zatrudniające od 50 do 249 pracowników (II fala) oraz zatrudniające od 20 do 49 osób (III fala).

Marczuk, pytany o to, jakiej spodziewa się partycypacji w PPK wśród "średniaków", powiedział, że może ona być nieco niższa niż w I fali, ze względu na pandemię koronawirusa, osłabienie wzrostu gospodarczego i trudną sytuację firm. "Spodziewamy się, po dwóch etapach wdrażania PPK, czyli po wejściu I, II, III fali partycypacja łącznie wyniesie ok. 30-40 proc. To, moim zdaniem, będzie dobry wynik, biorąc pod uwagę obecne okoliczności i naszą przeszłość" - wskazał.

Zaznaczył też, że aktywa PPK przekraczają obecnie 2,3 mld zł, a liczba uczestników systemu nie maleje. Wręcz przeciwnie - rośnie - ponieważ część pracowników z firm, które przystępowały do systemu w I fali zdecydowała się do PPK dołączyć. "Ludzie przekonują się jak efektywny jest to sposób oszczędzania i chcą mieć pieniądze na tzw. czarną godzinę" - powiedział.

Dodał, że po zakończeniu wdrażania PPK łączna liczba uczestników będzie zapewne oscylować wokół 4-4,5 mln i "to będzie prawdziwy przełom, jeśli chodzi o dodatkowe oszczędzanie na jesień życia, biorąc pod uwagę, że przed wdrożeniem PPK do dodatkowego oszczędzania w IKE, IKZE i PPE udało się namówić przez 20 lat zalewie 700 tys. Polaków".

Pracownicze Plany Kapitałowe to dobrowolny i powszechny system długoterminowego oszczędzania. Do programu może przystąpić każdy zatrudniony, który podlega obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym. Oszczędności tworzone będą wspólnie przez pracowników, pracodawców oraz państwo.

Tzw. podstawowe wpłaty do PPK, finansowane przez pracowników i pracodawców, wynoszą: 2 proc. wynagrodzenia brutto, które zapłaci pracownik (przy czym osoby zarabiające mniej niż 120 proc. minimalnego wynagrodzenia mogą wnioskować o obniżenie składki do 0,5 proc.); 1,5 proc. wynagrodzenia brutto pracownika, które ma wpłacać pracodawca.

Dopłata z Funduszu Pracy wynosi 20 zł miesięcznie, co w skali roku daje 240 zł. Dodatkowo, w pierwszym roku pracownicy otrzymują także tzw. wpłatę powitalną w wysokości 250 zł.

Do systemu zostają automatycznie zapisani pracownicy w wieku od 18 do 55 lat. Pozostali, którzy przekroczyli 55. rok życia, mogą przystąpić do PPK na własny wniosek. Wszyscy mają prawo w dowolnym momencie zrezygnować z udziału w PPK, a także do nich przystąpić.

Zgodnie z ustawą, która weszła w życie w styczniu 2019 r., od 1 lipca 2019 roku jako pierwsze do systemu weszły największe przedsiębiorstwa, zatrudniające co najmniej 250 osób.

Ostatni etap wrażania systemu rozpocznie się od stycznia 2021 r., kiedy to do PPK będą przystępować instytucje publiczne. Umowy o zarządzanie powinny one zawrzeć najpóźniej do 26 marca 2021 r., a o prowadzenie - do 10 kwietnia 2021 r.

]]

Znowu bez przełomu w funduszu alimentacyjnym

<![CDATA[

1 października rozpoczął się nowy okres świadczeniowy w funduszu alimentacyjnym (FA), który przewiduje pomoc finansową dla osób nieotrzymujących należnych pieniędzy na dzieci. Wsparcie jest przyznawane tym rodzinom, w których dochód nie przekracza 900 zł na jedną osobę. Jednak mimo tego, że próg został podniesiony – jeszcze do końca września wynosił 800 zł – to z informacji przekazywanych przez ośrodki pomocy społecznej (OPS) wynika, że nie spowodowało to odwrócenia tendencji spadkowej w liczbie dzieci objętych świadczeniami z FA, jaka była obserwowana w poprzednich latach. Próg zamrożony był tak długo, że z systemu wypadło zbyt wiele rodzin – w momencie wprowadzania stanowił prawie 65 proc. płacy minimalnej, obecnie – niespełna 35 proc.

Mniej wniosków

Dalsze zmniejszanie się liczby uprawnionych do pieniędzy funduszu zostało odnotowane m.in. w Białymstoku, Katowicach, Rzeszowie i Lublinie.

– Do tej pory przyznaliśmy 1689 świadczeń z FA na nowy okres, podczas gdy w tym samym momencie 2019 r. mieliśmy ich 1821 – mówi Magdalena Suduł, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie (MOPR) w Lublinie.

Podobnie jest w Poznaniu i we Wrocławiu, w których od października pomoc finansową otrzymuje odpowiednio 1889 i 1722 dzieci, natomiast rok wcześniej było ich 2267 i 2098. Z kolei w Szczecinie wydanych zostało 1315 pozytywnych decyzji na nowy okres świadczeniowy – o 740 mniej niż w tym samym czasie 2019 r. W Gdańsku zaś decyzji przyznających pomoc z FA jest 1357 – rok temu było ich zaś 1528.

Jednocześnie gminy zwracają uwagę, że nie rozpatrzyły jeszcze wszystkich wniosków, bo na zakończenie postępowań w sprawie tych, które wpływały do nich w październiku i listopadzie, mają więcej czasu. W efekcie statystyki przyznanych świadczeń pewnie jeszcze pójdą w górę, ale nie będzie to znaczący wzrost.

– Wynika to z ogólnej liczby złożonych wniosków, których mamy mniej. W naszym przypadku od lipca, gdy rodzice mogli zacząć je składać, do połowy listopada wpłynęło ich o 10 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2019 r. – wskazuje Katarzyna Tynkowska, zastępca dyrektora Gdańskiego Centrum Świadczeń.

W Katowicach dotychczasowa liczba złożonych wniosków jest zaś niższa od tej sprzed roku o 15 proc.

Obniżona pomoc

Co ważne, oprócz wyższego progu dochodowego, od tego okresu świadczeniowego zaczęła w FA obowiązywać zasada „złotówka za złotówkę”. Dzięki jej stosowaniu szansę na uzyskanie pieniędzy na dzieci mają rodziny, w których kryterium nie jest przekroczone o dużą kwotę. Zgodnie z tą regułą, gdy dochód przewyższa próg o kwotę mniejszą niż kwota świadczenia z FA, wsparcie zostanie przyznane w formie różnicy między jej wysokością a tym, ile wyniosło przekroczenie. I chociaż wydawało się, że dzięki temu mechanizmowi więcej osób będzie mogło otrzymać pieniądze na dzieci, to okazuje się, że pomniejszonych świadczeń nie ma zbyt wiele.

– Na 736 świadczeń tych wypłacanych na podstawie zasady „złotówka za złotówkę” jest 23, choć spodziewaliśmy się, że będzie ich więcej – informuje Kamila Popiela, rzecznik Toruńskiego Centrum Świadczeń Rodzinie.

W Rzeszowie przyznano ich do tej pory 18, w Poznaniu 39, we Wrocławiu 41, a w Lubinie 70. Z kolei w Białymstoku decyzje w oparciu o zasadę „złotówka za złotówkę” stanowią 2,8 proc. wszystkich pozytywnych rozstrzygnięć, w Gdańsku 3,6 proc., a w Szczecinie 2,2 proc.

Co ciekawe, również w zasiłkach rodzinnych, gdzie ta reguła jest wykorzystywana od 2016 r., nie ma dużej liczby świadczeń wypłacanych na jej podstawie (w I półroczu br. 124 tys. miesięcznie na 1,7 mln zasiłków).

Stali klienci

Podstawową przyczyną tego, że podwyżka progu dochodowego połączona z wprowadzeniem mechanizmu „złotówka za złotówkę” nie spowodowała zwiększenia liczby wypłacanych świadczeń, jest to, że przez wiele lat kryterium było zamrożone. Od października 2008 r., kiedy ruszał FA w obecnej formule, aż do 30 września 2019 r. wynosiło bowiem 725 zł. Dopiero od października ub.r., czyli poprzedniego okresu świadczeniowego, próg wzrósł po raz pierwszy (do 800 zł), a od bieżącego po raz drugi. W tym samym czasie poprawiała się sytuacja dochodowa rodzin, bo rosły wynagrodzenia, w tym chociażby minimalna pensja, która jeszcze w 2008 r. wynosiła 1126 zł. W praktyce z roku na rok z systemu wsparcia wypadały kolejne rodziny i – podobnie jak ubiegłoroczna waloryzacja nie przełożyła się na wzrost liczby dzieci otrzymujących wsparcie z FA – wszystko wskazuje na to, że ten sam scenariusz powtórzy się teraz.

– Widzimy, że świadczenia z funduszu otrzymują przede wszystkim osoby, które nie osiągają żadnych dochodów, lub rodziny wielodzietne, gdzie można go podzielić przez większą liczbę osób. Natomiast rodzice, którzy zarabiają nawet niewiele więcej niż najniższe wynagrodzenie albo korzystają z ulgi podatkowej na dzieci podnoszącej ich dochód, przekraczają kryterium – podkreśla Marzena Szuleta, kierownik biura świadczeń rodzinnych Urzędu Miasta w Kaliszu.

Elwira Kochanowska-Pięciak, zastępca dyrektora MOPS w Rzeszowie, dodaje, że wśród świadczeniobiorców przeważają stali klienci, od lat korzystający z FA, a bardzo mało jest wniosków od nowych osób lub takich, które wracają po czasie, gdy nie spełniali progu dochodowego.

– Faktycznie mamy pojedyncze wnioski od zupełnie nowych osób. Przy czym może to być spowodowane nie tylko tym, że rodzice po swoich dochodach są w stanie stwierdzić, czy spełniają, czy przekraczają kryterium do FA, ale również brakiem informacji o jego podwyżce, bo nie była ona szeroko rozpowszechniana przez media – uważa Bogumiła Jastrzębska, kierownik działu świadczeń MOPS w Katowicach. 

]]

Nowe spółki jawne w podatkowym potrzasku

<![CDATA[

Spółka jawna powstaje dopiero z chwilą wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego i wtedy też zaczyna się jej rok obrotowy. Nie jest więc możliwe, aby jeszcze przed początkiem roku obrotowego złożyła fiskusowi informację o swoich wspólnikach. A tylko to ma być warunkiem zachowania prawa do podatkowej transparentności, czyli opodatkowania dochodu jedynie na poziomie wspólników (tak jak dziś).

Słowem, nowo powstałe spółki jawne nie uciekną przed CIT. I co więcej, nie będą już mogły wrócić do rozliczania się na zasadach właściwych dla spółek osobowych.

O to, w jaki sposób miałyby one wypełnić nałożony na nie obowiązek, spytaliśmy Ministerstwo Finansów. Do zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi z resortu.

Mogą być poprawki

Obowiązek informowania fiskusa przez spółkę o wspólnikach jeszcze przed rozpoczęciem roku obrotowego przewiduje uchwalona przez Sejm 28 października br. nowelizacja ustaw o CIT, PIT i ryczałcie od przychodów ewidencjonowanych.

Proces legislacyjny jeszcze się nie zakończył, dziś nowelizacją zajmie się senacka komisja bud żetu i finansów publicznych.

Eksperci liczą na poprawki. – Ich brak może oznaczać praktyczną likwidację lub znaczną marginalizację spółki jawnej jako formy prowadzenia działalności gospodarczej – komentuje Paweł Kuźmiak, doradca podatkowy i partner w DSK Kancelaria.

Niewykluczone, że poprawki zgłosi samo Ministerstwo Finansów. Informowaliśmy o tym wczoraj w artykule „Senat skoryguje ustawę o spółkach komandytowych”. Treść poprawek nie jest jeszcze przesądzona, jeśli MF w ogóle zdecyduje się na taki krok, to najprawdopodobniej będą to zmiany, które rekomendował biznes na spotkaniu z przedstawicielami resortu finansów.

Na liście postulatów znalazło się m.in. objęcie CIT-em tylko spółek komandytowych, których wspólnicy nie podlegają obowiązkowi podatkowemu w Polsce, a przy tym odłożenie tej zmiany do 2023 r. To mogłoby ułatwić przygotowania firmom poszkodowanym przez pandemię koronawirusa.

Niewykluczone też, że własne poprawki wprowadzą sami senatorowie albo zdecydują się całkowicie odrzucić ustawę w brzmieniu zaproponowanym przez Sejm. Wtedy izba niższa musiałaby odrzucić uchwałę o sprzeciwie Senatu bezwzględną większością głosów przy obecności przynajmniej połowy posłów.

Skutki nie tylko dla komandytowych...

O nowelizacji stało się głośno przede wszystkim z uwagi na opodatkowanie CIT-em spółek komandytowych oraz bardzo znaczące ograniczenie ulgi abolicyjnej dla pracujących za granicą.

Wielokrotnie na łamach DGP wskazywaliśmy na wady uchwalonych już przepisów. Pisaliśmy, że spółki komandytowe nie skorzystają z estońskiego CIT, a jeśli w tym celu chciałyby przekształcić się w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, to zapłacą daninę od przekształcenia. Ich wspólnicy nie rozliczą się też z fiskusem ryczałtem od przychodów ewidencjonowanych i to mimo znacznego poszerzenia prawa do takiej formy opodatkowania. Co więcej, stracą nabyte już prawa do rozliczenia w ramach ulgi badawczo-rozwojowej wydatków poniesionych na ten B+R.

…ale i dla jawnych

Ale kłopoty mogą też czekać wspólników wielu nowych spółek jawnych. To skutek art. 2 pkt 1 nowelizacji nakładającego CIT na spółki jawne, jeżeli ich wspólnikami nie są wyłącznie osoby fizyczne, a one same nie złożą fiskusowi przed rozpoczęciem roku obrotowego informacji o swoich wspólnikach (ani nie będą takiej informacji na bieżąco aktualizować).

Przepisy przejściowe (art. 21 nowelizacji) precyzują, że istniejące już spółki jawne powinny wypełnić ten obowiązek do 31 stycznia 2021 r. Natomiast te, które dopiero powstaną w przyszłym roku, powinny bezwzględnie zrobić to przed początkiem roku obrotowego.

– I tu właśnie tkwi pułapka, bo nowo zawiązane spółki jawne nie będą miały szans wypełnić tego obowiązku – zauważa Paweł Kuźmiak.

Wyjaśnia bowiem, że spółka jawna powstaje z chwilą wpisania jej do Krajowego Rejestru Sądowego. Mówi o tym wprost art. 251 kodeksu spółek handlowych. Jednocześnie jej rok obrotowy należy liczyć od momentu jej powstania, zgodnie z art. 12 ust. 1 pkt 1 ustawy o rachunkowości (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 351 ze zm.). Z przepisu tego wynika, że księgi rachunkowe otwiera się „na dzień rozpoczęcia działalności, którym jest dzień pierwszego zdarzenia wywołującego skutki o charakterze majątkowym lub finansowym”.

– Chodzi o dzień wpisu spółki do Krajowego Rejestru Sądowego, co wiąże się z powstaniem określonych relacji majątkowych pomiędzy spółką i jej wspólnikami, opłaceniem wkładów itp. Rok obrotowy spółki jawnej nie może zacząć się np. miesiąc po dacie wpisu do KRS – tłumaczy Radosław Piekarz, doradca podatkowy i partner w A&RT Rynkowska, Kosieradzki, Piekarz.

Nie uciekną od CIT

– To wszystko oznacza, że nowo tworzona spółka jawna, w której wspólnikiem będzie choć jedna osoba prawna, będzie musiała bezwzględnie płacić CIT. Nie będzie mogła w żaden sposób przed początkiem swojego roku obrotowego złożyć informacji o wspólnikach, bo wtedy jeszcze sama nie będzie istnieć – mówi ekspert.

Zwraca uwagę na to, że dla spółek jawnych nie przewidziano żadnej formy pośredniej, takiej jak spółka z o.o. w organizacji. Informacji nie złożą za nią także jej wspólnicy. Skutkiem tego nowo powstała spółka nie ucieknie przed CIT.

O to, w jaki sposób nowe spółki jawne miałyby wypełnić nałożony na nie obowiązek, spytaliśmy resort finansów. Do dnia zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi MF.

Na podobny problem zwracała uwagę jeszcze w trakcie prac legislacyjnych Konfederacja Lewiatan. W odpowiedzi resort finansów wskazywał jedynie, że „podatnikami CIT staną się wyłącznie te spółki jawne, których wspólnikami nie są wyłącznie osoby fizyczne i które nie ujawniły organowi podatkowemu ich tożsamości”. Resort wykluczał wtedy jakiekolwiek zmiany w tym zakresie.

Nie będzie odwrotu

Benedykt Rubak, radca prawny w Enodo Advisors, zwraca uwagę na to, że spółki jawne nie będą mogły wrócić do rozliczania się na zasadach właściwych dla spółek osobowych. Zadbał o to sam ustawodawca, zastrzegając w nowelizacji, że „spółka jawna posiada status podatnika odpowiednio od pierwszego dnia roku obrotowego, o którym mowa w ust. 3 pkt 1a lit. a, albo od dnia zaistnienia zmian w składzie podatników, o których mowa w ust. 3 pkt 1a lit. b, do dnia likwidacji spółki lub wykreślenia z właściwego rejestru”.

Dublowanie informacji

Ministerstwo Finansów od początku tłumaczyło, że chce opodatkować wyłącznie te spółki jawne, które nie ujawnią swoich wspólników, a przez to mogą zmierzać do uchylania się od opodatkowania.

Benedykt Rubak zwraca jednak uwagę na to, że zgodnie z kodeksem spółek handlowych i ustawą o Krajowym Rejestrze Sądowym (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1500 ze zm.) wszyscy wspólnicy spółek jawnych muszą figurować w rejestrze, o ile oczywiście dany podmiot rzetelnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Co więcej, także wspólnicy pośredni, tj. uprawnieni do udziału w zysku spółki jawnej „za pośrednictwem podmiotów niebędących podatnikami podatku dochodowego”, są znani organom państwowym. Od roku funkcjonuje bowiem Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych, w którym ujawniane są osoby fizyczne kontrolujące m.in. spółki jawne.

– Skoro wszystkie te informacje są powszechnie dostępne, to jaki jest cel nakładania na wspólników spółek jawnych kolejnych obowiązków sprawozdawczych i to pod tak surowymi sankcjami podatkowymi – pyta Benedykt Rubak.

Podwójny podatek i pełna odpowiedzialność

Ministerstwo Finansów nie przewidziało żadnej rekompensaty dla wspólników spółek jawnych za zmiany w ich podwójnym opodatkowaniu.

Efektem nowelizacji ustaw o CIT, PIT i ryczałcie ma być to, że podatek dochodowy zapłaci zarówno spółka jawna (jeżeli jej wspólnikami nie są wyłącznie osoby fizyczne, a ona sama nie zgłosi ich w terminie fiskusowi), jak i jej wspólnicy (tak jak obecnie). Nie zmienią się przy tym zasady odpowiedzialności wspólników za zobowiązania spółki – nadal będą oni odpowiadać całym swoim majątkiem.

To inne rozwiązanie niż przewidziane dla wspólników spółek komandytowych.

MF nie wyjaśniło w uzasadnieniu projektu nowelizacji, skąd to zróżnicowanie w podejściu do wspólników spółek jawnych i komandytowych. Być może – to jedynie domysły ekspertów – resort zakłada, że spółki jawne wskażą jednak swoich wspólników, dzięki czemu podatek zapłacą jedynie oni.

Z uzasadnienia projektu wynika, że celem objęcia CIT-em spółek komandytowych jest – poza chęcią walki z optymalizacjami podatkowymi – m.in. zlikwidowanie dysproporcji pomiędzy wspólnikami spółek z o.o. i akcjonariuszami spółek akcyjnych (którzy nie ponoszą odpowiedzialności za zobowiązania spółki, ale podlegają podwójnemu opodatkowaniu) a komandytariuszami spółek komandytowych (którzy również nie ponoszą pełnej odpowiedzialności za zobowiązania spółki, ale są jednokrotnie opodatkowani).

– Wyrazem tego wyrównania szans ma być objęcie komandytariuszy podwójnym opodatkowaniem (z ograniczonym zwolnieniem) oraz zapewnienie komplementariuszom prawa do proporcjonalnego obniżenia kwoty podatku – jako swoistej rekompensaty za ponoszenie ryzyka biznesowego – tłumaczy Benedykt Rubak, radca prawny, doradca podatkowy i menedżer w Enodo Advisors.

Podkreśla, że takiego wyrównania szans nie przewidziano dla wspólników spółek jawnych.

– W efekcie komplementariusz (odpowiadający za zobowiązania spółki komandytowej) będzie mógł obniżyć swój podatek z dywidendy o przypadający na niego proporcjonalnie CIT zapłacony przez spółkę, a wspólnik spółki jawnej (ponoszący takie samo ryzyko biznesowe) zapłaci podatek bez żadnego prawa do odliczenia – zwraca uwagę Benedykt Rubak.

]]

ZUS o zasiłku opiekuńczym dla medyków: Każda sprawa będzie rozpatrywana indywidualnie

<![CDATA[

Od 9 listopada rodzice ponownie mogą wnioskować o dodatkowy zasiłek opiekuńczy przyznawany w razie zamknięcia żłobka, przedszkola lub szkoły z powodu COVID-19. Z informacji na stronie ZUS wynika, że dodatkowy zasiłek opiekuńczy nie przysługuje jednak rodzicom zatrudnionym w podmiotach leczniczych oraz realizujących zadania publiczne w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19.

Rzecznik ZUS Paweł Żebrowski poinformował PAP, że Zakład wystąpił do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z pytaniem, jak interpretować takie przypadki.

"Czekamy na wytyczne. Chcę jednak zaznaczyć, że każda tego typu sprawa będzie rozpatrywana indywidualnie. Zdajemy sobie sprawę, że to jest trudny czas dla wszystkich rodziców. Dlatego przy decyzji o wypłacie świadczenia weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności" – powiedział.

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Matyja w poniedziałek zwrócił się do ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka o zmianę rozporządzenia, w którym zapisano, że szkoła jest zobowiązana zorganizować zajęcia opiekuńcze dla uczniów klas I-III, które są dziećmi osób zatrudnionych w podmiotach leczniczych i osób zaangażowanych w zwalczanie COVID-19. Według prezesa NRL przepis ten pozbawia prawa do zasiłku opiekuńczego m.in. lekarzy, a z drugiej strony pozbawia dzieci tych osób prawa do nauki, ponieważ w tym czasie szkoła zapewnia im jedynie opiekę, a nie naukę.

MEN w informacji przekazanej PAP podał, że uprawnienia do dodatkowego zasiłku w razie zamknięcia szkoły otrzymali wszyscy rodzice dzieci do 8 lat. Rzeczniczka prasowa resortu Anna Ostrowska podkreśliła, że "nie ma znaczenia, jaki zawód wykonują rodzice".

Wskazała również, że rodzice zatrudnieni w podmiotach leczniczych i zaangażowani w walkę z COVID-19 mogą skorzystać jednocześnie (dla swoich dzieci) z nauki zdalnej lub zajęć organizowanych w szkole oraz z zajęć opiekuńczo-wychowawczych organizowanych w świetlicy szkolnej. Dodała, że z informacji uzyskanych od kuratorów oświaty wynika, że uczniowie klas I-III, korzystający ze świetlicy szkolnej, mają zagwarantowaną oraz zorganizowaną naukę zdalną w szkole lub naukę w formie zajęć w szkole.

]]

Zwrot akcyzy dla rolników: 1 zł za litr wykorzystanego oleju napędowego

<![CDATA[

Chodzi o projekt rozporządzenia w sprawie stawki zwrotu podatku akcyzowego zawartego w cenie oleju napędowego wykorzystywanego do produkcji rolnej na 1 litr oleju w 2021 r.

"W 2021 r. stawkę zwrotu podatku akcyzowego zawartego w cenie oleju napędowego wykorzystywanego do produkcji rolnej ustala się w wysokości 1,00 zł na 1 litr oleju. (...) Rozporządzenie wchodzi w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia" - przewiduje projekt rozporządzenia.

Jak wyjaśniono w uzasadnieniu do projektu, zwrot podatku następuje za okresy sześciomiesięczne na podstawie wniosków złożonych przez producentów rolnych do wójta, burmistrza (prezydenta miasta) wraz z fakturami albo kopiami tych faktur oraz dokumentem wydanym przez kierownika biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - w przypadku ubiegania się przez producenta rolnego o zwrot podatku w odniesieniu do bydła. Dokument ów zawiera m.in. informacje o liczbie dużych jednostek przeliczeniowych (DJP) bydła posiadanego przez rolnika w określonych terminach poprzedniego roku.

Zwrot ustalany jest na podstawie powierzchni użytków rolnych, będących w posiadaniu lub współposiadaniu producenta rolnego, określonej w ewidencji gruntów i budynków oraz średniej rocznej liczby DJP posiadanego bydła.

Kwota zwrotu podatku ustalana jest jako iloczyn ilości oleju napędowego zakupionego przez producenta rolnego, wynikającej z faktur VAT, i stawki zwrotu podatku na 1 litr oleju napędowego, obowiązującej w dniu złożenia wniosku o zwrot podatku, w ramach rocznego limitu. Do obliczenia tego limitu wykorzystuje się m.in. stawkę zwrotu, powierzchnię użytków rolnych będących w posiadaniu lub współposiadaniu producenta rolnego, czy średnią roczną liczbę DJP bydła.

"Biorąc pod uwagę dane dotyczące zwrotu podatku akcyzowego, przewiduje się, że powierzchnia użytków rolnych, do której producenci rolni będą ubiegać się w 2021 r. o zwrot podatku akcyzowego zawartego w cenie oleju napędowego wykorzystywanego do produkcji rolnej, nie powinna przekroczyć 10,4 mln ha użytków rolnych oraz ok. 4 mln DJP bydła" - czytamy w uzasadnieniu.

"Mając na uwadze ustaloną w projekcie ustawy budżetowej na rok 2021 na postępowanie w sprawie zwrotu podatku i jego wypłatę kwotę 1 180 mln zł, w projekcie rozporządzenia proponuje się stawkę zwrotu części podatku akcyzowego na 1 litr oleju napędowego w wysokości 1,00 zł" - napisano.

Dodano, że wysokość kwoty zwrotu zaproponowana w projekcie nie przekracza limitu wyznaczonego w unijnej dyrektywie Rady w sprawie restrukturyzacji wspólnotowych przepisów ramowych dotyczących opodatkowania produktów energetycznych i energii elektrycznej.

]]

Prezes ZUS o pandemii: Wypłata emerytur, rent i zasiłków jest bezpieczna [WYWIAD]

<![CDATA[

Czy ZUS widzi tendencję wzrostową, jeśli chodzi o liczbę zwolnień lekarskich?

Ogólna liczba zwolnień lekarskich w październiku wyniosła 3,15 mln, co oznacza wzrost o 52 proc. w stosunku do września. W tym 2,91 mln wystawiono w związku z chorobą własną osoby ubezpieczonej. Tu jest największy wzrost w stosunku do poprzednich miesięcy. Nie widzimy znaczącego wzrostu liczby zwolnień z powodu opieki nad dzieckiem lub innym członkiem rodziny.

Czy spodziewacie się państwo, że liczba zwolnień lekarskich będzie dalej rosła?

Ogólna dynamika jest wzrostowa już od września. Jeszcze w sierpniu wystawiano 300 tys. zwolnień tygodniowo. We wrześniu było to 400 tys., a w październiku każdego tygodnia o 100 tys. więcej niż w poprzednim. Najcięższe są poniedziałki. Tylko 2 listopada wystawiono aż 256 tys. zwolnień. Pierwszy pełny tydzień listopada pokazał lekki spadek – do 717 tys. zwolnień. Ale początek poprzedniego tygodnia również odznaczał się lekkim spowolnieniem, co może oznaczać, że widzimy już pierwsze efekty wprowadzanych obostrzeń.

A jeśli chodzi o zwolnienia lekarskie wystawiane personelowi medycznemu? Część polityków sugeruje, że medycy uciekają na e-ZLA zamiast zajmować się pacjentami.

Na formularzach e-ZLA nie ma kodu zawodu, więc nie mamy dostępnych statystyk w podziale na lekarzy, pielęgniarki, położne, diagnostów, ratowników. We wrześniu lekarze wystawili pracownikom opieki zdrowotnej i pomocy społecznej 106 tys. zwolnień, a w październiku 231 tys., czyli ponad dwukrotnie więcej. Więc było to 6,5 proc., a w październiku 9 proc. wszystkich e-ZLA wystawionych z tytułu choroby własnej.

Co jest najczęstszą przyczyną zwolnień w przypadku personelu medycznego? Czy jest to COVID-19?

Zwolnienia z tego tytułu są oznaczane kodem klasyfikacji ICD – U07.1. Stanowiły one we wrześniu br. zaledwie 3 proc. zwolnień wystawionych pracownikom opieki zdrowotnej i pomocy społecznej. Zajmowały zatem szóstą lokatę na liście najczęstszych schorzeń tej branży. Na czole tej listy znajdowały się ostre zakażenia i zapalenia górnych dróg oddechowych, nosa, gardła. Kody J00 i J06 odpowiadały za 17 proc. zwolnień lekarskich dla tej grupy ubezpieczonych.

Inne częste przyczyny zwolnień w przypadku pracowników opieki zdrowotnej i pomocy społecznej to stany związane z ciążą (kod O26) – ok. 11 proc. we wrześniu i 5 proc. w październiku. Następnie zaburzenia korzeni rdzeniowych i splotów nerwowych (kod G54) – 5 proc. we wrześniu i 3 proc. w październiku. Kolejne to bóle grzbietu (kod M54) – 4 proc. we wrześniu i 2 proc. w październiku.

No to gdzie te zwolnienia z powodu COVID-19?

Trzeba wyjaśnić, że analizy statystyczne przeprowadzane przez ZUS dotyczą przede wszystkim zwolnień wystawionych osobom ubezpieczonym w ZUS. Wielu chorujących na COVID-19 to mogą być emeryci, renciści, rodziny osób ubezpieczonych, nieobjęci ubezpieczeniem chorobowym. Ponadto nie zawsze choremu jest potrzebne zwolnienie.

Od marca do września lekarze wystawili ogółem zaledwie 50 tys. zaświadczeń z tytułu COVID-19. Spośród tych zwolnień 18 proc. dotyczyło pracowników medycznych i pomocy społecznej. Jedna piąta to dość dużo. Poza tym odsetek ten może być pomniejszany przez pracowników pomocy społecznej, którzy występują w tej samej jednostce klasyfikacyjnej, co kadra medyczna.

Na większą skalę zwolnienia z powodu COVID-19 występują od października. Tylko w tym miesiącu wszystkim ubezpieczonym wystawiono aż 266 tys. zaświadczeń z tego tytułu. Spośród nich 19,5 proc. dotyczyło pracowników medycznych i pomocy społecznej. Można powiedzieć, że zwolnienia covidowe stanowiły 23 proc. ogółu, zajmując pierwszą lokatę na liście najczęstszych schorzeń tej branży.

Nawet te 266 tys. to wciąż mało. Z czego to wynika, skoro mamy dramatyczny wzrost zakażeń?

Obecnie na kwarantannie przebywa 405 tys. osób, a w izolacji 246 tys. Łącznie to 650 tys. osób, z których jedynie 68 proc. to osoby ubezpieczone w ZUS.

Większość osób chorych na COVID-19 nie otrzymuje zwolnienia lekarskiego, ponieważ nie jest im ono potrzebne. Podstawą do świadczeń z tytułu choroby oraz usprawiedliwieniem nieobecności w pracy jest obowiązek kwarantanny lub izolacji nakładany przez inspektora sanitarnego. Do niedawna ten obowiązek musiał być potwierdzony decyzją administracyjną, a obecnie ZUS sam pozyskuje z Centrum e-Zdrowia informacje o osobach, które objęto tymi środkami. Tych osób często nie będzie w bazie e-ZLA. Zwolnienia są zwykle wystawiane, kiedy już ktoś trafi do szpitala, a także oczywiście przez lekarzy, ale tylko jeśli choroba zostanie potwierdzona testem. Należy także przypuszczać, że COVID-19 jest prawdziwą przyczyną pewnej liczby zwolnień lekarskich wystawianych z tytułu chorób górnych dróg oddechowych. Trudno jednak oszacować skalę tego zjawiska.

A jak to wygląda w edukacji?

W edukacji również mieliśmy duży wzrost zachorowań. We wrześniu pracownikom tej branży wystawiono 155 tys. zwolnień lekarskich, a w październiku już 330 tys., czyli tu również wzrosły ponad dwukrotnie. Zwolnienia wystawione pracownikom edukacji stanowiły we wrześniu 9,5 proc. wszystkich e-ZLA z tytułu choroby własnej, a w październiku br. 13 proc.

A jeżeli chodzi o powody tych zwolnień? Na co nauczyciele chorują najczęściej?

Podobnie jak personel medyczny na choroby górnych dróg oddechowych, w tym ostre zapalenia i zakażenia nosa, gardła, zatok. W przypadku pracowników edukacji jednostki chorobowe z kodami J00, J01, J02 i J06 odpowiadały we wrześniu za prawie 40 proc. wszystkich zwolnień tej branży. Za 8 proc. e-ZLA odpowiadały stany związane z ciążą. Dopiero na dziesiątym miejscu, po chorobach układów kostnego, oddechowego, zaburzeniach psychicznych, 1 proc. zwolnień związany był z COVID-19. Z kolei w październiku choroby dróg oddechowych wciąż powodowały 38 proc. zwolnień, jednak COVID-19 zajmował już trzecią pozycję – 13 proc. zwolnień dla tej branży.

Na ile jesteście państwo w stanie zweryfikować, które z tych zwolnień są wystawiane nieprawidłowo, nie chcę powiedzieć „na lewo”?

Kontrolujemy prawidłowość wystawiania zwolnień lekarskich zarówno na wniosek pracodawców, jak i z własnej inicjatywy. Mamy wypracowany katalog kryteriów, według których typujemy e-ZLA do kontroli. Aby była jasność, nie mamy specjalnych zasad w stosunku do zwolnień wystawianych pracownikom opieki zdrowotnej czy edukacji. To się odbywa na zasadach ogólnych.

Jakie zwolnienia idą do kontroli w pierwszej kolejności?

Takie, które budzą nasze wątpliwości ze względu na np. zbyt długi okres niezdolności do pracy z tytułu określonego schorzenia. Po drugie zwolnienia ubezpieczonych, którzy często korzystają z krótkotrwałych zwolnień albo którzy otrzymują je z tytułu choroby naprzemiennie ze zwolnieniami na sprawowanie opieki nad członkiem rodziny. Również kontrolujemy zwolnienia osób uzyskiwane od różnych lekarzy z tytułu innych schorzeń. Sprawdzamy zwolnienia osób, które nie stawiają się na wezwanie do badania przed lekarzem orzecznikiem ZUS albo którym już w przeszłości skróciliśmy zwolnienie. Również zwolnienia wystawiane przez lekarzy z bardzo odległych miejsc w stosunku do osoby ubezpieczonej albo z tytułu tej samej choroby wystawione po przerwie dłuższej niż 60 dni, ponieważ taka przerwa powoduje powstanie nowego okresu zasiłkowego.

A czy więcej pracodawców z zakresu ochrony zdrowia prosi o kontrolę zwolnień lekarskich?

W październiku br. nie zaobserwowaliśmy wzrostu w tym zakresie. Jako ZUS zawsze jesteśmy jednak gotowi wesprzeć płatników składek w kontroli zarówno prawidłowości wystawania, jak i wykorzystywania e-ZLA.

Ile zwolnień lekarskich w ogóle zostało przez ZUS podważonych?

Od marca do września br. skontrolowaliśmy 189 tys. wystawionych e-ZLA. W wyniku tych kontroli skróciliśmy 2,2 tys. Dla porównania w całym ubiegłym roku skróciliśmy 15 tys. Kwota cofniętych zasiłków chorobowych z tego tytułu to 2,2 mln zł. Na dodatek pięciu lekarzom cofnęliśmy upoważnienie do wystawiania zwolnień. W całym ubiegłym roku odzyskaliśmy 8,5 mln zł.

Warto zaznaczyć, że kontrolujemy także sposób wykorzystywania zwolnienia lekarskiego przez osoby ubezpieczone. Jego celem jest bowiem odzyskanie zdolności do pracy. W pierwszym półroczu tego roku kontrola dotyczyła 42 tys. osób w związku z nieprawidłowym wykorzystaniem ZLA. W przypadku 6,6 tys. osób cofnęliśmy zasiłki na łączną kwotę 10,1 mln zł.

Czy na podstawie tych wszystkich danych uprawnione jest mówienie przez polityków, że personel medyczny unika pracy, ucieka na zwolnienia lekarskie?

Nie mamy w ZUS danych, które by pokazywały masowe zwolnienia lekarskie z tytułu COVID-19.

Czyli namawiamy do większej odpowiedzialności za słowa?

Za swoje słowa zawsze trzeba być odpowiedzialnym.

Mamy obecnie do czynienia z kolejnymi obostrzeniami w prowadzeniu działalności, w praktyce to kolejny lockdown. Na ile ZUS jest gotowy na jego drugą odsłonę? Czy może się on odbić na finansach zakładu?

Od lipca polepszyły nam się miesięczne wpływy składkowe do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Są one o ok. 6 proc. wyższe niż ubiegłym roku. Od kwietnia do czerwca przysługiwało zwolnienie ze składek, które oczywiście oznaczało, że 8,4 mld zł nie płynęło do FUS z tego tytułu. Druga fala ograniczeń w funkcjonowaniu gospodarki oczywiście też może nieco utrudnić sytuację, ale wypłata emerytur, rent i zasiłków jest bezpieczna, m.in. dzięki finansowaniu z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19.

W realizacji jest tzw. piąta tarcza, dzięki której przedsiębiorcy z branży turystycznej też mogą nie płacić przez miesiąc składek.

Tak, ale to rozwiązanie dotyczy tylko niektórych branż, a nie wszystkich płatników. Poza tym szykujemy się już na tarczę szóstą. Ona też obejmie tylko wybrane branże. Są też przewidziane warunki spadku przychodów i to nie o 15 proc., jak na wiosnę, ale 40–75 proc. To zupełnie inna skala. Tamte rozwiązania pomogły ok. 2 mln firm i ochroniły 6,5 mln miejsc pracy.

Mamy jednak zamknięte galerie handlowe, kina, teatry, muzea. W zasadzie jesteśmy w punkcie wyjścia, w którym byliśmy w połowie marca. Skala pomocy będzie musiała być znacznie większa.

Jeżeli rząd przedstawi kolejne propozycje, będziemy to analizować. Na razie jesteśmy osaczeni wzrostem zachorowań, nie tylko z powodu COVID-19. Ubezpieczeni nie pracują również z powodu innych infekcji. Mamy też sezon grypowy.

Tylko to nie jest powodem lockdownu. Nie jest nim nieżyt górnych dróg oddechowych, ale COVID-19. Jak się okazuje, na którymś miejscu, jeżeli chodzi o zwolnienia lekarskie, ale jednak rząd podejmuje takie, a nie inne decyzje, co się odbija na gospodarce.

Oczywiście, ale być może bez ograniczeń w sferze gospodarczej COVID-19 królowałby również w statystyce zwolnień. Mogę tylko powtórzyć, że jeżeli rząd przedstawi kolejne pomysły na wsparcie firm, będziemy je dla niego oceniać pod kątem skutków finansowych krótko- i długookresowych. Ale trzeba pamiętać, że wszystkie te rozwiązania oznaczają dodatkowe zobowiązania dla państwa. Opanowanie tych zobowiązań zajmie zapewne lata.

Mogą one być nie do udźwignięcia dla państwa? Również dla finansów ZUS?

Zależy, jakie decyzje podejmie rząd. To wszystko musiałoby być starannie przeanalizowane, policzone: na jaki okres takie wsparcie, do kogo adresowane i czy to byłaby recepta na to, żeby przetrwać i w efekcie wrócić za jakiś czas do normalności. Obecnie jesteśmy na etapie prac nad szóstą tarczą. Jest ona w trakcie procedowania legislacyjnego. Natomiast, czy będziemy pracować nad siódmą, ósmą, dziewiątą, dziesiątą tarczą? Zobaczymy, co przyniosą najbliższe tygodnie i miesiące oraz jakie będą oczekiwania. My w ZUS i tak od marca pracujemy dzień i noc.

]]

Fiskus chce VAT, nawet gdy nie było transakcji

<![CDATA[

Inaczej orzekł Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 13 lutego 2020 r. (sygn. akt I FSK 1382/17).

Interpretacja dyrektora KIS dotyczyła podatniczki handlującej towarami używanymi. Skupuje je ona od osób fizycznych, a następnie odsprzedaje w ramach procedury VAT-marża. Często zawiera przedwstępne umowy sprzedaży, na podstawie których wpłacała przyszłym sprzedającym zaliczki. Mogą oni jednak odstąpić od transakcji, pod warunkiem zapłaty odstępnego.

Podatniczka nabrała wątpliwości, czy słusznie nalicza 23 proc. VAT od odstępnego. Uważała, że kwota otrzymana z tytułu odstąpienia od umowy przedwstępnej, czyli z powodu rezygnacji z zawarcia umowy przyrzeczonej, w ogólne nie podlega opodatkowaniu, bo jest to rodzaj odszkodowania.

To wynagrodzenie

Dyrektor KIS stwierdził jednak, że odstępne jest wynagrodzeniem, bo zgodę na wcześniejsze odstąpienie od umowy należy traktować jako odpłatne świadczenie usług. Wskazał, że kwota ta zabezpiecza interesy spółki (na wypadek rezygnacji z transakcji przez zbywającego), natomiast korzyścią dla sprzedawcy jest możliwość odstąpienia od umowy przyrzeczonej.

Na potwierdzenie powołał się na prawomocny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach z 23 maja 2018 r. (sygn. akt III SA/Gl 159/18), który zapadł w identycznym stanie faktycznym.

Nie ma podatku

Inny wniosek płynie z wyroku NSA z 13 lutego 2020 r. (sygn. akt I FSK 1382/17). Sąd orzekł, że odstępne nie podlega VAT, bo nie jest to zapłata za wyrażenie zgody na odstąpienie od umowy. Dotyczy czynności jednostronnej, ponieważ odstąpienie od umowy jest realizacją uprawnienia przysługującego sprzedającemu – stwierdził NSA.

Wyjaśnił, że odstępne jest rodzajem rekompensaty za niespełnienie zobowiązania wynikającego z umowy przedwstępnej (zobowiązania do zawarcia umowy przyrzeczonej). Nie ma tu miejsca zgodne zakończenie umowy, bo nie doszło w ogóle do jej zawarcia – wyjaśnił sąd kasacyjny (pisaliśmy o tym w artykule „Odstępne nie jest opodatkowane”, DGP nr 32/2020)

Inaczej natomiast NSA orzeka w sprawach, gdy umowa doszła do skutku i usługa, np. najmu, była świadczona. Przykładowo w wyroku z 7 marca 2018 r. (sygn. akt I FSK 794/16) NSA uznał, że wynagrodzenie za rozwiązanie przed terminem umowy najmu stanowi wynagrodzenie za usługę. 

Interpretacja indywidualna dyrektora KIS z 23 września 2020 r., sygn. 0113-KDIPT1-1.4012.523.2020.3.ŻR

]]

E-papierosy nawet z 25-krotnie niższą akcyzą od tradycyjnych papierosów

<![CDATA[

• Ministerstwo Finansów ustaliło stawkę akcyzy na 0,55 zł za 1 ml płynu do e-papierosów oraz około 305,39 zł za kg tytoniu w przypadku podgrzewaczy.

• Wkłady z płynami do e-papierosów są produktami opodatkowanymi najniżej spośród wszystkich na rynku. Ich producentami są międzynarodowe koncerny tytoniowe.

• Producenci wkładów z płynami do e-papierosów płacą nawet 25-krotnie niższą akcyzę niż producenci papierosów i 5-krotnie niższą niż producenci podgrzewaczy tytoniu.

• Najwyższą akcyzę płacą producenci podgrzewaczy tytoniu (1,95 zł) oraz małe i średnie polskie firmy, produkujące płyny do e-papierosów do tzw. systemów otwartych (2,31 zł).

Według raportu KANTAR dla Krajowej Izby Gospodarczej, segment e-papierosów w Polsce dzieli się na dwie części:

1. Otwarte systemy e-papierosowe – ze zbiornikiem na płyn do samodzielnego uzupełniania. Wśród producentów płynów dominują polskie małe i średnie firmy.

2. Zamknięte systemy e-papierosowe – na gotowe wkłady z płynem. Wśród producentów płynów dominują międzynarodowe koncerny tytoniowe.

Ministerstwo Finansów w 2017 roku ustaliło, że średnie dzienne zużycie płynu do e-papierosów ogółem wynosi 3 ml. Wysokość stawki akcyzowej resort określił na 0,55 zł za 1 ml płynu. Szacunki te potwierdziło badanie KANTAR na zlecenie Krajowej Izby Gospodarczej. W rezultacie uśrednione obciążenie nowym podatkiem producentów płynów do e-papierosów wynosi 1,65 zł (3 ml x 0,55 zł). Najniższy podatek płacą międzynarodowi producenci sprzedający płyny we wkładach o pojemnościach: 0,7 ml, 1,7 ml i 2 ml.

W przypadku drugiej alternatywy do papierosów na polskim rynku, czyli podgrzewaczy tytoniu, wysokość podatku płaconego przez ich producentów wyniesie około 1,95 zł na paczce takich wyrobów (ok. 6,4 g tytoniu x 305,39 zł). W Polsce sprzedają je dwa podmioty.

Największe dysproporcje w wysokości akcyzy płaconej przez producentów zachodzą między otwartymi a zamkniętymi systemami e-papierosowymi. Wynikają one z różnic technologicznych między urządzeniami, które przekładają się na różnice w średnim dziennym zużyciu płynów:

• W otwartych systemach e-papierosowych (starsza generacja e-papierosów, ze zbiornikiem na płyn) średnie dzienne zużycie płynu wynosi 4,2 ml. Ich producenci (polskie firmy z sektora MŚP) płacą tym samym średnio 2,31 zł akcyzy.

• W zamkniętych systemach e-papierosowych (nowsza generacja e-papierosów, na wkład z płynem) średnie dzienne zużycie płynu wynosi 1,1 ml. Ich producenci (międzynarodowe koncerny tytoniowe) płacą tym samym średnio 0,60 zł akcyzy.

W rezultacie e-papierosy na wkłady z płynem (zamknięte systemy e-papierosowe) są najbardziej preferencyjnie opodatkowaną kategorią spośród wszystkich na rynku. Ich producenci za wkład z płynem o pojemności 0,7 ml płacą 0,38 zł akcyzy. Międzynarodowe koncerny produkujące takie płyny płacą dziś zatem nawet 5-krotnie mniejszą akcyzę niż producenci podgrzewaczy tytoniu, prawie 6-krotnie mniejszą niż polscy producenci płynów do e-papierosów z sektora MŚP oraz blisko 25-krotnie mniejszą niż producenci tradycyjnych papierosów (średnia akcyza na paczce papierosów wynosi ponad 9 zł).

Badanie Kantar zostało przeprowadzone na zlecenie Krajowej Izby Gospodarczej metodą CAWI, na grupie ponad 400 użytkowników e-papierosów w Polsce.

]]

Naczelna Izba Lekarska: Przepis MEN podwójnie krzywdzący dla medyków

<![CDATA[

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Matyja zwrócił się do ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka z prośbą o pilną zmianę rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 12 sierpnia 2020 r. w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Wyjaśnił, że chodzi tutaj o zmianę przepisu – § 2c – dodanego rozporządzeniem z 5 listopada 2020 roku.

Samorząd lekarski zaznaczył, że kwestionowany przepis jest podwójnie krzywdzący, bo "„z jednej strony pozbawia osoby zatrudnione w podmiotach wykonujących działalność leczniczą, w tym także lekarzy, prawa do zasiłku opiekuńczego z tytułu zamknięcia szkoły, z drugiej natomiast strony pozbawia dzieci tych osób prawa do nauki, ponieważ w tym czasie szkoła zapewnia im jedynie opiekę, a nie zapewnia nauki".

Ponadto samorząd przypomniał, że z przepisu w okresie między 9 a 29 listopada 2020 r szkoła ma zapewniać dzieciom osób zatrudnionych w podmiotach wykonujących działalność leczniczą wyłącznie opiekę.

"Przepis nie przewiduje obowiązku zapewnienia nauki tej grupie dzieci. Zatem o ile pozostałe dzieci realizują program nauczania w trybie nauki zdalnej, a ich rodzice korzystają z prawa do zasiłku opiekuńczego, o tyle dzieci osób zatrudnionych w podmiotach leczniczych będą korzystały jedynie z opieki w szkole, bez nauczania, a ich rodzice nie mogą skorzystać z zasiłku opiekuńczego" – zauważono.

Zdaniem prezesa NRL mogą powstać wobec tego trudne do nadrobienia zaległości programowe, co jest nie do zaakceptowania w przypadku dzieci dopiero rozpoczynających naukę szkolną, czyli w klasach I-III. W piśmie zwrócono też uwagę, że nie wyjaśniono w jaki sposób miałby zostać nadrobione zaległości programowe tych dzieci, które powstaną przez w tym okresie.

Jednocześnie samorząd lekarski odniósł się do możliwość skorzystania z dodatkowego zasiłku opiekuńczego przez rodziców dzieci, które nie uczęszczają obecnie do szkół. Kwestia ta została uregulowana w rozporządzeniu Rady Ministrów z 5 listopada 2020 r. w sprawie określenia dłuższego okresu pobierania dodatkowego zasiłku opiekuńczego w celu przeciwdziałania COVID-19. Wyjaśnił dalej, że zgodnie z tą regulacją dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje w przypadkach zamknięcia szkoły lub innej placówki, do których uczęszcza dziecko, albo niemożności sprawowania opieki przez nianię lub dziennego opiekuna z powodu COVID-19, jednak nie dłużej niż do dnia 29 listopada 2020 r.

"Z wyjaśnień ZUS wynika, że dodatkowy zasiłek opiekuńczy nie przysługuje rodzicom zatrudnionym w podmiotach wykonujących działalność leczniczą, czyli także lekarzom, ponieważ szkoła podstawowa ma obowiązek zapewnić opiekę dzieciom tych osób uczęszczającym do klas I–III" – zauważa samorząd lekarski.

W piśmie prezes NRL zaznacza, że wspomniane przepisy krzywdzą dzieci lekarzy, bo przewidują jedynie pobyt w świetlicy bez zapewnienia prawa do nauki, w sytuacji gdy pozostałe dzieci realizują program nauczania z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.

"Jeśli natomiast lekarz będący rodzicem takiego dziecka chciałby zapewnić swojemu dziecku prawo do nauki zdalnej w warunkach domowych, to nie gwarantuje się mu prawa do zasiłku opiekuńczego" – podkreślono.

Dlatego też, w ocenie samorządu lekarskiego, "konieczna jest pilna zmiana przywołanych przepisów uwzględniająca słuszne interesy dzieci lekarzy, respektująca zasadę, że dzieci lekarzy mają takie samo prawo do nauki, jak pozostałe dzieci".

"Należy również zapewnić lekarzom oraz pozostałym pracownikom podmiotów wykonujących działalność leczniczą prawo do zasiłku opiekuńczego, w czasie gdy szkoła została zamknięta" – stwierdzono.

Prezes NRL podkreślił, że gorsze traktowanie jednej grupy zawodowej w zakresie uprawnienia do zasiłku opiekuńczego nie znajduje dostatecznego uzasadnienia.

]]